Przed-ligon Macieja Webera: Długi i krótki

"Gdzie jest ta Legia (tu nazwisko znanego jeszcze niedawno komentatora, które przydzielającym obsadę transmisji w TVP już się nie kojarzy), gdzie jest ta Legia" - śpiewano na niezbyt licznie zapełnionych polskich stadionach. Teraz wypadałoby zadać pytanie: gdzie jest ten Groclin - nowa siła w polskim futbolu.

O ile bowiem nasza piłka klubowa ostatnimi czasy kojarzyła się pozytywnie, to zwłaszcza dzięki drużynie z Grodziska Wlkp. O tym, że w piłkę potrafi grać Wisła z Krakowa - przed ostatnią kolejką ekstraklasy najbardziej prawdopodobny mistrz jesieni - i zawsze, przynajmniej teoretycznie, wiele można się spodziewać po Legii, wszyscy dawno już wiedzą. Ale Groclin to coś faktycznie nowego. Nie dlatego, że został wicemistrzem kraju, bo tym mógłby zostać zespół klasy, powiedzmy, Dospelu. Dlatego, że gołym okiem dało się zauważyć, iż jest to jedna z dwóch, góra trzech drużyn, której możliwości wcale nie kończą się na wyeliminowaniu Manchesteru City z Pucharu UEFA. I jeszcze liczba reprezentantów - Mila, Zając, Sobolewski czy Niedzielan z Rasiakiem, a do tego wcale nie gorsi Wieszczycki, względnie Liberda. Do tego majętny i rozsądny prezes, wysoki, stabilny i jawny budżet. I to starcza ledwie na piąte miejsce w polskiej lidze! Chyba nie przez stawianie na ofensywny styl i zaangażowanie w europejskich pucharach? To jedna z nierozwiązywalnych zagadek polskiej ligi. No, chyba że liga jest taka dobra.

Ale jeśli tak, to jest inny tak samo trudny do rozwiązania problem: dlaczego beniaminek z Łęcznej długo był tej ligi liderem, a pozostali nowicjusze - Górnik Polkowice czy Świt Nowy Dwór - są w niej raczej nieporozumieniem? Łęczna ma dużo lepszych piłkarzy? To hipoteza niepełna. Lepszych na pewno ma, natomiast nie o tyle, ile wskazywała pozycja w tabeli.

Trudno domyślić się także, czemu wszystkie kluby zostały dopuszczone do rozgrywek, czyli wszystkim przyznano licencje. Przecież w sierpniu, gdy zaczynał się sezon, nie było jeszcze gorączki wyborczej i prezes PZPN nie starał się o głosy w terenie. Przesiew kandydatów mógł więc być bardziej dokładny (teraz to co innego, wybory bliżej, więc już zaczyna się napomykać o ponownym powiększeniu ligi). Większość klubów ledwo wiąże koniec z końcem, a przecież nie ma przymusu, by tak się męczyć. Tym bardziej że frekwencja na polskich stadionach wcale nie poprawiła się od ubiegłego sezonu, a jedyny zysk przyznawania licencji to światła na każdym polskim pierwszoligowym stadionie. Choć z drugiej strony wiadomo, że jest tylko kilka polskich stadionów, na które zajrzy wielka piłka.

To po co komu te światła? Już lepiej byłoby zwiększyć moc oświetlenia na jednym z reprezentacyjnych obiektów, na przykład Stadionie Wojska Polskiego w Warszawie. To śmieszne, że podejmuje się Włochów tam, gdzie żarówki świecą najsłabiej. Rozumiemy jednak, że to problem nierozwiązywalny, bo Legii nie stać na zwiększenie mocy. I tu kolejny paradoks. Najbardziej rozpoznawalny polski klub ma największe długi i nie znajdzie się nikt, kto chciałby mu pomóc. No, ale długi ma każdy. A jak są długi, to przynajmniej sezon jest krótki (choć piłkarze są oczywiście zmęczeni). I pogoda dobra. Tak, to nam się tej jesieni udało najbardziej.

Copyright © Agora SA