Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. W Urugwaj między radością a wstydem

Trzy razy Gianluigi Buffon ratował Włochom mundial, czwarty raz nie dał rady. Urugwaj jest w 1/8 finału po golu Diego Godina. Ale też po futbolu nie do wytrzymania

Szczypali się, gryźli, wskakiwali sobie na głowy, przepychali się, symulowali. Tylko trafić w bramkę nie było komu. A jak trafiali, to wyrastał Buffon i bronił, raz nawet łokciem. Urugwaj miał więcej sytuacji, więc Urugwaj musiał wygrać, ale jego atak, wart ponad setkę milionów euro, zawodził. Trzeba się było uciec do tego, co w tym sezonie działało znakomicie, ale w Atlético Madryt. Zaczekać, aż uda się wreszcie przy rzucie wolnym albo rożnym trafić w głowę Diego Godina.

I udało się, w 81. minucie. Tym razem Buffon, który wcześniej zatrzymywał m.in. Cristiana Rodrigueza i Luisa Suáreza, nie dał rady. Natal, gdzie miały miejsce te zapasy z piłką, reklamuje się jako miasto, z którego jest najbliżej z Brazylii do Europy. I na Włochów już pora. Drugi raz z rzędu w mundialach.

Niby to piękna historia: mały Urugwaj uratował się znad przepaści i najpierw wyrzucił z turnieju Anglików, a potem Włochów. Tyle że do smakowania tego piękna jakoś nie było nastroju, bo tuż przed golem Godina mecz sięgnął dna. Od początku był nisko: Mario Balotelli z czystej głupoty wskoczył nogami na głowę Álvaro Perreirze, ale skończyło się tylko żółtą kartką. Czerwoną dostał Claudio Marchisio, też bardziej za głupotę, bo kiedy próbował się zastawić, przejechał korkami po nodze rywala. A to, co się zdarzyło w polu karnym Włochów, to już nie była głupota, tylko czysty cynizm.

Giorgio Chiellini kolejny raz w tym meczu przy pilnowaniu przeciwnika zachowywał się jak wykidajło, a nie obrońca, i Luis Suárez wpadł w szał. Kolejny raz w karierze gryząc rywala. Chiellini zdzielił go za to w twarz, po czym najpierw pokazywał, jak go boli łokieć, a potem, jak bark - tam, gdzie zaatakował Suárez. Sędzia kompletnie się pogubił i nie dał nikomu kartki.

Stawką meczu było pozostanie w najpiękniejszym mundialu ostatnich lat, a dwie drużyny, na które była ostatnio moda - dzięki ich mądrym trenerom, dzięki wielkim piłkarzom - cofnęły nas w przeszłość. Ale nie do tych czasów, gdy rozgrywający robili swoje z lekkością Andrei Pirlo. Tylko najpierw do jałowego futbolu a la mundial 1990 we Włoszech, jeden z najbrzydszych w dziejach, a potem do starej urugwajskiej tradycji, żeby piłka była dodatkiem do kopania się po kościach, i do włoskiej szkoły prowokacji.

Zasługi w tych specjalnościach strony podzieliły po równo. Szkoda, że taki był zapewne ostatni w reprezentacyjnej karierze mecz Pirlo i pewnie ostatni mundialowy występ Buffona. Marco Verratti starał się jak mógł, żebyśmy zapamiętali piękne Włochy - Pirlo tym razem był tylko jego adiutantem.

Urugwaju też by było szkoda. Jako jedyna w ostatnich ośmiu latach drużyna spoza Europy wdarł się w RPA do półfinału mistrzostw. Potem przez cztery lata nie dał o sobie zapomnieć, bo wygrał także Copa América, a Suárez i Edinson Cavani wyrośli na gwiazdy pierwszej wielkości. Tu nie było dobrego wyjścia: obie drużyn popełniły błąd na początku turnieju, za wcześnie patrząc do przodu (Włosi po zwycięstwie nad Anglią, które było dobrym początkiem złego, a Urugwaj po strzeleniu bramki Kostaryce). Urugwaj po szoku Kostaryki potrafił się podnieść. To jego specjalność - zafundować sobie taką wspinaczkę i dać radę. Włosi nie umieli. Wpadli w dygot po porażce z Kostaryką, zaczęli się martwić na zaś o sędziego, czy ich nie skrzywdzi, a Meksykanin Marco Rodriguez naprawdę długo był pobłażliwy. Obie strony siały burzę, ktoś musiał za to w końcu zapłacić. Wypadło na Włochów. Urugwaj po zejściu Marchisio odzyskał nadzieję, że jednak się uda i zaatakował mocniej. Bo wcześniej czas mijał głównie na tym, że Włosi chcieli, by mijał, i nie ryzykowali, a Urugwaj chciał, żeby czas stanął, ale czekał, nie ryzykował nadmiernie, bo uznał, że jakiejś szansy w końcu się doczeka. Gdyby gola stracił, byłoby po zawodach.

Włosi dwa lata po wicemistrzostwie Europy kończą mundial jak ten w RPA, w rozpaczy, już zrezygnował z pracy trener Cesare Prandelli. Choć kończą go po dużo lepszym futbolu niż wtedy. Tyle że nie w ostatnim meczu. Gdyby awansowali, zagraliby następny mecz bez zawieszonych za kartki Marchisio i Balotellego (wypadł naprawdę beznadziejnie) i wymęczeni kolejnym meczem w trudnych warunkach. Zaczęli od upału w Manaus, skończyli w parnym Natal. Urugwaj jedzie dalej. Czy z Suárezem, o tym - jeśli sędzia zdarzenia nie widział - pewnie zdecyduje FIFA.

Najseksowniejsze dziennikarki mundialu w Brazylii

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

Więcej o:
Copyright © Agora SA