Najlepsza polska drużyna drugiej połowy lat 90. jest bardzo bliska degradacji do IV ligi. Co prawda, jeśli klub nie dostanie licencji, zostaje automatycznie zdegradowany do II ligi, ale w przypadku Widzewa sytuacja jest bardziej skomplikowana. Pierwsza polska piłkarska spółka akcyjna ma bowiem ponad 20 mln zł długów. Po ewentualnym spadku działacze zmuszeni będą ogłosić jej upadłość i zaczynać odbudowę klubu od występujących w IV lidze rezerw.
W ostatnich sezonach zadłużenie Widzewa rosło i rosło mimo sądowego postępowania układowego i restrukturyzacji zaległości wobec ZUS i Urzędu Skarbowego. Ostatnia polska drużyna, która grała w Lidze Mistrzów (w sezonie 1996/97), w trzech ostatnich sezonach ligowych z trudem broniła się przed spadkiem.
Po zakończeniu ostatniego sezonu w Widzewie znów doszło do wielkich zmian. Do akcji wkroczyło Robotnicze Towarzystwo Sportowe, które w spółce ma 11 proc. udziałów. Jego prezes Witold Skrzydlewski namówił największych udziałowców - Andrzeja Pawelca i Andrzeja Grajewskiego - na oddanie mu na pięć lat akcji.
- Przekonali mnie do tego działacze. Klepali mnie po plecach, mówiąc, że jestem poza układami, dlatego mam szansę uratować klub - opowiada Skrzydlewski, właściciel największej w Łodzi firmy pogrzebowej i sieci kwiaciarni. - Później jednak zostawili mnie samego.
Głównym powodem wystąpienia przeciwko poprzedniemu prezesowi Mirosławowi Czesnemu było niedopuszczenie do przejęcia Widzewa przez łódzkiego milionera Antoniego Ptaka, właściciela Piotrcovii, a kiedyś ŁKS.
- Gdyby pan Czesny został w spółce, teraz zamiast w Szczecinie Piotrcovia byłaby w Łodzi - twierdzi prezes RTS.
- Lepiej grać w IV lidze bez Ptaka niż w pierwszej z Ptakiem - dodaje jeden z działaczy Widzewa.
Szybko okazało się, że Skrzydlewski dogadał się z Andrzejem Grajewskim. Biznesmen z Hanoweru przez ostatnie lata pożyczał Widzewowi pieniądze na działalność. W zamian przejmował prawa do opłat za transmisje telewizyjne, reklam i transferów. Pieniądze pożyczał na 17 proc., co nie podobało się kibicom. Dlatego nie jest wśród nich zbyt popularny.
- Trzeba było iść do banku, a nie przychodzić do mnie - odpowiada jednak Grajewski. - Tyle że żaden bank nie chciałby z Widzewem nawet rozmawiać.
- A kto, jak nie Grajewski? - pyta prezes RTS. Udziałowiec spółki zrzekł się pieniędzy za następny sezon (ok. 2,5 mln zł), dzięki czemu można będzie spłacić długi wobec byłych zawodników i klubów. Poza tym Grajewski podjął się zbudowania drużyny na nowy sezon.
Szanse na otrzymanie przez Widzew licencji były jednak w tym momencie bardzo małe. Klub miał ogromne zaległości wobec byłych piłkarzy i trenerów, a umowy z ZUS i Urzędem Skarbowym nie były realizowane. PZPN przed przyznaniem licencji wymagał zaświadczeń z obu tych urzędów.
Szefom Widzewa udało się w końcu dojść do porozumienia z Urzędem Skarbowym. - Mamy już odpowiednie zaświadczenie - zapewnia Skrzydlewski. Najbardziej obawiano się ZUS. Według prezesa dyrektor łódzkiego oddziału poszła klubowi na rękę, godząc się na umowę. - Kilka wcześniejszych nie zostało dotrzymanych - podkreśla. Warunkiem otrzymania potrzebnego dokumentu było wpłacenie blisko 300 tys. zł.
