Holandia - Kostaryka. Navas znów wielki, ale Krul - tylko jeden

Holandia była o krok od kompromitacji z Kostaryką. Grała tak niemrawo, że sama siebie uśpiła, i awans uratowała dopiero w rzutach karnych.

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Jak by na to nie patrzeć, Louis van Gaal znów wybrał rezerwowego, który wygrał mu mecz. Ale tym razem już dotarł do granicy absurdu. Niedługo przed końcem dogrywki, gdy Holendrzy byli już w coraz większej panice, a i Kostaryka, czując szansę, zrywała się do kontrataków, van Gaal zmienił bramkarzy. Jaspera Cillesena, który karnych nie umie bronić w ogóle, zastąpił Tim Krul, któremu się to od czasu do czasu udaje. I tak jak przez cały mecz trwał kolejny show Keylora Navasa, tak w karnych bohaterem był Krul. Obronił strzały Bryana Ruiza i Michaela Umany. Holendrzy nie dali Navasowi szans. Świętowali jak szaleni, nigdy jeszcze w mundialu nie awansowali, gdy musieli przejść przez dogrywkę. Ale radości jednej z potęg futbolu, która właśnie pokonała kraj wydający na profesjonalny futbol kilka milionów dolarów rocznie, nikt poza Holendrami na stadionie nie podzielał.

Chcieliśmy posiadania piłki przez Holendrów, to je w tym meczu mieliśmy. Chcieliśmy jakiejś dogrywki w ćwierćfinale, to mieliśmy. Trzeba uważać, o czym się marzy. Większość ćwierćfinałów rozczarowała jak na to, co się wcześniej działo w turnieju. I jak na mit 1/4 finału, gdy jest zwykle najpiękniej i najbardziej dramatycznie. W ćwierćfinałach tego mundialu tak nie było. W meczu Niemców, bo upał, szybkie prowadzenie i brak pomysłu Francuzów. W meczu Argentyny, bo szybkie prowadzenie, upał, kontuzja Angela di Marii, strach przed siłą Belgów w ofensywie. W spotkaniu Brazylii, bo szybkie prowadzenie i kopanina. Ale mecz Holendrów rozczarował najbardziej. Mimo że się na taki właśnie wieczór zanosiło: Holandia kontra rywal, który nie będzie chciał piłki, więc zmusi ją do ataku pozycyjnego. Holandia zatrzymana pod polem karnym rywala, podająca sobie piłkę w nieskończoność, walcząca głównie z Keylorem Navasem. Gdy do tego dodać chęć awansu do półfinału jak najmniejszym wysiłkiem, wyszedł mecz trudny do oglądania. Dogrywka była karą. Dla Holendrów, dla widzów nagrodą, bo wreszcie zrobił się emocjonujący mecz.

Zwłaszcza pod koniec dogrywki, gdy Holendrzy grali już czterema napastnikami. Najpierw Cristian Bolanos nie zdołał w polu karnym oddać piłki żadnemu z szykujących się do strzału kolegów. Potem w ostatniej chwili zatrzymany został Marco Urena. Już rozgrzewał się wtedy Tim Krul, by przed rzutami karnymi zmienić Jaspera Cillessena. Ale Cillessen dostał jeszcze szansę uratowania Holandii: po strzale Ureny. To był ten moment przed rzutami karnymi, gdy sensacja była najbliżej.

Holandia Luisa van Gaala jest stworzona do tego, żeby wykorzystywać momenty zaskoczenia, zmiany rytmu. A tutaj żadnych zaskoczeń nie było. Kostaryka miała swój plan okopania bramki, pilnowania, by Arjen Robben jak najrzadziej był przy samotnym rywalu, i liczenia na stałe fragmenty gry. W pewnym momencie groźne, tak jak i kontrataki. Z większością Holendrzy radzili sobie bez trudu, ale do czasu.

Ale sami rozgrywali jednostajnie, do tego czasem niechlujnie. Van Gaal zmienił drużynę po kontuzji Nigela de Jonga. Rezerwowy do tej pory Memphis Depay zagrał od początku i choć jego indywidualne akcje mogły się podobać, to już ze zgraniem ich z tym, co robiła drużyna, było dużo gorzej. Wesley Sneijder grał bliżej obrony niż poprzednio, w parze z Georginio Wijnaldum. Miał więcej dobrych podań, ale napastników zatrzymywali obrońcy albo Keylor Navas. Najbliżej gola było po strzałach Sneijdera z rzutów wolnych: w pierwszej połowie obronił Navas, w drugiej Holender trafił w słupek. Navas bronił też znakomicie po strzałach z bliska Robina van Persiego i Depaya.

Ale wielki Navas to tylko część prawdy o tym meczu. Holandia była od początku słabo zsynchronizowana, często na spalonym, nieskuteczna. I gdy wspólne próby nie wychodziły, zaczęły się indywidualne. Zwłaszcza Arjena Robbena, który rzadziej niż wcześniej podnosił głowę. Pożytek był z tego taki, że Holendrzy wykonywali kolejne rzuty wolne. A Kostarykanie zbierali żółte kartki i Junior Diaz powinien zejść jeszcze przed dogrywką za kolejny faul na Robbenie. Ale gole nie padały. Już w doliczonym czasie gry Holendrzy mieli ostatnią, najlepszą szansę na uniknięcie dogrywki. Ale znów w bramce była ściana. Tym razem nie Navas, ale Yeltsin Tejeda. Po podaniu Daleya Blinda strzelał Robin van Persie (im dalej w turniej, tym gra gorzej), ale piłka odbiła się od Tejedy i od poprzeczki.

Holandia dopuściła do tego, że w dogrywce Kostaryka miała więcej sił niż w meczu z Grekami (pogoda też miała na to wpływ, w Salvadorze było chłodniej niż w Recife). Navas obronił w kolejnej świetnej sytuacji, tym razem Robbena. Van Gaal przed dogrywką skorzystał z tylko jednej zmiany, wprowadzając Jeremaine'a Lensa za Depaya. Dopiero w drugiej połowie dogrywki wysłał też Klaasa Jana Huntelaara za Bruno Martinsa Indi. Ale do bramki nie było dzięki temu bliżej. Zrobiło się tylko groźniej pod własną.

W dogrywce Navas nadal fruwał, ale symbolem holenderskiej niemocy była ostatnia dobra okazja. Robben, mając na nodze piłkę meczową, po tym jak się odbiła od poprzeczki, trafił w plecy van Persiego. Bez karnych się nie obyło. Holandia miała swoją Algierię, jak Niemcy, tylko jeszcze bardziej wstydliwą. Niemcy potem odbili się w dobrą stronę, do zwycięstwa nad Francją. To dziś dla Holandii przed walką z Argentyną jedyne pocieszenie.

Sprawdź, którym jesteś piłkarzem [PSYCHOTEST]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.