Juventus kontra Milan. Trener sukcesu, trener klęski

Główna różnica między trenerami finalistów Ligi Mistrzów polega na tym, że Juventus zawdzięcza sukcesy Marcello Lippiemu, a Milan jest ich bliski mimo Carlo Ancelottiego

Sukces rodzi sukces - to dewiza 55-letniego Lippiego, który sam jest synonimem powodzenia. Doprowadzając "Starą Damę" do czwartego w ciągu siedmiu lat finału Champions League, ustanowił rekord rozgrywek, przebijając dokonania Fabio Capello i Ottmara Hitzfelda. Nie czuje jednak przesytu, narzeka, że tylko raz udało mu się wygrać decydującą rozgrywkę (z Ajaksem w 1996 roku) i obiecuje, że era Juventusu jako europejskiego hegemona dopiero się zaczyna. A przecież z turyńczykami zdobył jeszcze pięć tytułów mistrza kraju.

"Ma taki dar, że przekonałby bezpłodną kobietę, by zaszła w ciążę" - to porównanie włoskiego dziennikarza jest osobliwe, ale trafne. Lippiemu nie zdarzył się w Juve ani jeden sezon bez trofeum, bo potrafił przekonać drużynę, że nawet strata gwiazd formatu Christiana Vieriego, Roberto Baggio czy Zinedine'a Zidane'a nie musi jej osłabić. Bo zdołał wpoić piłkarzom, że - kiedy przeciwnik jest przy piłce - żaden z nich nie ma prawa zrobić ruchu bez porozumienia z partnerem, a jeśli sam go wykonuje, daje sygnał do odpowiedniego zachowania reszcie. Bo dzięki niemu definicja futbolu jako gry zespołowej zyskała nowy wymiar, a zawodnicy realizują jego plan taktyczny z niespotykaną chyba nigdzie indziej konsekwencją. Bo zaraził ich swoją pasją - ponoć analizy gry rywali przeprowadza z maniackim skupieniem, niezależnie od tego, czy rozgryza schematy Manchesteru, czy Piacenzy. Jest tak skoncentrowany, że nie ma czasu na stres. A ta postawa przenosi się na piłkarzy.

U Ancelottiego, piłkarza legendarnego Milanu ze schyłku lat 80., wad należy szukać dokładnie tam, gdzie najbardziej widoczne są zalety Lippiego. Nie jest ani wybitnym taktykiem, ani wielkim motywatorem. Bilans meczów prowadzonych przez obu trenerów zespołów jest co prawda korzystny dla szkoleniowca z Mediolanu (z 12 cztery wygrał, tylko trzy przegrał), jednak to statystyka złudna. Pojedyncze zwycięstwa, owszem, są cenne, ale tylko wtedy, gdy odnosi się je we właściwym momencie. Ancelotti pewnie oddałby wszystkie incydentalne triumfy za choćby jedno trofeum. Na razie nie ma go w dorobku (jako trener), choć prowadził już cztery kluby - oprócz rossonerich także Reggianę, Parmę i... Juventus.

Do Turynu przyjechał w 1999 roku (Lippi podjął wyzwanie odbudowy świetności Interu i poniósł jedyną w karierze porażkę), by po dwóch latach uciec stamtąd okryty złą sławą. To, że sukcesu nie odniósł nawet z potęgą stworzoną przez swojego środowego adwersarza, to być może najlepszy dowód, iż jako trener jest przeciętniakiem. W 2000 roku Juve w ostatniej kolejce podarował tytuł Lazio, przegrywając mecz z Perugią. Dawni podopieczni Ancelottiego bronią, Lilian Thuram tłumaczył, że to nie fair nazywać go "loserem". A jednak musiał go bronić, dając najlepszy dowód, że w tym epitecie jest choć trochę prawdy.

Na San Siro Ancelottiego darzy się szacunkiem za osiągnięcia zawodnika, nie jest on jednak taką osobowością jak Lippi. Konsekwencje tego są bolesne. Lippi kupował tylko piłkarzy naprawdę niezbędnych - nie wahał się wydać fortuny na bramkarza, jeśli miał być nim Gianluigi Buffon, wzmocnił defensywę niezmordowanym Lilianem Thuramem, Zidane'a zastąpił Pavlem Nedvedem, piłkarzem o diametralnie odmiennym stylu. W polityce transferowej Milanu wyraźnie widać rękę Silvio Berlusconiego, dla którego pozyskanie kompletnie nieprzydatnego - jak się okazało - Rivaldo było spełnieniem marzeń. Efekt jest taki, że Ancelotti ma zbyt wiele ambitnych gwiazd, nieskorych do przesiadywania na ławce rezerwowych, i nie potrafi ustabilizować składu.

Można go tłumaczyć okolicznościami, można wytykać mu brak charyzmy. W żaden sposób nie usprawiedliwi się już jednak stale spadającej formy Milanu. Po porywającej jesieni ub.r. mediolańczycy z każdym tygodniem grali słabiej, do półfinału Champions League awansowali dzięki łutowi szczęścia w ostatnich sekundach meczu z Ajaksem Amsterdam, pełnym talentów, ale zupełnie niedoświadczonych. W Serie A gracze Milanu mieli wyraźne kłopoty z motywacją i nie potrafili pokonać słabeuszy w rodzaju Brescii czy Empoli. Szewczenko, Seedorf czy Rui Costa mobilizują się tylko na wielkie mecze.

I to jest dla fanów Milanu dobra wiadomość przed finałem. Zła zaś to ta, że im dłużej tą drużyną kieruje Ancelotti, tym słabiej ona gra. Odwrotnie niż Juventus, którego defensywna perfekcja i błysk w kontrataku współgrają tym sprawniej, im dłużej pracuje nad nimi Lippi.

Copyright © Agora SA