Poprzedni najwyższy rezultat w rozgrywkach Ligi Mistrzów padł 24 października 2000 roku, kiedy Paris St. Germain pokonał Rosenborg Tronheim 7:2. Wprawdzie w spotkaniu w Monte Carlo goście z La Coruni wystąpili bez kilku podstawowych zawodników, jak pomocnicy Fran i Victor czy napastnik Luque, ale takiego zwycięstwa nikt się nie spodziewał. Ba, myślano, że Hiszpanie już w środę zapewnią sobie awans do jednej ósmej finału. Zwłaszcza że gospodarze grali bez swego największego gwiazdora Fernando Morientesa. Tymczasem byłego napastnika Realu Madryt godnie zastąpił Dado Prszo, który popisał się klasycznym hat-trickiem.
Chorwat występuje w Monaco od 1997 roku, jednak cały czas był rezerwowym, pozostając w cieniu takich gwiazd, jak: Thierry Henry, David Trezeguet, Marco Simone czy Oliver Bierhoff. Talentu dopatrzył się u niego dopiero kapitan mistrzów świata z 1998 roku, Didier Deschampes, któremu wróży się wspaniałą trenerską karierę. Postawił na Prszo, a ten w ostatnim sezonie przebił się do pierwszego składu i wraz z Shabani Nondą zdobył we wszystkich rozgrywkach 38 goli.
Monaco prowadziło już 4:0, kiedy Deportivo odpowiedziało golami Diego Tristana i Scaloniego. Żadna jednak drużyna w historii Champions League nie zdołała jeszcze odwrócić losów meczu, przegrywając czterema golami, i tak też było tym razem. Ledwo zaczęła się druga połowa, a kolejne bramki zdobyli Plasil i Prszo. Chorwat stał się trzecim zawodnikiem w historii Ligi Mistrzów, który zdobył cztery bramki w meczu - po Marco van Bastenie (w barwach AC Milan w 1992 roku) i Simone Inzaghim (Lazio, 2000).
Nie mógł wymarzyć sobie lepszego powrotu na stare śmiecie Giovane Elbera. Brazylijczyka - wyrzuconego po sezonie z Bayernu, by zrobił miejsce dla nowego, młodszego gwiazdora Roya Makaaya - powitały na Stadionie Olimpijskim w Monachium olbrzymie transparenty niemieckich kibiców: "Giovane, danke für alles" (Dziękujemy za wszystko). Fani pamiętali, że podczas sześciu sezonów, który spędził w Bayernie, stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem Bundesligi. Tuż po przerwie Elber strzałem z ostrego kąta pokonał bezradnego Olivera Kahna, który mógł tylko wydrzeć się na swoich defensorów. Po bramce na 2:1 wzruszony Brazylijczyk oparł się o banner reklamowy i ukrył twarz w dłoniach. Po porażce z Lyonem wszystkich piłkarzy Bayernu żegnały gwizdy, oklaski dostał tylko Elber.
W ostatniej chwili szansę na awans przedłużyli sobie piłkarze Arsenalu, którzy wygrali z Dynamem Kijów 1:0 po golu Ahleya Cole'a w 88. min. "Kanonierzy" raz jeszcze udowodnili, że nie bardzo potrafią grać w meczach pod presją, zwłaszcza w Lidze Mistrzów i na własnym boisku. Tak jak w poprzednich edycjach przegrywali kluczowe pojedynki z Valencią lub nie potrafili pokonać broniącej się w dziesiątkę Romy, tak w środę na Highbury długo męczyli się z Dynamem. Choć Freddie Ljungberg zapewniał przed meczem, że "Kanonierzy" zareagują jak przystało na człowieka przypartego plecami do ściany. On i jego koledzy przeważali, ale bili jak głową w mur. W końcu gola na wagę zwycięstwa zdobył obrońca.
Michał Żewłakow rozegrał 90 min w przegranym 1:3 spotkaniu z Celtikiem Glasgow, w 45. min dostał żółtą kartkę.
Makaay (14.) - Juninho Pernambucano (6.), Elber (53.);
Larsson (12.), Miller (17.), Sutton (29.) - Dindane (77.).
Cole (88.);
Recoba (14.) - Łoskow (54.).
Rothen (2.), Giuly (11.), Prso (25., 29., 45., 49.), Plasil (47.), E. Cisse (67.) - Tristan (39., 52.), Scaloni (44.);
Bouma (51.), Robben (63.).
Mavrogenidis (6.), Castillo (34.), Giovanni (90.).