Dariusz Wołowski: Co różni futbol włoski od hiszpańskiego?

Primera Division i Serie A to najbogatsze, najpotężniejsze ligi kontynentu. W tym roku w ćwierćfinałach europejskich pucharów Włochom nie został nikt, Hiszpanie mieli aż siedem drużyn. Dlaczego przy podobnych umiejętnościach piłkarzy dokonania jednych i drugich są tak różne?

Dariusz Wołowski: Co różni futbol włoski od hiszpańskiego?

Primera Division i Serie A to najbogatsze, najpotężniejsze ligi kontynentu. W tym roku w ćwierćfinałach europejskich pucharów Włochom nie został nikt, Hiszpanie mieli aż siedem drużyn. Dlaczego przy podobnych umiejętnościach piłkarzy dokonania jednych i drugich są tak różne?

Dariusz Wołowski

Analiza

Na pierwszy rzut oka futbol z Półwyspu Iberyjskiego i Apenińskiego są krewniakami. Łączy je południowy temperament i technika. Ale przyglądając się meczom Primera Division i Serie A, widzimy znacznie więcej różnic niż podobieństw. Jak między piłką brazylijską i argentyńską.

Różnica pierwsza: skrzydłowi

W Serie A gra się bez nich. "Po co zabijać się o piłkę gdzieś z boku, skoro bramki stoją na środku" - to włoski sposób myślenia. Dwóch napastników (jeden cofnięty) toczy bój z obrońcami w środku boiska lub w polu karnym. Dośrodkowań jest nie za wiele, bo też pod bramką przewaga broniących nad atakującymi jest duża. I dlatego w Serie A od napastnika wymaga się bardzo wysokiej skuteczności. Gdy zmarnuje jedną szansę, druga może się nie zdarzyć. A jeśli zmarnuje drugą, czeka go ławka rezerwowych.

W Hiszpanii skrzydłowi grają role kluczowe. To takie koła zamachowe ciągnące grę pod przeciwne pole karne. Dobra gra na bokach pozwala stworzyć napastnikom wiele sytuacji podbramkowych. I nawet przy nie najwyższej skuteczności w meczach pada sporo goli. A presja i lęk nie przeszywają strzelców do szpiku kości.

W Realu Madryt nie tylko pomocnicy Luis Figo i Steve McManaman (grający na zmianę z Savio), ale też obrońcy Roberto Carlos i Michel Salgado to właściwie typowi skrzydłowi. W innych klubach jest podobnie. Głośna była kłótnia poprzedniego trenera Barcelony Louisa van Gaala z Rivaldo. Brazylijczyk upierał się, by grać w środku pola, Holender chciał zatrzymać swą wielką gwiazdę na skrzydle. Tam miał większy wpływ na grę zespołu.

Jeśli idzie o rolę skrzydłowych, Primera Division przypomina odległą z pozoru Premier League. Ryan Giggs i David Beckham to kluczowi gracze Manchesteru United. I od ich postawy na bokach boiska zależy nie mniej niż od Roya Keane'a w środku.

Różnica druga: skracanie pola gry

We Włoszech to standard. Linia obrony odsuwa się od pola karnego, tak by gra toczyła się na 30-metrowym pasie w środku boiska. Zgromadzenie 20 piłkarzy na tak małym obszarze sprawia, że nawet najwięksi wirtuozi mają kłopoty z przyjęciem piłki, a na jej rozegranie nie ma chwili do namysłu. Każdego, kto jest przy piłce, natychmiast atakuje dwóch, nawet trzech rywali. Wygranie pojedynku z jednym broniącym to nie jest jeszcze sprawa kapitalna.

W Hiszpanii tak jak w Anglii do gry wykorzystuje się całe boisko. Piłkarze mają znacznie więcej czasu i miejsca, choć biegają nie mniej niż we Włoszech. Pojedynki indywidualne to klucz do sukcesu. Luis Figo rzadko pozbywa się piłki natychmiast. I nikomu nie przyszłoby do głowy robić mu wymówki.

