Real Madryt - Bayern Monachium. Saga bez końca

"Wolę przegrać jeden mecz dziewięcioma golami niż dziewięć meczów jednym" - powiedział gorzko trener Realu Vujadin Boskow. Mija 35 lat od klęski "Królewskich" w towarzyskim meczu z Bayernem Monachium 1:9 - pisze Dariusz Wołowski, autor bloga "W polu karnym", dziennikarz "Gazety Wyborczej" i Sport.pl.

Bayern i Real spotkają się za chwilę po raz 29. W rywalizacji międzynarodowej nie sposób znaleźć dwa kluby, które stworzyłyby podobne relacje. Finał Audi Cup w Monachium, czyli starcie drużyn Pepa Guardioli i Rafaela Beniteza, to tylko kolejna gra przedsezonowa, trudno jednak przymknąć oko na historię długą, pasjonującą, chwilami dramatyczną. Jak awantura z napaścią na arbitra po meczu w 1976 roku lub 11 lat później, gdy Juanito stanął korkami na twarz leżącego Lothara Matthaeusa.

W 1979 roku, gdy powstało trofeum upamiętniające słynnego prezesa Santiago Bernabeu, Bayern wygrał pierwszą i drugą jego edycję. Za każdym razem pokonując "Królewskich". Trudno przewidzieć, co stałoby się w trzeciej, gdyby Niemcy nie opuścili boiska w półfinale z Dinamem Tbilisi. Kibice na stadionie Bernabeu byli przeciw Bayernowi, Karl-Heinz Rummenigge, dziś prezes Bawarczyków, zrobił w ich kierunku gest, który hiszpański sędzia Pes Perez uznał za obsceniczny i wyrzucił gwiazdę Bayernu z boiska. Reszta kolegów zeszła za nim.

Trzeci raz Real się przełamał. Pod koniec sierpnia 1985 roku zdobył trofeum Bernabeu, pokonując Bayern 4:2. Gospodarze przegrywali, ale w drugiej połowie gole zdobyli Hugo Sanchez, Emilio Butragueno, Santillana i Jorge Valdano, dla Niemców trafiali gracze równie emblematyczni jak Matthaeus i Soren Lerby. W roku 2002 trofeum Bernabeu zmieniono na Puchar Stulecia uświetniający wiek istnienia Realu. I to trofeum także wylądowało w Monachium. W 2007 roku Bawarczycy powołali do życia Puchar Beckenbauera, trzy lata później zagrali w finale z Realem, przegrywając po rzutach karnych, kiedy nowo kreowany mistrz świata Iker Casills zatrzymał dwa strzały. To było pierwsze trofeum, jakie zdobył w Realu Jose Mourinho. Kontynuacją Pucharu Beckenbauera jest właśnie Audi Cup, gdzie "Królewscy" zagrają z Bayernem 29. raz.

Rywalizacja towarzyska między tymi klubami właściwie nie istnieje. Każdy mecz nosi w sobie zarodek konfliktu. Tym razem bardziej głodni sukcesu są Bawarczycy, którzy przed rokiem w półfinale Pucharu Europy przegrali dwumecz 0:5. Dla Pepa Guardioli to był pierwszy ciężki cios, choć mówi, że gra z Realem nie stanowi dla niego problemu. Wyznał jednak kiedyś, że jego podziw dla Bayernu i marzenie, by kiedyś w nim pracować, wzięło się ze skuteczności, jaką wykazywali Bawarczycy w starciach z "Królewskimi". W czasach piłkarza Guardioli, wychowanego w barcelońskiej "La Masii", symbolem efektywności i wyrachowania był Real. Tymczasem zdarzało się, że Bawarczycy bili go pod tym względem. Pep chciał zrozumieć, jak od czasu do czasu nawet bez topowych gwiazd Bayern potrafi osiągać aż tyle.

Dziś sytuacja się zmieniła. W ostatniej dekadzie, także za sprawą Guardioli, Barcelona doścignęła Bayern w klasyfikacji wszech czasów Pucharu Europy. Dziś trudno mówić o kompleksach, Pep witany był w Monachium jak nowy, futbolowy prorok. Ale z nim na ławce Bayern spadł z europejskiego szczytu, przed rokiem za sprawą Realu, niedawno za sprawą Barcelony.

