Po wtorkowej Lidze Mistrzów: Francuska (bez)nadzieja

Po występie Arsenalu w Lidze Mistrzów jest jak zwykle. Cała Anglia zastanawia się, dlaczego fantastycznie utalentowani gracze gromiący rywali w kraju tracą wszystkie walory, kiedy przychodzi im grać z rywalami z kontynentu.

"Siedem meczów, zero zwycięstw, zero pomysłu, zero nadziei" - tytułuje swoje rozważania po bezbramkowym remisie Arsenalu w Moskwie "Daily Mirror". I cytuje trenera Arsene'a Wengera, który jest bardzo rozczarowany stratą punktów, ale piłkarzy jak zwykle chwali. - Żałuję, że nie wygraliśmy, wszyscy czujemy się sfrustrowani, bo mieliśmy wiele okazji do tego, by strzelić gola - powiedział. - W szatni piłkarze byli załamani, bo uważali, że zasłużyli na trzy punkty. Nie mogę mieć do nich pretensji, bo do ostatniej minuty dawali z siebie wszystko. A może to nie jest taki zły wynik? To się okaże dopiero na finiszu tej rundy - zastanawiał się francuski szkoleniowiec. Rozpływał się też nad postawą Martina Keowna, który zastępował w roli kierującego defensywą Sola Campbella. Występ 37-letniego obrońcy Wenger uznał za fantastyczny.

W zespole gości zabrakło także Patricka Vieiry, Freddiego Ljungberga i - tradycyjnie - bojącego się latać Dennisa Bergkampa, ale to absencje w żaden sposób nie wyjaśniają fenomenu niekończących się rozczarowań "Kanonierów" w Europie. W Lidze Mistrzów nie wygrali od siedmiu meczów, czyli 11 miesięcy, a w ostatnich 11 spotkaniach odnieśli tylko jedno zwycięstwo. Bieżącą edycję rozpoczęli od klęski na stadionie Highbury, na którym Inter rozbił ich dwa tygodnie temu 3:0. We wtorek nie strzelili gola przeciętnemu zespołowi ligi rosyjskiej.

Być może częściowym wyjaśnieniem kłopotów trenera Wengera, który nie potrafi zbudować zespołu z powodzeniem rywalizującego na kilku frontach, jest strategia władz klubu. Londyńczycy inwestują w przyszłość, wszystkie fundusze wkładają w budowę nowego stadionu, który ma kosztować 400 mln funtów. Na transfery zatem pieniędzy nie ma, francuski trener co najwyżej piłkarzy wypożycza, a rywale z Premier League - jak Manchester Utd i od niedawna Chelsea - wzmacniają skład. Wengerowi pewnie serce zamiera przy każdym upadku kluczowych graczy, bo dwie-trzy kontuzje to dla niego nie lada kłopot. Widać to było w Moskwie - gospodarze zdobyli swój pierwszy punkt z 18, jakie mogli wywalczyć w ostatnich dwóch sezonach. A francuski trener może wkrótce stracić i tego, którego najbardziej chwalił, bowiem Keownowi grożą cztery mecze dyskwalifikacji (w Premier League) za uderzenie Ruuda van Nistelrooya w ligowym hicie z Manchesterem United.

Londyńscy kibice "Kanonierów" się smucą, a francuscy wreszcie nie muszą tęsknie spoglądać za kanał La Manche, bo drugie zwycięstwo odnieśli piłkarze Monaco. Bohaterem znów był Fernando Morientes. Hiszpan, który latem przeniósł się do księstwa z Madrytu, AEK Ateny strzelił dwa gole, a jego partnerzy dołożyli dwa następne. - Cieszę się z bramek, ale przede wszystkim z tego, że to zwycięstwo odniosła cała drużyna, a nie pojedyncze gwiazdy - powiedział napastnik. Miał rację, co było widać jeszcze przed jego transferem. W minionym sezonie Monaco zdobyło wicemistrzostwo kraju i zdobyło Puchar Ligi, a teraz jest liderem francuskich rozgrywek, choć w sześciu meczach Morientes nie wystąpił.

Pierwszego gola strzelił Grekom Ludovic Giuly, który potwierdził, że jest jednym z najlepszym pomocników nie tylko w ojczyźnie, dziennikarze porównują go już do Alaina Giresse'a, gwiazdy lat 80. - Jesteśmy na pierwszym miejscu, gramy efektywnie, wszystko układa się perfekcyjnie - mówi Giuly. Jego zespół ma szansę, by po latach chudych francuski klub wreszcie osiągnął przyzwoity wynik w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach. W tej edycji będzie mu o tyle łatwiej, że zrezygnowano z drugiej fazy grupowej, więc po pierwszej rundzie jeden udany dwumecz lub łut szczęścia w losowaniu może dać awans do ćwierćfinału. Testem prawdy będą jednak dwie najbliższe kolejki, w których Monaco zmierzy się z faworytami grupy - Deportivo La Coruna - czyli drużyną również zdeterminowaną, by odnieść sukces w europejskich pucharach.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.