Różnica trzecia: trenerzy

We Włoszech pełnią rolę gwiazd nie mniejszych niż piłkarze. W ich głowach powstaje plan na grę, schematy, do których dopasowują wykonawców. W Hiszpanii zadaniem trenera jest znalezienie taktyki, która w największym stopniu pozwoli wykorzystać indywidualne możliwości piłkarzy. Prościej - w Serie A gracze są po to, by wykonać zadanie, w Hiszpanii to zadanie jest określane tak, by pasowało do graczy. Trudno uznać, że szkoleniowcy pracujący w Primera Division to ludzie anonimowi, ale Vicente del Bosque z Realu i Lorenzo Serra Ferrer z Barcelony to nie są trenerskie indywidualności pierwszego formatu. Niedawno w dwóch największych klubach Hiszpanii pracowali John Toshack i van Gaal, próbując podporządkować piłkarzy wymyślonej przez siebie strategii. I już pracują gdzie indziej.

Różnica czwarta: atak i obrona

W Hiszpanii ofensywa stawiana jest zdecydowanie ponad obronę. Jest jakby naturalnym sposobem rozumienia i przeżywania gry. Kreowanie, tworzenie jest tu w cenie, liczba ofensywnych schematów - niezliczona, a każdy piłkarz wkłada w nie coś swojego. Broni się za to z musu, jakby nie po to, żeby uprzykrzyć życie rywalowi, ale tylko odebrać mu piłkę. I wciąż mieć ją przy nodze.

We Włoszech przeszkadzanie przeciwnikowi, czyhanie na jego błędy i wszelkie dozwolone czy nie przejawy sprytu to podstawy piłkarskiego rzemiosła. Atak pozycyjny jest raczej koniecznością, kontra żywiołem.

Różnica piąta: ryzyko

"Ryzyko po hiszpańsku" to cofnięcie się pod własną bramkę, gdy prowadzi się 1:0. "Ryzyko po włosku" to atakowanie przy takim właśnie stanie. W Hiszpanii skłonność piłkarzy do niekonwencjonalnych zagrań jest większa. I akceptacja trenerów dla ich skutków także. To, co w Primera Division uchodzi za przejaw polotu, w Serie A jest przykładem lekkomyślności, nawet głupoty.

Różnica szósta: pazerność w ataku

Piłkarze włoscy uchodzą za minimalistów. Wynik 1:0 jest ich ulubionym. Gdy prowadzą, natychmiast zasypiają pod własną bramką. Tylko że to sen pozorny. W rzeczywistości odbywa się tam ciężka praca. W Hiszpanii, szczególnie gdy gra się ze słabszym, trzeba wygrać 7:0. Jeden gol, choć da te same trzy punkty, to zdecydowanie za mało.

Różnica siódma: radość z gry

To teza najbardziej ryzykowna. Wydaje mi się jednak, że wciśnięci w taktyczne gorsety piłkarze ligi włoskiej po prostu męczą się na boisku. I często męczą widza. Są mecze, w których cała konstelacja gwiazd nie potrafi zaskoczyć nas lub olśnić. W Serie A liczy się praca, konsekwencja i punkty. Radość z gry to radość zwyciężania. W Hiszpanii ktoś, kto się na boisku męczy, jest mało kreatywny i efektywny. Swoboda, rozmach to jest tamtejsza droga do sukcesów. I to ostatnio droga właściwa.

W sumie

Dla kibica patrzącego świeżym okiem "hiszpańska gra" jest emocjonująca, włoska ciężkostrawna i nudna. Fani Primera Division - znużeni długoletnią dominacją włoskich klubów - odbierają ostatnie wyniki europejskich pucharów jako dowód, że nieskrępowany, widowiskowy futbol staje się dziś najlepszą drogą do sukcesów.

Włoski kryzys trwa już drugi sezon. Nie wynika on z tego, że piłkarze zatrudniani w Serie A są dziś słabsi. Jeśli chodzi o umiejętności indywidualne, z pewnością prezentują wciąż poziom najwyższy. Wydaje się więc, że błąd tkwi gdzieś w sposobie, w filozofii gry. Czy to znaczy, że bez gruntownych w niej zmian kluby Serie A nie będą już dominować w Europie? To teza bardzo śmiała. Bo z drugiej strony jeśli włoski styl ma się tak źle, dlaczego na Euro 2000 reprezentacja Italii dobrnęła do finału? Na pewno trzeba jeszcze poczekać na odpowiedź, czy w europejskiej rywalizacji klubów tworzy się nowa reguła, czy też porażki Włochów to tylko wyjątek od starej.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.