A w Polsce? Andrzej Grajewski i Andrzej Pawelec, właściciele klubu Widzew Łódź, po długotrwałych sądowych sporach zdecydowali się dać klubowi ostatnią szansę i po raz sto sześćdziesiąty ósmy zatrudnili Franciszka Smudę pseudonim "Wyrzuć drzwiami, wejdę oknem". Z przecieków prasowych wynika, że Smuda o włos wygrał z Januszem Wójcikiem. Smuda ostatnio trenował drużynę warcabistów w dzielnicowym domu kultury, ale tuż przed swoim pierwszym meczem został z niej usunięty.
Nowy trener Widzewa natychmiast udzielił wywiadu prasie.
- Do Widzewa idę na półtorej meczu, góra dwa. Na razie na nic więcej.
- Bzdura! Narzekają ci najsłabsi psychicznie. Prawdziwy profesjonaliści skoczą za mną w ogień.
- Właśnie dlatego. Chcę im dać szansę, aby choć raz w życiu doczekali końcowego gwizdka sędziego. A Sławomir Majak i Tomasz Łapiński to są prawdziwi profesjonaliści.
- Oni Widzew mają w sercu. Zresztą jesteśmy w takiej sytuacji, że chwytamy się brzytwy.
- Pieniądze? Nigdy. Będę pracował za darmo, to znaczy za prowiant na podróż do Szamotuł. A jak zawodnicy coś wygrają, to i Smuda coś dostanie.
Trener odchodzi, popychając przed sobą wózek wyładowany prowiantem. Mija kolekturę totka, przy której kilku jego piłkarzy liczy na jakąś wygraną. Mija parkową ławkę, na której profesor Nałęcz uczy Renatę Beger, jak się czyta billingi. Mija obrońcę, mija bramkarza i jest, proszę państwa, gol!!!
Witold Bereś, Jerzy Skoczylas