Uche za wszelką cenę chce odejść z Wisły

Powołując się na przepisy kodeksu pracy, Nigeryjczyk Kalu Uche zerwał umowę z Wisłą Kraków. Ale nawet jeśli sąd pracy uzna jego racje, i tak nie będzie mógł grać w innym klubie, bo według przepisów PZPN i FIFA jego kontrakt jest nadal ważny.

Gdy działacze Wisły czekali na przeprosiny zdyskwalifikowanego w zeszłym tygodniu Nigeryjczyka, w poniedziałek otrzymali pismo z warszawskiej kancelarii adwokackiej, która reprezentuje interesy Uche. Prawnicy, powołując się na przepisy kodeksu pracy, wymieniają dwa powody rozwiązania przez Uche umowy z klubem - niewpuszczenie piłkarza na trening 31 lipca (nazajutrz po meczu z Omonią, pierwsza drużyna miała wtedy odnowę biologiczną) oraz zaległości w wypłaceniu premii za mistrzostwo Polski (według Uche miała wpłynąć na jego konto 5 sierpnia).

Tymczasem zgodnie z przepisami PZPN umowa Nigeryjczyka z Wisłą jest nadal ważna. - Jednostronne zerwanie umowy może nastąpić tylko wtedy, gdy klub ma wobec zawodnika większe niż trzymiesięczne zaległości albo z tzw. uzasadnionej przyczyny sportowej, gdy piłkarz nie rozegra więcej niż 10 proc. spotkań w pierwszej drużynie klubu - mówi Marcin Szulc z Wydziału Gier PZPN. - Za każdym razem piłkarz musi zwrócić się do Wydziału Gier i dopiero jego członkowie mogą zadecydować o rozwiązaniu kontraktu. W dodatku, gdy chodzi o zaległości płacowe, na co najmniej 30 dni przed skierowaniem sprawy do nas zawodnik musi wysłać do klubu pismo z żądaniem wypłacenia pieniędzy.

Nawet gdyby Uche wygrał z Wisłą sprawę w sądzie pracy, i tak nie mógłby nigdzie zagrać (stara się o niego Ajax Amsterdam). PZPN musi mu bowiem wydać odpowiedni certyfikat, a nie zrobi tego, jeśli piłkarz nadal będzie zdyskwalifikowany przez swój były klub. W takim przypadku pierwszeństwo mają przepisy wewnątrzzwiązkowe. - FIFA za każdym razem podkreśla, że takie sprawy jak sprawa Uche powinny być rozwiązywane na drodze postępowania związkowego lub przed UEFA albo FIFA. Dziwiłbym się nawet, gdyby Nigeryjczyk skierował wniosek do sądu powszechnego, bo postępowanie będzie wtedy dłuższe niż w PZPN. Przecież od każdej decyzji sądu pierwszej instancji klub może odwołać się do sądu apelacyjnego, a potem Sądu Najwyższego - tłumaczy mecenas Andrzej Wach, dyrektor departamentu prawnego PZPN.

Nie wiadomo, czy Nigeryjczyk rzeczywiście chce skierować sprawę do sądu pracy i kto go namówił do wysłania pisma do Wisły. Kontakt z nim jest niemożliwy. Jego telefon komórkowy milczy albo odzywa się głos Kalu nagrany na poczcie głosowej: "Hi, Kalu. I'm not available, please leave me message" ("Cześć, tu Kalu, nie mogę rozmawiać, zostaw mi wiadomość"). - Kalu siedzi obok mnie, ale nie chce z nikim rozmawiać - poinformował nas inny Nigeryjczyk w barwach Wisły Kelechi Iheanacho, który też został w Krakowie.

Działacze mistrza Polski są poirytowani postępowaniem Uche. - Tłumaczenie, że nie wpuściliśmy go na trening, uważam za skandal - powiedział "Gazecie" wiceprzewodniczący rady nadzorczej Wisły SSA Hubert Praski, prawa ręka właściciela klubu Bogusława Cupiała. - Przecież to najpierw Uche odmówił udziału w meczu z Omonią. Faktem jest, że mamy jeszcze wypłacić mu część premii za mistrzostwo, ale mamy na to czas do końca miesiąca.

Wisła chce oddać sprawę do Wydziału Dyscypliny PZPN. - Liczymy na ostrą reakcję związku, bo przecież mamy do czynienia z zamachem na stabilność systemu transferowego - podkreśla Praski. Absolutnie zaprzecza też, by - jak twierdzi Uche - kontrakt Nigeryjczyka zawierał klauzulę pozwalającą mu na odejście z Wisły po zapłaceniu 1,5 mln euro. - Żeby zdementować pogłoski na ten temat, oddaliśmy kontrakt z prośbą o wydanie opinii prawnej do trzech renomowanych firm adwokackich z Europy Zachodniej. Każda z nich jednoznacznie stwierdziła, że nie istnieje jakakolwiek klauzula odejścia - kończy Praski.

Historia kłopotów z Uche

Nigeryjczykowi przestało się podobać w Wiśle po tym, jak kilka tygodni temu zgłosił się po niego Ajax Amsterdam. Działacze mistrza Polski odmówili i zaprosili Holendrów do negocjacji w przerwie zimowej. Ajax, przynajmniej oficjalnie, przyjął odmowę ze zrozumieniem. W przeciwieństwie do Uche, który na zgrupowaniu we Francji nie chciał trenować.

Po powrocie do Polski wydawało się, że sprawa została wyjaśniona. Nigeryjczyk ćwiczył jeszcze w przededniu meczu z Omonią, jednak Henrykowi Kasperczakowi powiedział, że nie jedzie na zgrupowanie przedmeczowe i nie zamierza zagrać z Cypryjczykami. Gdyby zagrał, w żadnym innym klubie nie mógłby już wystąpić w tym sezonie w Lidze Mistrzów. Tydzień temu Wisła nałożyła na Uche półroczną dyskwalifikację.

mibi

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.