Hiszpański tenor to wielki fan futbolu, a szczególnie Realu Madryt. W 2002 r. głośno było o jego wykonaniu hymnu tego klubu przy akompaniamencie 82 muzyków. 12 lat wcześniej, razem z Jose Carrerasem i Lucianem Pavarottim, wystąpił na otwarciu mundialu w Rzymie. I od tamtej pory koncertuje niemal podczas każdych mistrzostw.
W czasie czwartkowej konferencji prasowej zdecydowanie więcej mówił o piłce nożnej niż koncercie, który da w Rio de Janeiro 11 lipca, dwa dni przed finałem. Opowiadał m.in. o tym, jak w młodości grywał na pozycji bramkarza, aż złamał palec. Musiał więc przenieść się do ataku, ale... - Nie byłem zbyt dobry - uśmiechał się i pokazywał skrzywiony palec jako "pamiątkę po przygodzie z piłką".
Stwierdził, że w finale zagrają Niemcy z Brazylią, choć wolałby w nim zobaczyć inną drużynę ("np. taką, która tytułu jeszcze nie zdobyła"). Odpowiadał też na pytania o słabą formę jego ukochanej reprezentacji Hiszpanii. - Przyjechali do Brazylii zmęczeni. Sami widzieliście, że brakowało im energii - tłumaczył.
Dlatego lepsze wspomnienia ma z poprzedniego mundialu. - W RPA obowiązki pozwoliły mi być tylko na dwóch meczach. Na szczęście oba wygrała Hiszpania i została mistrzem świata - wyjaśnił.
Nieprzypadkowo jego koncert odbędzie się w dniu, kiedy nie ma meczów. - Brazylijczycy będą mogli zrobić sobie przerwę od piłki nożnej przed finałową bijatyką - oznajmił Domingo.