Jacek Dobrzyński, komisarz z Komendy Wojewódzkiej w Białymstoku: Czy sugeruje Pan, że ludzie, którzy jeszcze przed chwilą obrzucali się wyzwiskami, najgorszymi obelgami, nagle zapałali solidarnością?
- Wykluczone. Nie wiem, czemu pseudokibice Jagiellonii wtargnęli na boisko. Ich trzeba pytać. Pamiętajmy jednak, że to był mecz piłki nożnej, a nie zabawa w wojnę z policją.
- Grupka chuliganów z Warszawy zachowywała się agresywnie. Wszystko zaczęło się jeszcze przed meczem, gdy kilkadziesiąt osób naparło na ogrodzenie i wyrwało je. Ochrona nie zapanowała nad sytuacją i wtedy wkroczyliśmy. Doszło do pierwszych przepychanek.
Rozważaliśmy wyprowadzenie chuliganów ze stadionu. - Byliśmy jednak świadomi, że wtedy ich agresja jeszcze wzrośnie. Według naszej oceny pozostawienie ich na stadionie do końca było lepszym rozwiązaniem. Zresztą później spokojnie opuścili sektor i mogliśmy odwieźć ich na dworzec.
- Armatki zostały użyte, gdy grupka z sektora Legii chciała wyrwać kratę i wtargnąć na boisko. Woda miała ich odsunąć od ogrodzenia. Gumowe kule wykorzystano, gdy życie i zdrowie policjantów zostało zagrożone. Ośmiu zostało rannych. Jeden - trafiony metalowym prętem - miał ogromnego farta, dostał w szyję między krtanią a tętnicą. Kolejny dostał w głowę kawałkiem bruku. Od siły uderzenia pękł mu kask. Użycie broni gładkolufowej poprzedziły strzały ostrzegawcze.
- Strzelaliśmy tylko wtedy, gdy było to konieczne. Nie strzelaliśmy do wszystkich kibiców, tylko do tych, którzy stanowili zagrożenie. Na meczu byli normalni fani, ludzie z żonami, dziećmi... Pamiętam scenę, gdy ojciec z synem prosili nas, by ich zabrać z trybuny, bo znajdowali się w pobliżu chuliganów...
- 45, w wieku 15-34 lat. Ośmiu z Warszawy, ośmiu z Sokółki, reszta jest z Białegostoku i okolic. Większość była pijana. Analizujemy teraz zdjęcia i kasety wideo. Niektórym zostaną postawione zarzuty zakłócania porządku publicznego, ale także zarzut czynnej napaści na funkcjonariusza. Te sprawy trafią do sądów karnych.
- Ostateczną decyzję podejmują władze miasta. Opinia policji jest jedną z wielu, obok ekspertyzy pożarniczej, pogotowia itd. Dokładnej odpowiedzi, co było w naszej opinii, dać nie mogę, bo nasz komendant wyjechał. Wiem jednak, że mieliśmy sporo krytycznych uwag dotyczących bezpieczeństwa.
- Robiliśmy to, co było konieczne. Jeśli chodzi o kibiców, to podkreślam, że przeważali tacy, którzy przyjechali kibicować, tacy, którzy naprawdę kochają swoje zespoły. Niestety, razem z nimi przybyła też stadionowa zaraza...