Łódzcy działacze wpadli na pomysł, żeby pieniądze zebrać od kibiców. Na początku, co podkreśla prezes, chodziło o najbogatszych sympatyków. Skrzydlewski: - Tych, którzy oglądają mecze z sektora dla VIP-ów, nie płacąc za wejściówki. Część z nich latała nawet na mecze w Lidze Mistrzów na koszt klubu.
Zrobiono listę bogatych kibiców. Znalazło się na niej 40 nazwisk. Prezes osobiście z nimi rozmawiał, prosząc o wpłatę od 5 do 10 tys. zł. - Nie wierzę, że w Łodzi nie znajdzie się 30 osób, których stać na wpłacenie 10 tys. zł - uzasadniał.
Na apel odpowiedziały... cztery osoby, z czego jedna spoza listy.
Później zwrócono się o pomoc do zwykłych kibiców. Tutaj oddźwięk był większy. Ludzie przynosili od kilku do kilkuset złotych. Skrzydlewski wzruszył się, kiedy odwiedzili go zbieracze złomu, przynosząc 98 zł. - To ich całodzienny dorobek - opowiada.
Dotychczas udało się zebrać nieco ponad 40 tys. zł. A co z brakującymi 260 tys.? - W razie czego zostaje jeszcze Andrzej Grajewski - pociesza się Skrzydlewski. - Byłoby wstyd, gdyby przez 300 tys. zł Łódź straciła piłkarską ekstraklasę. Ale wszystko się może zdarzyć...
Sam Grajewski wzbrania się przed obietnicą, że wyłoży pieniądze. - Ile razy mam ratować pierwszą ligę? Wychodzi na to, że w Łodzi tylko kilku osobom zależy na piłce nożnej - mówi.
Tymczasem kibice nie mogą darować prezesowi Skrzydlewskiemu, że dogadał się z Grajewskim. Przed jego domem i firmami pogrzebowymi rozwieszono nawet klepsydry z napisem "grabarz Widzewa". - To podziękowanie za mój wysiłek - odpowiada z goryczą Skrzydlewski. - Jeśli nie zostanę przeproszony, w czasie pierwszego meczu ligowego złożę rezygnację.
Jeden z działaczy Widzewa przypomina historię ŁKS. Jego sympatycy domagali się przed laty odejścia Antoniego Ptaka. - Wtedy wszyscy bogaci kibice będą pomagać klubowi - mówiono. Okazało się, że po rezygnacji obecnego właściciela Pogoni Szczecin sytuacja ŁKS stała się jeszcze trudniejsza, a drużyna broni się przed spadkiem z II ligi.
Na początku lipca w treningach Widzewa brało udział tylko ośmiu zawodników, których szkolił trener bramkarzy Tomasz Muchiński. Franciszek Smuda zapowiedział, że jeśli odejdzie z Widzewa prezes Mirosław Czesny, on też zrezygnuje. I słowa dotrzymał, mimo że Grajewski ze Skrzydlewskim proponowali mu pozostanie.
Następcą Smudy został Andrzej Kretek, przed laty bramkarz Widzewa, ostatnio pracujący w RKS Radomsko. Pomaga mu Tomasz Łapiński, inna legenda łódzkiego klubu, który po trzech latach wrócił do Łodzi.
Grajewski sprowadził zawodników niechcianych w innych drużynach, m.in. Sylwestra Czereszewskiego, Grzegorza Kaliciaka, Sławomira Nazaruka. Udało się namówić do pozostania dwóch zawodników reprezentacji olimpijskiej - Michała Stasiaka i Patryka Rachwała. Wciąż nie wiadomo, czy w Widzewie będzie grał Piotr Włodarczyk. Grajewski nie chce puścić go za darmo do Wisły Kraków. Sprowadzono za to dwóch młodych Brazylijczyków. Wszystko jednak się może się rozsypać, jeśli klub w najbliższy poniedziałek nie otrzyma licencji.
Grajewski: - O stronę sportową klubu jestem spokojny. Najważniejsza jest licencja, dlatego jeszcze nie podpisałem żadnego kontraktu z piłkarzami.