Sebastian Mila dla Gazety: To było coś niesamowitego

To mój najpiękniejszy i najważniejszy gol w życiu - mówi ?Gazecie? pomocnik Groclinu Sebastian Mila, strzelec wyrównującego gola dla zespołu z Grodziska w pierwszym meczu drugiej rundy Pucharu UEFA z Manchesterem City

Robert Błoński: Wciąż jest Pan w stanie euforii?

Sebastian Mila: Tak. Jeszcze się cieszę, bo właśnie przed chwilą dzwonił do mnie trener Kaczmarek [poprzedni szkoleniowiec Groclinu - rb]. Gratulował mi, cieszył się jak dziecko. Bo ten gol to także jego zasługa. Za jego kadencji zacząłem wykonywać wolne, wcześniej tego nie robiłem. To, że strzeliłem gola, który dał nam remis, i to w sytuacji, gdy nikt na nas nie liczył, to coś niesamowitego. I jeszcze pokonałem takiego bramkarza jak David Seaman! W samozachwyt nie popadłem, radość minie, bo już w niedzielę mecz ze Świtem, potem dwa spotkania w młodzieżówce z Białorusią i jeszcze spotkanie z Widzewem. Trzeba w lidze wygrywać...

Żartowaliśmy z kolegami, że Seaman mógłby być Pana ojcem?

- (śmiech) Tak rzeczywiście... To zaszczyt strzelić bramkę zawodnikowi z takimi tradycjami.

Jak to się stało, że to Pan wykonał ten rzut wolny?

- Strzelać miał Tomek Wieszczycki. On z tego samego miejsca uderzał w Warszawie w meczu z Legią, ale Artur Boruc cudem wybronił. Bo zawsze jest tak, że Tomek strzela z prawej nogi, czyli bliżej prawego narożnika, a ja z lewej, czyli bliżej lewego. Ale przed strzałem podszedłem do Tomka, który jest moim przyjacielem, i zapytałem: "Czy mogę strzelić". Nie było tak, że podszedłem i powiedziałem: "Ja strzelam", bo mi po prostu nie wypada. "Wieszczu" spojrzał na mnie i powiedział: "Proszę bardzo". To mnie zmobilizowało dodatkowo. Pomyślałem, że skoro on we mnie wierzy, to i ja nie zawiodę. Serce zabiło mocniej, uwierzyłem, że coś może z tego być.

Myślałeś o czymś przed strzałem? Jest na to czas?

- Zastanawiałem się i patrzyłem, gdzie po ustawieniu muru stanie Seaman. Był bliżej lewego rogu. Ustaliliśmy więc, po cichu, z "Wieszczem", że on przebiegnie nad piłką. Bo wszyscy myśleli, że uderzy zawodnik prawonożny. Tomek przebiegł nad piłką, zauważyłem, że Seamana to zaskoczyło i już piłka leciała po moim uderzeniu. Bardzo chciałem, by najpierw przeleciała nad murem, potem, by nie nad poprzeczką ani obok słupka. Aż wreszcie, przemknęło, czy aby nie jest za słaby strzał, bo jak na mnie to ten wolny był ze zbyt dużej odległości.

I..?

- ...i za chwilę piłka dotknęła siatki, Seaman nie zdążył. To był najprzyjemniejszy moment, jak ten bramkarz bezradny wyjmował piłkę z siatki. A ja jak oszalały, ciesząc się jak małe dziecko, leciałem z podniesionymi rękami. I myślałem: "Boże, Boże, czy ci wszyscy ludzie w Polsce to widzieli? Co sobie teraz myślą, czy są dumni". A po chwili dopadli mnie koledzy. Ten gol to ich zasługa. To nie ja wywalczyłem rzut wolny. Ja go tylko wykonałem - dzięki ich zaufaniu. Od tego jestem.

Nie wierzę, że ojciec - były piłkarz - tym razem Cię nie pochwalił.

- Hmmm. Nie mógł uwierzyć, że coś takiego się stało. Opowiadał, że zastanawiał się przed tym strzałem, czy to możliwe, bym ja uderzał. A kiedy "Wieszcz" przebiegł nad piłką, już wiedział. Przyznał, że nie wierzył, że się odważę strzelić. Cieszył się z bramki.

Ale czy za grę pochwalił?

- No, o mojej grze to nie rozmawialiśmy, bo była nie najlepsza. Tak uważam ja sam. Ja od siebie więcej oczekiwałem. Byłem zestresowany przed meczem. Tylu ludzi, tak blisko boiska... Owszem, pomógł mi trochę mecz z Węgrami w Budapeszcie, ale jeszcze miałem trochę tremy. Ale już nie mogę doczekać się kolejnego takiego spotkania. To niesamowite.

Sprawdza się plan prezesa Drzymały. Groclin może mieć straty w lidze, byle grał na europejskim poziomie.

