Ostatni raz GKS wygrał w
ekstraklasie 24 października 1998 roku z Odrą w Wodzisławiu. Przed meczem z
Legią niewielu liczyło na przełamanie niemocy. Po pierwsze, drużyna Franciszka Smudy w tym sezonie jeszcze nie przegrała. Po drugie, ostatni raz GKS wygrał z Legią w lidze w sezonie 1994/95, a z ostatnich dziesięciu spotkań przegrał osiem.
Tym razem było inaczej, choć po pierwszej połowie nic na to nie wskazywało. - Mogliśmy prowadzić 3:0 - narzekał Franciszek Smuda i miał rację. W 14. minucie potężny strzał Marcina Mięciela trafił w słupek, a w 39. minucie Jacek Zieliński przestrzelił karnego podyktowanego za rękę Jakubowskiego.
- Do przerwy graliśmy bardzo nerwowo i bojaźliwie. Druga połowa była już pod nasze dyktando - podkreślał trener Bogusław Kaczmarek. Katowiczanie, a zwłaszcza Marek Kubisz, grali jednak nieskutecznie. Kubisz najpierw trafił w słupek, a po chwili strzelił w bramkarza Robakiewicza z trzech metrów.
Zwycięskiego gola gospodarze strzelili już w przedłużonym czasie
gry. W 92. minucie Rafał Siadaczka przewrócił w polu karnym szarżującego Marcina Bojarskiego i sędzia podyktował "jedenastkę". Nikt w drużynie gospodarzy nie kwapił się do oddania strzału. - Przed meczem zapytałem w szatni Yahayę, czy jeśli będą ważyć się losy meczu, przyjmie na siebie odpowiedzialność - opowiadał na konferencji prasowej trener Bogusław Kaczmarek. - On na to: "Coach, za krótko jestem w drużynie, ale po kilku meczach możesz na mnie liczyć". Kiedy "Generał" (Marek Świerczewski) zrezygnował ze strzelania karnego, okazało się, że w końcu Moussę namówili - mówił.
Yahaya nie dał szans Robakiewiczowi. - Czuję się bardzo szczęśliwy, że zadecydowałem o zwycięstwie GKS. Karny? Byłem pewny, że go strzelę. Zachowałem zimną krew. Spokojnie ustawiłem piłkę. Położyłem bramkarza i strzeliłem w drugi róg - opowiadał Yahaya.
Kaczmarek nie widział decydującego strzału napastnika z Nigru. - Nerwy mi nie pozwoliły. Musiałem wyjść do szatni. Wróciłem dopiero, kiedy sędzia odgwizdał koniec meczu. To, co los odbierał nam podczas ostatnich spotkań, dzisiaj nam oddał - stwierdził Kaczmarek.
- Na pewno jest to dla nas gorzka pigułka. Bramka stracona w ostatniej sekundzie meczu szczególnie boli. Nie wiem, co mam powiedzieć o tym nieszczęsnym karnym. To chyba jakaś plaga - na treningach wszyscy normalnie strzelają karne. Wtedy nikt nie ma z tym kłopotu, a w meczu nie strzelają - powiedział Franciszek Smuda.
- Kiedy graliśmy słabiej, zdobywaliśmy komplet punktów. Za to na Bukowej zagraliśmy dobry mecz, szczególnie w pierwszej połowie, a punkty nam uciekły. Taka jest jednak piłka. Liczy się to, co wpada do bramki, a nie to, kto był lepszy na boisku - mówił niepocieszony Marek Citko.
- Dzisiaj byliśmy dla Legii równorzędnym rywalem i sprawdziło się powiedzenie "do trzech razy sztuka" [GKS dwukrotnie przegrał w obecnym sezonie z Legią w Pucharze Ligi - red.] - stwierdził Marcin Bojarski. - 90. minuta? Cieszę się, że w odpowiednim miejscu znalazłem się w odpowiednim czasie. Wyprzedziłem Rafała Siadaczkę, a on na mnie wpadł i spowodował mój upadek. Sprawdźcie to w telewizji.
Moussa Yahaya
Nie przestraszył się odpowiedzialności i strzałem z karnego zapewnił katowiczanom pierwsze zwycięstwo w sezonie.
GKS - Legia 1:0 |
|
|
|
|
|
11 |
strzały |
13 |
|
|
5 |
celne |
3 |
|
|
1 |
słupki i poprzeczki |
1 |
|
|
15 |
faule |
19 |
|
|
5 |
spalone |
1 |
|
|
5 |
rożne |
7 |
|
|
1 |
żółte kartki |
3 |
|
Strzelec bramki
GKS: Yahaya (90. z karnego po faulu Siadaczki na Bojarskim).
Widzów 4,5 tys.
GKS:
Lech - Szala, Świerczewski Ż, Sznaucner - Jakubowski, Bukalski, Dudek (26. Kubisz), Widuch, Bała (78. Andruszczak) - Mikulenas (68. Bojarski), Yahaya.
Legia: Robakiewicz - Wojtala, Murawski, Zieliński Ż, Siadaczka - Giuliano Ż, Majewski, Citko, Karwan - Kucharski (78. Sokołowski), Mięciel Ż.