Dariusz Wołowski: Kadra Janasa po meczach z Węgrami i San Marino

Czy reprezentacja Polski zrobiła krok wprzód, czy wstecz? Czy możemy mieć nadzieję, że strata punktów z Węgrami to tylko koszt budowy drużyny?

Czy ma ona szansę robić postępy i to wystarczająco szybkie, żeby efekty pracy Janasa przyszły, zanim piłkarze stracą szansę na start w Euro 2004?

Na razie to mamy wyremontowany Stadion Śląski, dobrych kibiców i bramkarza. Cała reszta jest w naszej piłce dramatyczna - powiedział Leszek Jezierski po remisie z Węgrami. Czy to realna ocena sytuacji, czy tylko przejaw frustracji znanego trenera (dziś komentatora) po meczu, którego polscy piłkarze nie potrafili wygrać? Jeśli ma rację, to eliminacje do Euro 2004 są już przegrane, a wszyscy dobrzy kibice powinni natychmiast pogrzebać swoje nadzieje. Rzeczywiście, reprezentacja Polski szamocze się dotąd zamiast grać. Ale czy to możliwe, żeby w naszej piłce było aż tak źle, jeśli w tym samym czasie Wisła Kraków grała w Pucharze UEFA dobrze i z sukcesami?

Po remisie z Węgrami przez zespół narodowy przelała się potężna fala krytyki. Najwięcej oberwało się trenerowi za to, że w środku pomocy postawił na stary duet Świerczewski - Kałużny. Czy środkowi pomocnicy rzeczywiście zawalili ten mecz, czy zrobiła to cała drużyna, a ich potraktowano tylko jak kozły ofiarne?

Na pewno stawiając na Świerczewskiego i Kałużnego Janas ryzykował. Przecież obaj nie grają w swoich klubach i nie brakowało podstaw do oceny ich formy. Janas im jednak zaufał i gdyby mecz skończył się zwycięstwem, nikt by go z tego rozliczać nie chciał. Ale trzech punktów Polska nie zdobyła i Janas musi się zgodzić, że pretensje są uzasadnione. Trenera ocenia się po decyzjach kontrowersyjnych, kiedy w końcu wychodzi na to, że choć wiedział to, co wszyscy, podjął lepszą decyzję. Być może Emmanuel Olisadebe marnując trzy stuprocentowe sytuacje, zawiódł bardziej niż obaj środkowi pomocnicy razem wzięci. Ale kto może mieć żal do trenera, że postawił na niego, skoro najlepszy strzelec poprzednich eliminacji w meczach Panathinaikosu grał dobrze i wydawał się być znów w życiowej formie.

Jezierski powiedział nawet wprost: "Kałużny i Świerczewski są do kasacji". Kasować można rzecz jasna wszystko, gorzej znaleźć zastępstwo, czyli rozwiązanie problemu. Można robić zmiany po to, żeby rozładować frustrację po nieudanym meczu, a można robić je po to, by coś zmienić na lepsze. I wydaje się, że Janas dokonał zmian, by było lepiej.

Mecz z San Marino to nie jest najlepszy materiał do analiz, jak silny możemy mieć środek pomocy. Ale też gra Szymkowiaka obudziła nadzieję. Gracz Wisły potrafi strzelać z dystansu, wykonywać stałe fragmenty gry, zagrywać piłkę do przodu i to nawet na kilkadziesiąt metrów. Rzecz jasna prawdziwy sprawdzian czeka go 11 czerwca. Jeśli ze Szwecją potwierdzi swoje atuty - kłopoty Janasa zaczną rozwiązywać się same. Kto obok Szymkowiaka? Burkhardt? Dziś nie da się tego stwierdzić. Na pewno może być kandydatem. Na mecz z San Marino Janas nie wystawił już ani Świerczewskiego, ani Kałużnego, ale powiedział, że "kasacji" nie będzie. Jeśli tak, to musi się zmienić ich sytuacja w klubach. Bo jeśli wciąż nie będą grać, nie ma podstaw, by byli w kadrze. "Na nos" można kogoś wstawić do składu raz. Obaj swój raz mieli już z Węgrami. Wystarczy.

Ale jest w kadrze Janasa problem nie mniej poważny niż środek pomocy - zwłaszcza jeśli siłą tej drużyny ma być gra skrzydłami. Zdaje się jednak, że nie ma w Polsce piłkarza, który umiałby przebiec z piłką kilkadziesiąt metrów i dośrodkować prawą nogą (jakby to była jakaś filozofia). Na lewej pomocy są Kosowski i Krzynówek, na prawej nie ma nikogo. Oczywiście można wstawić kogoś nieprzewidywalnego jak Zając, Dawidowski czy Karwan. Ale nie ma pewności, czy ten ktoś będzie grał, ciągnął polski atak pod bramkę rywala, czy też raczej kopał się w czoło. Na takie ryzyko trener reprezentacji iść nie powinien. Tylko czy będzie miał wyjście? Czy długo oglądać będziemy w kadrze piłkarzy, których forma jest absolutnie nieprzewidywalna? Jeśli nie mamy dobrych prawych pomocników, a ci którzy mogliby nimi być, nie grają w klubach, może warto przesunąć na skrzydło kogoś z napastników? Maciej Żurawski grał kiedyś z prawej strony i choć nie jest to jego ukochana pozycja, asystował przy golach i jeszcze sam je strzelał. Jeśli nawet nie jest to wyjście idealne, to lepiej mieć Żurawskiego na prawym skrzydle niż na ławce rezerwowych - a na prawą stronę posyłać człowieka "z łapanki".

Szybko wróciły czasy, kiedy reprezentanci Polski znów otrzymują lekcję pokory. Na razie wygląda na to, że start w azjatyckim mundialu to nie był początek nowych czasów, ale wyjątek od reguły, która obowiązywać będzie nadal.

Pamiętam, że tuż po wygranych przez zespół Jerzego Engela eliminacjach mistrzostw świata w Korei i Japonii prezes PZPN Michał Listkiewicz powiedział, że wreszcie doczekaliśmy czasów, kiedy mamy mocniejszy zespół niż Czesi. Rzeczywiście drużyna czeska przegrała baraże i do Azji w ogóle nie pojechała. Nie zmienia to faktu, że Czesi wciąż mają lepszych piłkarzy: indywidualności ligi włoskiej, niemieckiej, angielskiej. I to daje pewność, że ich drużyna będzie grać dobrze (nawet jeśli przegra ten czy inny mecz lub nawet całe eliminacje). A nasze bogactwo? Szybko się rozsypuje. A nasze gwiazdy? Czekają w rezerwie. A nasi kibice? Mają kolejny egzamin z cierpliwości.

Copyright © Agora SA