- Obyśmy jak najdalej zaszli w Pucharze UEFA. My też tego pragniemy. Ale interesuje nas również nasza liga. Bo, co z tego, że w tym sezonie będziemy grać w kilku rundach, jeśli latem okaże się, że zabraknie nas w tych rozgrywkach, bo w lidze zajęliśmy, powiedzmy, piąte miejsce? Prezes cieszy się razem z nami, że pokazaliśmy, iż nie jesteśmy chłopcami do bicia, że nikt się za nas nie musiał wstydzić. Ale my chcemy też być wysoko w lidze. A poza tym my jeszcze nie wyeliminowaliśmy Manchesteru. Rewanż będzie jeszcze trudniejszy...

Jak Ci się grało w Anglii pierwszy raz w życiu. Jakie wrażenia?

- Niesamowite. Pełne trybuny i co podanie - to ryk. Co wślizg - to ryk. Co przejęcie - to ryk. Nieustanne piosenki, oklaski. Mieliśmy trudny początek. Anglicy nas zepchnęli, mogli strzelić kilka goli, zdobyli jednego. Trochę musiało upłynąć, nim się otrząsnęliśmy. Nie zlekceważyli nas, choć przed meczem nie wiedzieli, co to jest Groclin i że w ogóle istnieje. Nie wykorzystywali kolejnych okazji, i to rodziło w nich frustrację, bo bardzo chcieli wygrać. Grali twardo, jak to Anglicy, ale fair. Bez chamstwa.

Po meczu wymieniłeś się na koszulki z Chińczykiem. Dlaczego z nim?

- Nie wiem. Było mi obojętne, z kim się wymieniam. Chciałem mieć z tego meczu pamiątkę.

Co się działo w szatni? Przyszedłeś do niej jako ostatni, bo udzielałeś wywiadu telewizji.

- I jak wszedłem, już były śpiewy, okrzyki radości. Że się udało, że super, że się nie daliśmy. Ale też były głosy, że za trzy tygodnie rewanż. To było radość kontrolowana.

Wypiliście po angielskim piwie?

- A skąd. Żadnego piwa ani szampana. W trakcie sezonu takie zwyczaje nie panują w zespole trenera Radolsky'ego. Nie pozwala na nic. Przyzwyczailiśmy się do tego, bo przed nami kilka trudnych meczów.

Maciej Szczęsny powiedział w telewizji, że "długo to ten Mila już sobie w Polsce nie pogra"...

- (śmiech) Miło słyszeć takie słowa. One mnie mobilizują do jeszcze większego wysiłku na treningach. A zagraniczny wyjazd to moje marzenie.

Twoja wymarzona liga, wymarzony klub?

- Tacie obiecałem kiedyś, że zagram w Milanie. Ale do Mediolanu nie kupują dlatego, że ktoś strzelił gola Seamanowi, w polskiej lidze ma ze dwie bramki i może cztery asysty. Naprawdę trzeba być dobrym, zasłużyć sobie, by trafić do takiej drużyny. Może za parę lat? A teraz? Nie wiem. Jeśli już, to poszedłbym tam, gdzie mnie będą chcieli. Może dobra byłaby liga francuska? Albo angielska. Na razie o tym nie myślę.

Nie boisz się mody, boomu na Milę, jaki teraz wybuchnie?

- To jest miłe, o ile mi nie będzie przeszkadzało...

...będzie.

- Spokojnie. Nie zastanawiałem się nad tym. Piątek jest jeszcze dniem na chwilę radości, wspominanie. Mieliśmy tylko odnowę po powrocie z Anglii. W Grodzisku byliśmy o 6.30. Pospałem do południa. W sobotę wyłączam telefon, koncentruję się na Świcie. Koniec myślenia o Manchesterze.

Widziałeś już swojego gola w telewizji?

- Tak. Na lotnisku kilku kibiców nagrało bramkę na kamerę. Obejrzałem ją już w Anglii. Wszyscy gratulowali, nikt nie żartował, że piłka mi zeszła z nogi, bo nie zeszła (śmiech).

Najmilsza opinia po meczu?

- Jeden z kolegów z drużyny olimpijskiej przysłał mi SMS-a: "Strzeliłeś jak Beckham". A... No i jeszcze jedno. Na lotnisku w Anglii chłopaki z Groclinu powiedzieli, że tym razem oni zaniosą ciężkie, metalowe skrzynie ze sprzętem do samolotu. Mnie dali odpocząć, bo strzeliłem gola.

Tak będzie zawsze?

- A skąd. Jednorazowy wypadek. Wciąż jestem najmłodszy w zespole i wiem, jakie są moje obowiązki. Po meczu ze Świtem wracam do swojej roboty, znowu je będę targał do autokaru. Ale w Manchesterze miło mi się zrobiło, że chłopaki w ten sposób podziękowali mi za gola strzelonego Seamanowi.

Czy Mila powinien grać w reprezentacji Janasa
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.