Frankowski: Wszyscy czekamy, aż...

50 na 50 i uważam, że jestem optymistą - mówi napastnik Wisły Tomasz Frankowski

Michał Białoński: Co pan wie o Anderlechcie?

Tomasz Frankowski: To dobrze wyszkolony technicznie zespół. Wicemistrzostwa Belgii nie dają za darmo. Anderlecht gra dobrze, momentami bardzo dobrze, ale nawet wtedy jest zespołem w naszym zasięgu. Oczywiście pod warunkiem, że unikniemy błędów, które powielają się co mecz i denerwują nas wszystkich. Jestem optymistą i uważam, że stać nas na korzystny rezultat w Brukseli.

Wszyscy liczą na pana i Macieja Żurawskiego...

- Jestem realistą i już nie chcę marzyć o kontrach. Najważniejsze to nie popełnić gaf w defensywie, żeby napastnicy Anderlechtu nie strzelili nam żadnego gola. Byłbym szczęśliwy, gdybyśmy po prostu nie stracili bramki. Grałem w wielu takich spotkaniach. Raz było lepiej, raz gorzej, ale poniżej przyzwoitego poziomu nie schodziłem. Mam nadzieję, że przyniosę pożytek drużynie, ale zdaję sobie sprawę, że wielkiej ofensywy w naszym wykonaniu nie będzie.

Do tej pory słynni rywale w rozgrywkach europejskich, jak Schalke, Lazio, byli naszpikowani gwiazdami. W Anderlechcie brakuje takich wielkich nazwisk. Czy to nie spowoduje mniejszej mobilizacji w Wiśle?

- Nie zgadzam się, że brakuje w Anderlechcie osobowości. Przecież trzech, czterech piłkarzy z Brukseli reprezentuje europejską klasę. Wystarczy wymienić Zetterberga, Baseggio, Jestrovicia. Nawet Michał Żewłakow, który gra w reprezentacji Polski, tam siedzi na ławce. Z tego wynika, że nasz rywal jest groźny, ale powtarzam - jeśli unikniemy wpadek, to osiągniemy korzystny rezultat.

Zmienił się charakter gry Wisły. Mniej atakujecie skrzydłami, więcej środkiem. Nie uważa pan, że teraz jesteście łatwiejsi do rozgryzienia przez przeciwnika?

- Być może, ale wszyscy czekamy, aż w końcu Brasilia rzuci dobrą piłkę na pole karne, bo przecież ten piłkarz ma spory potencjał. Ostatnio w meczu ligowym Brazylijczyk wykonał parę wrzutek, jednak były one trochę niedokładne. Natomiast nie wiem nawet, kto zagra z prawej strony, więc trudno cokolwiek przewidywać. Przecież plaga kontuzji przetrzebiła nasz zespół i dopiero powoli zaczynamy odzyskiwać równowagę.

Trener Kasperczak uważa, że Anderlecht - w porównaniu np. z Schalke, z którym graliście w zeszłym roku - jest drużyną prezentującą futbol techniczny. To chyba dobrze dla pana?

- Oczywiście, że wolę grać przeciwko piłkarzom, którzy mniej faulują, lepiej się ustawiają. Rzadziej zdarzają im się wejścia na tzw. wariata, które grożą kontuzją. Poza tym jednak nie ma znaczenia, jaki futbol preferuje rywal. Trzeba wyjść i zagrać na dobrym poziomie przez 90 minut, strzelić jedną i drugą bramkę i załatwić awans. Łatwo się mówi, ale na razie wydaje się to być sferą marzeń.

Jak pan ocenia szanse obu drużyn?

- 50 na 50 i uważam, że jestem optymistą.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.