Argentyna - Belgia. "Albicelestes" na prostej drodze do tytułu

Najsilniejsi powoli zaczynają na tym mundialu pokazywać nie tyle swoją prawdziwą twarz, ile twarz, która pozwoli liczyć się w tym mundialu w walce o zwycięstwo. Argentyńczycy podnieśli rękawicę rzuconą wczoraj przez Niemców i w meczu z Belgami pokazali się jako drużyna, który ma wszystko, by na 13 lipca na Maracanie wznieść Puchar Świata. Kluczem do całego planu jest naturalnie Messi.

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Diego Maradona przed czterema laty miał zupełnie inną wizję tego, jak powinni grać "Albicelestes". Wykorzystując ofensywne bogactwo, wykorzystał Messiego jako piłkarza odpowiadającego głównie za ostatnie podanie, który to, co najważniejsze - strzelanie goli - zostawia reszcie.

W Brazylii to Messi (nie mylić z Maradoną) zbiera laury, czterokrotnie trafiał już do bramki rywali i wprowadził Argentynę do ćwierćfinału niemal w pojedynkę, za każdym razem będąc piłkarzem meczu (mimo że u jego boku są tacy piłkarze jak Di Maria czy Higuain). W meczu z Belgią znów usunął się nieco w cień. Efekt nie był jednak podobny do tego z 2010 roku. Skupieni na nim obrońcy zostawiali reszcie nieco więcej miejsca, co Argentyńczycy znakomicie wykorzystywali.

Piłkarz Barcelony większość podań otrzymywał na prawej stronie, tuż za linią środkową boiska. Rzadko wykorzystywał swoją szybkości i umiejętności dryblingu, bardzo często piłkę oddawał dosłownie chwilę po jej utrzymaniu. Plan, gdzie poda, miał już zresztą w głowie, jeszcze zanim otrzymał piłkę. Genialne podanie do Di Marii było zresztą ozdobą meczu.

Później było z górki

Wydawało się, że przy takiej liczbie piłkarzy ofensywnych obdarzonych gigantycznym talentem strzelanie goli powinno się rozłożyć na kilku zawodników. Tymczasem w Brazylii to Messi odpowiadał głównie za strzelanie goli, Di Maria za strzelanie w rywali (przeciwko Szwajcarii aż siedem zablokowanych uderzeń), a Aguero, który miał rewelacyjny sezon w klubie, nie strzelał prawie w ogóle.

Dziś w końcu udało się Higuainowi. Napastnik Napoli strzelił gola już w 8. minucie, co było spełnieniem marzeń Sabelli i jego podopiecznych. Wysoko ustawiona defensywa "Albicelestes" w połączeniu z zawodnikami takimi jak Mascherano, którzy z pomocy byli oddelegowani głównie do wspierania obrońców, zabijali akcje Belgów już w zarodku. Szybko transportowali piłkę do Messiego lub Lavezziego, a oni decydowali o tym, co stanie się dalej.

Belgowie przeciw nastawionej na błyskawiczne niwelowanie zagrożenia Argentynie nie mieli pomysłu na stworzenie choćby jednej klarownej sytuacji. Najgroźniejsza okazja do wyrównania była zresztą efektem dośrodkowania (nieco na ślepo), do którego najwyżej wyskoczył Fellaini głównie dzięki swoim warunkom fizycznym. Ani przy szybkim i sprytnym Origim, ani przy potrafiącym bez problemu wygrać pojedynek fizyczny z obrońcą Lukaku stworzenie akcji kombinacyjnej było niemożliwe.

Najprostsza droga po tytuł

Hiszpanie, wygrywając mundial w RPA i Euro 2012, stawiali na minimalizm. Zależało im na jak najszybszym strzeleniu gola, wykorzystaniu jednego błędu rywala i późniejszym kontrolowaniu wydarzeń boiskowych. Dziś podobny sposób wykorzystali Argentyńczycy, wczoraj Niemcy. Rywale obu tych drużyn mieli co prawda sporo swobody przy rozgrywaniu piłki, ale kończyła się ona na 30. metrze przed bramką prowadzącej drużyny.

Mundial powoli przekształca się w zawody "do pierwszego błędu". Strzelenie pierwszej bramki powoduje, że gdy potrafisz kontrolować późniejsze wydarzenia na boisku praktycznie gwarantuje ci to awans. Argentyńczycy, podobnie jak i Niemcy, nie zagrali widowiskowo, ale do bólu skutecznie i choć nie stworzyli sobie wielu okazji do podwyższenia wyniku, to przede wszystkim zapobiegli temu, by Belgowie mogli wyrównać.

Pytanie, czy drużyny z większym potencjałem ofensywnym również uda się zmusić Argentyńczykom tylko do szukania długimi piłkami rosłych piłkarzy w ofensywie.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.