Wracając do meczu sprzed 35 lat, w którym Bawarczycy zmasakrowali "Królewskich" dziewięcioma bramkami - bramkarz Garcia Remon (potem trener Realu w 2004 roku) szlochał, że nikt nigdy nie wbił mu tylu goli. ŚP Boskow miał jednak rację. W kolejnej edycji Pucharu Europy Real z Juanito i Vicente Del Bosque zaszedł dalej niż Bayern. Bawarczycy odpadli w półfinale z Liverpoolem, "Królewscy" pokonali Inter, by na Parc des Princes zagrać o trofeum z Anglikami. Ulegli po golu w 82. min Alana Kennedy'ego.

Rywalizacja Realu z Bayernem w najważniejszych klubowych rozgrywkach jest prawdziwym ewenementem. 22 mecze: 9 zwycięstw Realu, dwa remisy i 11 porażek, gole 31-33. Nigdy nie spotkali się w finale. Emocji i tak było aż za wiele. W 2000 roku w fazie grupowej "Królewscy" polegli w dwumeczu z Bayernem aż 3:8, by w półfinale wyeliminować Bawarczyków i zdobyć trofeum po raz ósmy. Rok później monachijczycy zrewanżowali się "Królewskim" na tym samym etapie, by sięgnąć po raz czwarty w historii Puchar Europy. Jedni i drudzy ograli w finałach Valencię.

Ostatnio? W 2012 roku Bayern był lepszy w półfinale dzięki rzutom karnym, po spektakularnym pudle Sergio Ramosa, Manuel Neuer zakpił z Hiszpana na Twitterze. I to właśnie Ramos był bohaterem półfinału sprzed roku, gdy najlepszy bramkarz świata na oczach swoich fanów jak niepyszny sięgał do siatki dwa razy po jego strzałach.

Tym razem Real pojechał do Monachium bez kontuzjowanych Ronaldo i Karima Benzemy. Benitez próbuje Garetha Bale'a na pozycji "mediapunta", czyli cofniętego napastnika. Tak chciał sam Walijczyk, uskarżając się, że przez zsyłkę na prawe skrzydło stracił poprzedni sezon u Carlo Ancelottiego. Ale w każdym sparingu jego gra budzi wątpliwości, wydaje się, że za napastnikiem w takim zespole jak Real powinien grać ktoś z techniką Isco lub Jamesa. Kłopoty kadrowe sprawiają, że ta dwójka może grać razem, w półfinale z Tottenhamem udowodnili, jak to bywa korzystne dla zespołu. Gdy zacznie się sezon, Benitez eksperymenty skończy. Audi Cup to może jedna z nielicznych okazji, by zobaczyć Real z Isco, Jamesem i Jese.

Dla Guardioli sparing z Realem też nie jest niczym trywialnym. Jego sytuacja staje się trudna, po każdej porażce czuje się atakowany przez media. Superpucharu Niemiec znów nie zdobył - trzeci raz z rzędu, Bayern musi wygrać Audi Cup, zważywszy na to, kto jest rywalem w finale.

Kilka miesięcy temu, gdy losowano pary półfinałowe Ligi Mistrzów kontrowersyjny dziennikarz "Asa", który swoją zawodową pozycję zbudował na fanatycznym i ślepym uwielbieniu dla Realu skakał z radości. Najpierw Barca trafiła na Bayern, więc wykrzyczał: "Cudownie, niech się wykrwawią, niech się wzajemnie pozabijają". Realowi pozostał Juventus, co skomentował słowami: "droga otwarta do Berlina". I jak to często bywa, futbol zakpił sobie z wszelkich przewidywań.

Jednego możemy być jednak absolutnie pewni: do sagi o pojedynkach Realu z Bayernem zostaną dopisane kolejne rozdziały. Dla kibiców w Polsce będzie ona bardziej swoja ze względu na Roberta Lewandowskiego. Póki co dwa kolosy grają dziś towarzysko, ale prędzej czy później znów będą na siebie skazane. W ostatnich czterech sezonach jedni i drudzy docierali co najmniej do półfinału Ligi Mistrzów. Jeśli Pep ma opuszczać Monachium jako człowiek sukcesu lub Rafa nie skończyć pracy w Realu po jednym sezonie, muszą się liczyć z kolejnym starciem wagi ciężkiej za mniej więcej dziewięć miesięcy.

Więcej tekstów autora znajdziesz na blogu "W polu karnym"

Piłkarze i ich sobowtóry z Gry o Tron [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.