Robert Gubiec: Gorzej być nie może

W tej chwili mam komornika na karku, nie mam telefonu komórkowego, sprzedaję samochód, mam nierozliczony PIT za zeszły rok, mam kontuzje, popełniłem katastrofalny błąd w Łęcznej, i teraz jeszcze ta kara

Karę 10 tys. zł w zawieszeniu zarząd Polonii nałożył na 24-letniego bramkarza za kuriozalnego gola, którego Gubiec puścił w ostatniej minucie meczu z Górnikiem Łęczna. Polonia przegrała 1:2.

Olgierd Kwiatkowski: Pogodził się Pan już z karą?

Robert Gubiec: W żaden sposób. Jeżeli tak postąpiono ze mną, czy wobec tego nie powinien zostać ukarany Igor Gołaszewski za to, że nie strzelił karnego z Legią? Albo Maciej Nuckowski za głupią czerwoną kartkę w Łodzi, albo Wojtek Szymanek za samobójczego gola w Grodzisku? Nie mówię tego przeciw kolegom z drużyny. Wojtek sam mi powiedział, że poczuwa się do winy i dlatego kara dla mnie wydaje mu się dziwna.

Ale Pan ma też inne grzechy na sumieniu, a wtedy Polonia Panu pomagała. Na przykład, gdy był Pan zdyskwalifikowany za naruszenie nietykalności sędziego w meczu rezerw...

- Wiele osób pisało przy okazji mojej wpadki w Łęcznej, że trzy lata temu pobiłem sędziego. Gdybym to zrobił, miałbym dożywotni zakaz gry w Polsce i na świecie. Ja sędziego odepchnąłem. Mój kolega z juniorów legionista Tomasz Jarzębowski złapał mnie i odciągnął. Uratował mi skórę, bo dzięki temu sędziego nie uderzyłem. Byłem młody, odpokutowałem, przez pół roku nie grałem. Dziś mam dobre kontakty nawet z tym sędzią, co znaczy, że nie zrobiłem czegoś strasznego. To prawda, że Polonia mi wtedy pomogła, także Marek Ruszkiewicz, który mnie teraz ukarał.

Latem tego roku wyjechał Pan samowolnie na testy do austriackiego klubu Salzburg? Polonia wybaczyła...

- Klub nie miał na to dowodów.

Sprawdzili pieczęć w paszporcie z granicy austriacko-czeskiej.

- Mam bogatą dziewczynę, z którą byłem na zakupach w Austrii, a tydzień wcześniej we Włoszech, bo pieczątkę z Włoch też mam w paszporcie.

Niech Pan nie żartuje.

- Powiem prawdę. Drugi raz za to samo nie mogą mnie przecież zawiesić. Byłem w Salzburgu, bo chciałem zobaczyć, jak wygląda praca w zachodnim klubie. Będę jeszcze bardziej szczery. Najpierw pojechałem na testy do AC Parma. Pracowałem z trenerem bramkarzy tego klubu, który wychował Buffona, Peruzziego i Cudiciniego. Nie powiedział mi, czy się nadaję, czy nie. Nie był od tego. Miał wydać opinię, czy się nadaję do Salzburga. Chyba wydał pozytywną, skoro dostałem zaproszenie do Austrii. Nie mówiłem o tym, ale teraz mi już nie zależy na dyskrecji.

To oznacza, że żegna się Pan z Polonią?

- Dostałem dużego kopa w tyłek w Polonii. Straciłem cierpliwość. Stawiam sprawę jasno. Składam pismo do PZPN z prośbą o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Kiedy to zrobię, zarząd mnie odstrzeli. Spróbuje coś na mnie znaleźć, może zawiesi, może przesunie do drugiej drużyny. Nie dam im do tego żadnych powodów. Teraz mam kontuzję. Wykazało to USG pachwiny, ale w poniedziałek normalnie przyjdę na trening.

Dużo pieniędzy klub jest Panu winien?

- Starczyłoby na dobrej klasy samochód. Skoro obie strony podpisały umowy, to powinny się z tego wywiązywać. Nie mam kontraktu. Miałem go podpisać na początku lipca.

Na jakiej zasadzie Pan gra?

- Otrzymuję 700 zł pensji należne mi z umowy o pracę. We wrześniu dostałem 1524 zł, bo miałem dwie umowy o pracę. Jedna była zaległa.

Od lipca dostał Pan 2600 zł.

