Madryt powitał Davida Beckhama

Pilnowany jak głowa państwa, czczony jak bóstwo, zarabiający miliony na każdym skrawku garderoby. David Beckham podpisał kontrakt z Realem na cztery lata, wybrał numer 23 i sfotografował się w koszulce królewskiego klubu.

- Nie przyjechałem tu, by być gwiazdą - oświadczył po przylocie do Madrytu były gracz Manchesteru United. Czynami przeczył jednak własnym słowom. Dyrektor sportowy Realu nie zgodził się, by na koszulce nosił rzadko spotykany na piłkarskich stadionach numer 77 (jego "siódemka" z MU i reprezentacji Anglii jest zarezerwowana dla Raula), więc wybrał "23". Ten sam miał na plecach Michael Jordan, najwybitniejszy koszykarz w dziejach i jeden ze sportowców wszech czasów.

Siedem minut nad Ronaldo

Anglik nie jest nawet największym piłkarzem swojej ery, choć Beckham story zaczęła się od jego olśniewających goli z rzutów wolnych i precyzyjnych dośrodkowań. Dziś jego sławę coraz mniej łączy z futbolem, w Madrycie fetowały go także rozgorączkowane nastolatki, dla których jest "tylko" mężem Victorii Adams, byłej piosenkarki popgrupy Spice Girls. Jego rozdarte na kolanach dżinsy w konkursie dziennika "Marca" mógł wygrać ten, kto odgadł, czy zaprojektowali je projektanci Armaniego, Versace czy Dolce Gabbana. Gazety informowały przede wszystkim o pastelowo błękitnej marynarce, którą założył na oficjalną prezentację, fotografowie nie kryli rozczarowania, że nie zabrał na nią synków, choć do stolicy Hiszpanii rodzina przybyła w komplecie. Dziennikarze stawili się w liczbie przeszło tysiąca, ale piłkarz zgodnie z polityką Realu nie miał dla nich dużo czasu, mimo że i w tym wypadku pobił rekord. Ceremonia trwała 12 minut, podczas gdy ubiegłoroczna prezentacja Ronaldo - zaledwie pięć, Zinedine'a Zidane'a - sześć, a Luisa Figo - dziesięć.

Prezes Florentino Perez, jakby niepewny, czy transfer wart 35 milionów euro przemawia wystarczająco dobitnie, wygłosił mowę składającą się wyłącznie z wielkich słów. - Jest symbolem naszych czasów, wielkim futbolistą, wspaniałym profesjonalistą, uosabiającym poświęcenia - wyliczał, po czym zwrócił się bezpośrednio do Beckhama: - Witam cię i mam nadzieję, że spełnią się tutaj twoje marzenia.

- Zawsze kochałem futbol i jest on dla mnie wszystkim, choć oczywiście kocham też rodzinę i mam wspaniałe życie. Dlatego przyjście do Realu to już spełnienie marzeń - odparł piłkarz, który jak zwykle próbował zadowolić wszystkich. Rozdał autografy wielu spośród tysiąca wpuszczonych na halę malców. Kiedy kopnął piłkę w tłum stojących za płotem kibiców, ci skandowali "guapo, guapo", czyli "ładny". Po chwili podbiegł do niego chłopczyk w samych tylko spodenkach, piłkarz włożył na niego T-shirt w "królewskich" barwach ze swoim nazwiskiem, a dziennikarze rzucili się, by przeprowadzać z brzdącem wywiady...

Niewyobrażalne

Prezes Realu podkreślał wczoraj walory piłkarskie nowej gwiazdy, ale wcześniej wielokrotnie przyznał, że zatrudnił go nie tylko dla jego umiejętności. I rzeczywiście, transfer zaczął się zwracać, zanim Beckham kopnął piłkę. Sklep z klubowymi pamiątkami w godzinę sprzedał 200 koszulek z jego nazwiskiem, choć żądał za nie 78 euro, czyli około 350 złotych.

Anglik natomiast kilkakrotnie podkreślał - także w jedynym wywiadzie udzielonym Real Madrid TV - że chce być częścią superzespołu, a nie supergwiazdą. To może mu się jednak nie udać, bowiem żadnego z bohaterów poprzednich wielkich transakcji Pereza nie opisywano z taką szczegółowością, nie śledzono jego kroków z równą skrupulatnością, żadnego nie chroniła też tak liczna straż przyboczna - policyjna eskadra towarzysząca limuzynie Beckhama była ponoć dłuższa niż siły pilnujące bezpieczeństwa króla Juana Carlosa.

Agencje zastanawiały się nawet, czy wybór przez piłkarza numeru nie miał głębszych pobudek niż prosta analogia do koszykarza wszech czasów. W Deportivo La Coruna "23" nosi bowiem Aldo Duscher, który brutalnym faulem złamał Beckhamowi kość śródstopia podczas ubiegłorocznego meczu w Lidze Mistrzów, przez co Anglik do ostatniej chwili walczył o występ na mundialu. Miał go również w Manchesterze City zmarły tuż po spotkaniu w Pucharze Konfederacji Kameruńczyk Marc-Vivien Foe. Jeden z brytyjskich portali zwracał uwagę, że ludzki zarodek dostaje od każdego z rodziców 23 chromosomy, inny przypominał, że Juliusz Cezar został przed śmiercią dźgnięty 23 razy, a alfabet łaciński liczy 23 litery... Temat podjęły media hinduskie, kanadyjskie, południowoafrykańskie etc. Słowem, nie zwariowała Hiszpania, zwariował cały świat.

Nie wiadomo, czy Beckham podbije hiszpańskie boiska. Zmiana Manchesteru, czyli nieco zmodernizowanej wersji naszej Łodzi, na Madryt może być kulturowym szokiem. Angielscy piłkarze, nawet najwybitniejsi, poza Wyspami na ogół karier nie robili. W każdym razie Beckham odniesie sukces, jeśli nie postrada zmysłów. Jego fani stracili co najmniej samokontrolę. Równowagę zachowuje tylko Florentino Perez, który jako prezes wizjoner spogląda już w przyszłość. - Będziemy pracować i pracować, by uczynić tę drużynę możliwie najlepszą. Ogranicza nas tylko wyobraźnia - mówi.

Copyright © Agora SA