Mistrzostwa świata w piłce nożnej 2014. Kibole Chile wtargnęli do biura prasowego na Maracanie

Trzask łamanych ścian w biurze prasowym Maracany nie był pierwszym sygnałem. Niedługo po meczu Holandia - Australia, gdy dziennikarze z połowy świata przybyli na spotkanie Hiszpania - Chile leniwie przygotowywali się do pracy, do centrum prasowego wdarła się duża grupa kibiców Chile - pisze z Brazylii korespondent Sport.pl Dariusz Wołowski.

Nie wiadomo jak sforsowali ogrodzenie. Za nimi biegli porządkowi i policja brazylijska. Rwetes zrobił się okropny, wydawało się, że do biura weszła gwiazda kalibru Pelego, czy Maradony, ale szybko okazało się, że to nie o to chodzi. Nagle usłyszeliśmy trzask ścian, i łomot spadających z nich telewizorów. Tam gdzie przed chwilą siedzieliśmy, pozostały ruiny. Niektóre ściany, korytarze i pomieszczenia Maracany zrobione są prowizorycznie więc pod naporem fanów i policji popękały. Swoje dołożyli dziennikarze, bo każdy chciał filmować, robić zdjęcia.

Kibice Chile zostali rzuceni na podłogę przez policjantów, ale jeszcze zdążyli zaśpiewać: "chi, chi, chi chile, ole". Sytuacja nie była może wielkim dramatem, ale ponieważ wydarzyła się na oczach setek dziennikarzy, siłą rzeczy jest krępująca, bądź kompromitująca dla policji. Policja szarpała się z fanami kilkanaście minut. Nie było ich łatwo okiełznać i wyprowadzić z wąskiego korytarza.

Po prostu ludzka lawina

Jak informuje Paweł Wilkowicz, również korespondent Sport.pl: "Chilijczyków na mecz przybyło kilkadziesiąt tysięcy, od rana okupowali bar i uliczkę od tej strony, od której ostatecznie grupa bez biletów próbowała się przedrzeć. Było ich co najmniej kilkudziesięciu, ruszyli na umówiony sygnał, policja w pewnym momencie zdołała domknąć furtkę przez którą wbiegali - to już było drugie ogrodzenie, najpierw sforsowali bramki przy których prześwietla się bagaże. Ale nadbiegający kibice uderzyli w furtkę tak mocno, że otworzyli ją drugi raz.

- Co się stało? Nic, po prostu ludzka lawina. Zabrakło biletów, to weszliśmy tak. My, Meksykanie - tłumaczył mi jeden z Chilijczyków.

Wbiegli do biura trójkami, czwórkami, jeden za drugim i zaczęli szukać jakiegoś przejścia na trybuny. Sforsowali jedno, potem biegnąc przez korytarz i walcząc już tam z ochroną przewrócili ściankę przy naszych stanowiskach. Nie wiadomo, czy ktoś jest poważnie ranny. Policja wyprowadzała kobietę, która trzymała się za rękę i była mocno roztrzęsiona. Ci którzy się wdarli - a raczej ci, których udało się złapać - zostali zebrani w korytarzu, otoczeni przez ochronę a potem wyprowadzeni".

Są już także pierwsze filmy pokazujące sforsowanie bramy przez kibiców Chile.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.