- Coś koło tego. Tyle dostałem na cztery miesiące. Nie powie Pan, że to dużo? Jestem w naprawdę złej sytuacji. Dałem ogłoszenie, że sprzedaję auto, bo nie mam środków do życia. Być może zgłoszę się do klubu piłkarskiego Polonia po bilet miesięczny, abym mógł dojeżdżać na treningi. Wcześniej wziąłem kredyt. W tej chwili mam komornika na karku, wyłączyli mi telefon, mam nierozliczony PIT za zeszły rok, jestem kontuzjowany, popełniłem katastrofalny błąd w Łęcznej, i teraz jeszcze ta kara. Ta ostatnia rzecz to rzucenie mi kłód pod nogi przez Polonię.

Nie widzi Pan swojej winy?

- Może mogłem nie brać kredytów, ale uwierzyłem na słowo panu Romanowskiemu. Obiecał, że wypłaci zaległości w czerwcu. Trzeba było mieć to na piśmie i część dokumentów rzeczywiście posiadam.

A ta bramka w Łęcznej?

- To był mój błąd. Ale wbijają mi tą karą gwóźdź w plecy. Powiedziałem im zresztą: zapłaćcie mi moje zaległości, to ja zapłacę karę, nawet jeśli jest w zawieszeniu. Odejdę. Będę miał dokąd. Znam swoją wartość.

Ta wpadka nie pomoże Panu w znalezieniu pracy.

- Było, minęło. Fajnie, że zapisałem się w kronikach polskiej piłki. Może szkoda, że w ten sposób. Moi koledzy obracają już to w żart. Wzruszył mnie Bartek Tarachulski. Jeszcze w Łęcznej na boisku podszedł do mnie i wziął mnie pod rękę. Głowa do góry - powiedział. Kibice traktują to jako zwykły błąd, choć wiem, że - jak to mówi Jan Tomaszewski - był to wielbłąd. Z drugiej strony słyszałem, że na meczu drugiej drużyny w IV lidze w Siedlcach kibice skandowali moje nazwisko. Chcieli być złośliwi wobec mnie, wobec Polonii.

Wytłumaczy się Pan jeszcze raz z tego, co się stało w Łęcznej?

- Ludzie myślą, że się zdekoncentrowałem, a ja autentycznie słyszałem gwizdek. Nawet jak Skwara podbiegał myślałem, że chce zabrać mi piłkę i postawić, żebym szybciej rozpoczął grę. Byłem pewny, że był gwizdek. Ponieważ wiele osób mi nie wierzyło, byłem u laryngologa. Przebadał mnie i powiedział, że ze słuchem wszystko w porządku. Wolałem tak zrobić, aby uprzedzić decyzję klubu, bo kiedyś Polonia po jakimś feralnym meczu wysłała Andrzeja Krzyształowicza na badania wzroku.

Dotarło już jednak do Pana, że takich błędów nie można popełniać?

- Pracuję nad sobą. Ale chcę też, żeby stworzono mi normalne warunki do pracy. A ja bardzo lubię grać w piłkę. Od małego marzyłem o karierze piłkarza. Na razie mam przygodę, bo karierę to robi Jurek Dudek. Mam jednak tylko 24 lata. Wszystko przede mną. Już gorzej być nie może.

Dla Gazety

Konrad Pionkowski

członek zarządu KP Polonia SSA

Klub zawsze podawał mu rękę. I wtedy, kiedy doszło do incydentu z sędzią podczas meczu rezerw, bo to my zabiegaliśmy o skrócenie dyskwalifikacji, i niedawno, kiedy samowolnie wyjechał do Salzburga. Najpierw go zdyskwalifikowaliśmy, a potem - nie ukrywam - z tego powodu, że nie mieliśmy bramkarza, przywróciliśmy do łask. Teraz orzekliśmy karę 10 tys. zł, ale w zawieszeniu. Jeśli nie miałby żadnej wpadki do końca sezonu, nie wyegzekwujemy jej.

Kontrakt Gubca ważny jest do czerwca 2005 roku, nie omówiliśmy jednak tzw. sprawy kwotowej, czyli nie rozmawialiśmy, ile będziemy mu płacić. Na razie obowiązywałyby go stare reguły, które przecież dla zawodnika są korzystniejsze. Mieliśmy zresztą rozmawiać na temat nowego kontraktu, ale doszło do tego meczu w Łęcznej...

Słowak za Gubca

Dwaj słowaccy bramkarze od poniedziałku uczestniczą w treningach Polonii. Jeden z nich miałby ewentualnie zastąpić kontuzjowanego Roberta Gubca już w meczu z Lechem Poznań 25 października. Po pierwszych testach pozytywną opinię o jednym z bramkarzy - mającym za sobą ponad 200 występów w I lidze czeskiej i słowackiej - wydał trener Krzysztof Chrobak. - Teraz wszystko zależy od pieniędzy - powiedział szkoleniowiec "Czarnych Koszul".

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.