Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Dramat Neymara, ale to Brazylia wybrała broń

Nikt nas nie przekona, że do piłki skacze się tak jak Camilo Zuniga. Ani że Lukę Modricia trzeba odganiać łokciem, jak to zrobił Neymar w meczu otwarcia.

Miał być wieczór świętowania pierwszego od 2002 roku półfinału mundialu, był wieczór czuwania przy wejściu do szpitala Sao Carlos, kilka kilometrów od stadionu. Radość z awansu trwała może pół godziny, potem nawet telenowele przegrały z dramatem Neymara. Z wiadomością o pękniętym kręgu, z lekarzami tłumaczącymi, co mogło się stać i co się jeszcze stanie, ujęciami najlepszego Brazylijczyka wjeżdżającego pod kroplówką do szpitala. I odjeżdżającego potem karetką za autobusem kadry, w powrotną drogę na zgrupowanie w Teresopolis. Wystarczyłby jeden Thiago Silva, odsunięty od półfinału z Niemcami, żeby Brazylia martwiła się, co dalej. Po kontuzji Neymara czuje się już jedną nogą poza turniejem.

A to wszystko dzieje się po meczu, który, gdyby z niego wyjąć faul Camilo Zunigi kilka minut przed końcem, nie dałby wielu powodów, by mówić o Neymarze. To było pewnie jego najsłabsze spotkanie w tym turnieju. Nie dlatego, że miał gorszy dzień. Dlatego, że jego trener tak chciał. Bardziej niż artystów potrzebował przeciw Kolumbijczykom mięśni. To Brazylijczycy wybrali w tym meczu broń. I patrząc na to, jak na zmianę faulowali Jamesa Rodrigueza, żeby faule na żółtą kartkę uzbierać jak najpóźniej, trudno było uwierzyć, że robili to, bo tak się układał mecz. Taki był plan.

Trener Luiz Felipe Scolari zapowiadał, że Brazylia nie będzie więcej nadstawiać w tym turnieju drugiego policzka. Jej prawo, problem w tym, że nie musiała, Kolumbia jej nie uderzyła. To nie Chile, które traktowało Neymara bez pardonu, od początku meczu wybijając mu futbol z głowy. Brazylijczycy zgłaszali do FIFA po poprzednich spotkaniach, że trwa polowanie na Neymara i domagają się, by coś z tym zrobić. A potem zrobili polowanie na Jamesa Rodrigueza, które żadnemu z poprzednich rywali Kolumbii nie przyszło do głowy.

Wiadomo, ćwierćfinał to już zupełnie inna zabawa niż mecze grupowe, łatwiej przyjąć, że cel uświęci środki. Stadion w Fortalezie dosłownie wrzał, presja była ogromna. Ale tym bardziej trzeba uważać, gdy się w takich miejscach spuszcza psy ze smyczy (do Piotra Szumlewicza: to przenośnia). Zwłaszcza gdy po drugiej stronie są rywale, którzy czasem tracą nad sobą panowanie albo którzy nie zostawią zaczepki bez odpowiedzi, bo taką mają zasadę. Był już jeden taki mecz w tym turnieju, w którym psy zostały spuszczone za rywalami, nie piłką. Skończył się pogryzieniem Giorgio Chielliniego przez Luisa Suareza. Teraz - wyskokiem Zunigi, w którym o piłkę nie chodziło. Ani Suarez, ani Zuniga nie dostali za to żółtych kartek. Wyrozumiałość sędziów prowadzi ten turniej chwilami na manowce. Ćwierćfinał w Fortalezie był pokazem, jak nie panować nad piłkarzami. Brutalne faule to jedno, ale od kiedy faule taktyczne przestały być karane żółtymi kartkami? A uchodzą bezkarnie nie tylko, gdy gra Brazylia.

Zuniga zostanie pewnie teraz surowo ukarany, tego się będzie domagać Brazylia. I niech będzie, za bezmyślność. Karzmy, ale nie róbmy z niego teraz kolejnego wroga publicznego. Suareza wystarczy. Tłumaczenie, że cios kilka centymetrów dalej mógł się skończyć paraliżem, jest efektowne. Ale Julio Cesar też mógł połamać nogi Carlosowi Bacce. A Neymar złamać nos Luce Modriciowi, gdyby go inaczej trafił łokciem w meczu otwarcia. A wiedział, że może trafić, przed faulem spojrzał, gdzie jest Modrić.

Kiedyś Luiz Felipe Scolari zrobił z reprezentacji Portugalii drużynę zjednoczoną jak nigdy, ale też faulującą i prowokującą jak nigdy. Po niektórych jej meczach dyskusje ciągnęły się tygodniami, najgłośniejsza: czy Rooney nadepnął, czy Cristiano Ronaldo mrugnął itd. Taki już styl Scolariego, lubi wejść w zwarcie i tego wymaga od piłkarzy, w końcu to on dał Portugalii Pepe. Dał jej też wiele miłych chwil. Ale mistrzostwa Europy u siebie przegrał. Z Grecją, która prowokacji nie potrzebowała, wystarczył plan oparty na dobrej obronie. Tyle chyba od Brazylii możemy wymagać w następnym meczu, prawda?

Więcej o:
Copyright © Agora SA