Na stadionie podczas ostatniego meczu z Widzewem zasiedliśmy w atmosferze miłej, wręcz familijnej. Wszystko było, co trzeba, jak przystoi na piłkarskie święto na stadionie czołowej drużyny polskiej ligi. Zapach świeżo zrytej, wyłysiałej murawy. Słynna Brama Brandenburska za jedną z bramek. Cieplutka coca-cola i kiełbaski z kota. W dodatku już po pierwszej połowie, gdy się okazało, że Gieksa (czyli Dospel) przegrywa z Amicą, właściwie mogliśmy zacząć radosne świętowanie.
Najpierw skandowaliśmy radosny wierszyk o trenerze gości Franciszku Smudzie, co się kulom nie kłaniał, i dlatego myślimy o nim to, co myślimy. A mamy sporą wiedzę, bo parę sukcesów z nim Wisła odniosła i dlatego dziś mamy moralne prawo, by mu dziękować śliczną rymowanką. Potem przypomnieliśmy wieloletnią przyjaźń Wisełki z
Legią Warszawa. Repertuar, choć obszerny i po wielokroć powtarzany, nie był może specjalnie urozmaicony, ale doskonale oddawał atmosferę wzajemnego zaufania kibiców z obu klubów i radość z każdego z sukcesów rywala. Poinformowaliśmy też przybyłych piłkarzy z miasta Łodzi o ich - w Krakowie ostatecznie udowodnionym - starotestamentowym pochodzeniu, jak również o tym, co my o takim pochodzeniu - z całą szacunkiem - myślimy.
Nie zabrakło też ciepłego powitania władz Polskiego Związku Piłki Nożnej i sędziów.
Niestety, pełnię szczęścia uniemożliwili nam Amerykanie. Bush powinien jednak przyjeżdżać do grodu Kraka w innym terminie, a nie wtedy, gdy mamy staropolski obowiązek gościnnego przyjęcia kibiców drużyny przeciwnej. A ponieważ przyjechał w dniu meczu, więc policja nie wiedzieć czemu zabroniła kibicom Widzewa radosnego, zorganizowanego przybycia pod Wawel. W ten sposób najistotniejszy element ligowego święta - możliwość ulicznej wymiany doświadczeń pomiędzy młodymi ludźmi z różnych części Polski - został nam odebrany.
Na szczęście w niedzielę w Nowej Hucie grał Hutnik z
Cracovią. Niby to tylko liga III, ale przecież my, kibice, niezależnie od miejsca naszej drużyny, wszędzie potrafimy się tak samo radośnie bawić.
Witold Bereś, Jerzy Skoczylas