Mistrzostwa świata w piłce nożnej. Mała wielka Kostaryka

Na siłę szukaliśmy czarnego konia turnieju, aż sam wyskoczył i wierzgnął. Kostaryka najpierw ograła półfinalistę mundialu 2010 - Urugwaj, a teraz finalistę Euro 2012 - Włochów i wyrzuciła z turnieju Anglię!

Wygraną Kostaryki z Urugwajem ojciec Juniora Diaza oglądał w koszulce Wisły Kraków. Być może nie inaczej było w trakcie meczu Kostaryki z Włochami, gdy były obrońca polskiego klubu zaliczał fenomenalną asystę. W 44. minucie Diaz pognał lewą stroną i wrzucił piłkę na głowę Bryana Ruiza. Futbolówka odbiła się od poprzeczki i przekroczyła linię bramkową. Diazowi przez trzy lata w ekstraklasie udało się wypracować ledwie cztery gole, teraz wraz z kolegami po raz drugi zadziwił świat. Kostaryka jako pierwszy zespół w grupie D zapewniła sobie awans do 1/8 finału i przyłożyła rękę do rozpaczy Anglii - drużyna Roya Hodgsona z powodu porażki Włochów odpadła z mistrzostw świata.

Przed mundialem niektórzy szeptali, że Kostaryka zebrała najlepszy skład w swojej historii. Teraz nie ma już wątpliwości - to lepszy zespół niż ten, który na mistrzostwach w 1990 r. ograł Szkocję oraz Szwecję i jedyny raz wyszedł z grupy. I jeśli w dzisiejszym futbolu operowanie pojęciem "czarny koń" ma jeszcze sens, jest już jasne, komu je przypniemy. Gdy Kostaryka rozbiła 3:1 Urugwaj, mogło się jeszcze wydawać, że to skutek braku Luisa Suáreza w drużynie rywali. Gdy na tle Urusów jak jamajski sprinter prezentował się Joel Campbell, mogło się wydawać, że to kwestia złej gry obronnej przeciwnika i jego zmęczenia ciężkim sezonem. Tymczasem z Włochami zobaczyliśmy powtórkę - świetnie zorganizowaną, grającą piłką, ale przede wszystkim doskonale przygotowaną fizycznie ekipę. Kapitalny mecz rozgrywali znów pomocnicy Christian Bolanos z Kopenhagi i Bryan Ruiz z Fulham, którego słowa wypowiedziane przed mundialem wszyscy lekceważyli: "Jedziemy do Brazylii rywalizować, a nie wziąć udział". Zanim Włosi połapali się, że każdemu z nich trzeba zapewnić dodatkową obstawę, było już za późno.

Po strzelonym golu Kostarykanie cofnęli się na swoją połowię i - podobnie jak w meczu z Urugwajem - wyprowadzali dynamiczne kontry. To jedno z najbardziej sprawiedliwych rozstrzygnięć mundialu - nie dość, że Włosi stworzyli sobie niewiele sytuacji, to nim padł jedyny gol, chilijski sędzia Enrique Osses nie zobaczył ewidentnego faulu w polu karnym obrońcy Giorgio Chielliniego na sprinterze Campbellu. Trener Jorge Luis Pinto wściekał się przy linii bocznej, ale po chwili gniew zamienił się w radość.

Rozstrzygnięcie jednak szokuje. Włosi ledwie parę dni temu rozegrali wyśmienity mecz z Anglikami. Piłkarze Cesare Prandellego mieli w nim najwyższą średnią celnych podań spośród wszystkich 32 drużyn mundialu. Zbliżyli się do perfekcji, aż 93 proc. ich zagrań było celnych. W dodatku do bramki na mecz z Kostaryką wrócił Gianluigi Buffon (z Anglikami bronił jeszcze Salvatore Sirigu). Wydawało się, że pierwszy wspólny mundialowy mecz Buffona i Andrei Pirlo od finału mistrzostw świata w 2006 r. wzmocni drużynę i doda jej pewności siebie. Mądrze rozegrane spotkanie z Anglikami nakazywało stawiać Włochów w wielkim finale. Eksperci zauważali, że drużyna nic nie straciła ze swojej klasy z Euro 2012, na którym dotarła aż do ostatniego meczu turnieju. Że wciąż wartość całej ekipy jest wyższa niż suma umiejętności poszczególnych piłkarzy - to klucz w przypadku sukcesów w piłce reprezentacyjnej. Podobieństw było całe mnóstwo. Włosi przecież znów zaskoczyli zdolnością wynajdywania nieznanych szerzej zawodników z Serie A. Na Euro 2012 na obu bokach obrony grywał 32-letni Federico Balzaretti i spisywał się tak dobrze, że można było go umieścić w jedenastce turnieju. Na mundialu jego miejsce zajął 25-letni Matteo Darmian. Grający na prawej obronie był odkryciem meczu z Anglikami, przerzucony niczym Balzaretti dwa lata temu na lewą stronę na starcie z Kostaryką - zawiódł. On i jego koledzy byli wolniejsi, słabsi fizycznie, jakby się nie zregenerowali po meczu z Anglikami w Manaus, w środku dżungli.

Wczoraj na swoim normalnym poziomie - tym widzianym w trakcie Euro 2012 - był tylko Andrea Pirlo. W pierwszej połowie wykreował dwie okazje dla Mario Balotellego. Najpierw z okolic linii środkowej zagrał błyskawicznie do napastnika, ale on nie wykorzystał sytuacji sam na sam. Po chwili akcję znów rozpoczął Pirlo, piłkę musnął jeszcze Claudio Marchisio, ale Balotelli sam przed bramką trafił w Keylora Navasa. Super-Mario gasł z każdą minutą, coraz bardziej sfrustrowanego swą grą napastnika dotykały stare demony, które selekcjoner Prandelli dotąd był w stanie odegnać.

Tu zobaczysz najnowsze wyniki, tabele i terminarz mundialu

MŚ 2014. Świetny mundial, beznadziejne fryzury [OBEJRZYJ]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.