A jednak się kręci. 8,5 mln. Nędza Wisły Kraków

Bogusław Cupiał od lat biednieje - jego blisko dwumiliardowy majątek skurczył się o 75 proc., do półmiliardowego - a wraz z nim biednieje Wisła Kraków, która konsekwentnie stacza się też w ligowej tabeli. Wiadomo, cienki portfel to ciency piłkarze.

Szczególne okoliczności wymagają szczególnych metod działania. I trzeba klubowi oddać, że radzi sobie z kryzysem oryginalnie.

W procesie z pośredniczącym w handlu piłkarzami Adamem Mandziarą Wisła przegrała 3 mln złotych.

Prawna bijatyka z bułgarskim napastnikiem Cwetanem Genkowem kosztowała ją 2 mln zł.

Szarpanina z serbskim bramkarzem Milanem Jovaniciem - 2 mln zł z okładem.

Trenerowi Franciszkowi Smudzie sąd nakazał wypłacić ponad 1 mln zł.

Wreszcie dzisiaj rozjemcy przy PZPN rozwiązali z winy klubu kontrakt karnie - i, jak się okazało, bezprawnie - relegowanego do rezerw Radosława Cierzniaka. Bramkarz, który jesienią nie wyszedł spomiędzy wiślackich słupków nawet na chwilę, przejdzie zatem do Legii za darmo, co oznacza kolejną stratę. Około ćwierć miliona złotych.

Tylko na przywołanych sprawach Wisła straciła 8,5 mln. Dałoby się za to przez dwa sezony utrzymać z sześciu bardzo przyzwoitych ligowych piłkarzy. Albo ze trzy autentyczne gwiazdy. Ludzi, których może zabraknąć w batalii o utrzymanie.

Wisła inwestuje jednak gdzie indziej. Chyba nikt w tzw. ekstraklasie nie zatrudniał w minionych latach tylu prezesów i wiceprezesów, dyrektorów i wicedyrektorów, ewentualnie p.o. prezesów lub dyrektorów. Nikt równie zapamiętale nie wywija też stołkiem trenerskim - od 2010 r. krakowianie wymieniali szkoleniowców 10 razy. Legia miała ich w tym okresie sześciu. Lech - pięciu. Zresztą jeśli zanalizujemy minioną dekadę, proporcje będą identyczne. Skutki widzimy w tabeli - jesienią Wisła wylała Kazimierza Moskala, który trzymał drużynę w czołówce, żeby jego następcy w siedmiu kolejkach wyskrobali jeden (!) punkt. Majstersztyk.

Lata temu prorokowałem na łamach "Gazety", że wszystko zmierza ku upiornemu finałowi - Cupiał spuści Wisłę z ligi. Prorokowałem bez satysfakcji, do jego klubu dzięki bajecznej erze Henryka Kasperczaka czuję olbrzymi sentyment. Rzeczywistość wykracza jednak dalece poza to, co umiałem sobie wyobrazić, bo sądziłem, że istnieje maksymalna liczba wpuszczonych do klubu sabotażystów, że po jej przekroczeniu właściciel pójdzie po rozum do głowy.

Najwyraźniej nie istnieje. Wisła miała, jak hucznie ogłaszała, wprowadzać u siebie wysoką kulturę korporacyjną - też brzmi podejrzanie, ale przynajmniej brzmi jakoś - a miotają nią menedżerowie o kompetencjach, które prawdopodobnie nie wystarczyłyby do zarządzania warzywniakiem. Ten klub nie tonie z nędzy finansowej, ten klub ciągnie na dno nędza umysłowa.?

Podyskutuj o felietonie na blogu Rafała Steca

Zobacz wideo

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.