Dariusz Wdowczyk: Udowodnię, jak wiele znaczę

- Najgorsza jest samotność, odizolowanie od ludzi, od życia, jakie się prowadziło. Jeśli ma się charakter zwycięzcy, z tą trudną sytuacją można sobie poradzić. Wracam. Głupota, jaką popełniłem, nigdy więcej się nie powtórzy - opowiada Przemysławowi Iwańczykowi Dariusz Wdowczyk, który wraca do pracy trenera.

Przemysław Iwańczyk: O szóstej rano do trenera na topie, najpewniej przyszłego selekcjonera, w marcu 2008 r. przychodzi policja...

Dariusz Wdowczyk: Zostałem skazany za korupcję w Koronie Kielce na trzy lata pozbawienia wolności z zawieszeniem na pięć lat. PZPN nałożył na mnie siedmioletni zakaz wykonywania zawodu, który skrócony został do lat czterech. Po odbyciu kary, bardzo surowej zresztą, mogę już i chcę wrócić do zawodu. Została mi przyznana licencja trenerska, którą też wcześniej zawieszono.

Był pan najgłośniejszym zatrzymanym w aferze korupcyjnej. Za łapówki dla sędziów w ośmiu meczach na łączną kwotę około 40 tys. zł.

- Jak na to spojrzeć obiektywnie, zakres i czas tego procederu mnie dotyczący były znacznie mniejsze i krótsze niż wielu innych skazanych osób, jednak rzeczywiście o mnie było bardzo głośno. Cieszę się, że to już za mną. Myślę, że głupota, jaką zrobiłem dziesięć lat temu, nie powinna przekreślać tego, co osiągnąłem w piłce. Mam nadzieję, że dostanę szansę.

W Wikipedii w notce o panu obok takich kategorii, jak piłkarze Legii, trenerzy Legii, urodzeni w 1962 r.", jest teraz też kategoria polscy przestępcy.

- To przykre, bo absolutnie przestępcą się nie czuję. Zrobiłem głupotę, której żałuję.

Co do strony, na której została ta notka zamieszczona, jest bardzo nierzetelna. Nie ma tam wszystkich oskarżonych o podobne czyny. Czemu ma służyć wrzucanie tylko kilku nazwisk? Nie wiem, z jakiego powodu w ogóle taka kategoria powstała, i z tego, co widziałem, trwa dyskusja nad usunięciem tego wątku.

Uważa pan, że media i środowisko okładają pana bardziej niż innych, którzy byli w korupcję zamieszani?

- Oczywiście może dlatego, że odnosiłem sukcesy, że ludzie, którzy mnie nie znali, odbierali mnie jako krnąbrnego, pewnego siebie, butnego. Nawet moją obecność na meczu ligowym w Gdańsku, już po zatrzymaniu przez policję, uznano za przejaw arogancji. A było to ostatnie miejsce, w którym chciałem wtedy być, musiałem to jednak zrobić ze względu na szefa Polonii, którą wówczas prowadziłem. Powiedział, że mam tam być, i już.

Później wbrew zakazowi PZPN cichcem trenował pan czwartoligową Koronę Góra Kalwaria.

- Nie wbrew zakazowi, bo sąd ten zakaz uchylił, więc mogłem. Poza tym nie robiłem tego jako trener, ale jako konsultant.

Kupował pan...

-...nie ja kupowałem. Kupował zespół, który w tamtym czasie prowadziłem. Nie tylko Wdowczyk, zawodnicy też w tym uczestniczyli, większość z nich.

Chciałem zapytać, czy kupić sędziego jest gorszym złem, niż sprzedać mecz?

- Kupowanie i sprzedawanie, generalnie korupcja w sporcie, to coś złego i już. Jeśli jednak mam wypowiadać się na tak postawione pytanie, myślę, że kupowanie było mniejszym złem niż sprzedawanie meczów. Nie widzieliśmy innego wyjścia w rywalizacji z pozostałymi zespołami, bo bezpośredni rywale - według naszej opinii, co zresztą zostało potwierdzone przez sąd - również to robili.

OK, powiem szczerze, z dwojga złego kupić, w moim odczuciu, jest mniejszym złem, niż sprzedać mecz. Sprzedawanie to oszukiwanie kibiców swojej drużyny, innych zawodników czy też innych ludzi, którzy związani są z klubem, i branie za to pieniędzy. Takie przypadki w polskiej piłce też się zdarzały. Ci ludzie w polskiej piłce funkcjonują nadal, co więcej, uważani są za ikony swoich klubów.

Ma pan na myśli kogoś konkretnego, kto wciąż gra w ekstraklasie w czołowym klubie?

- Wszyscy, którzy interesują się choć trochę piłką nożną, na to pytanie mogą sobie sami odpowiedzieć, nie muszę przytaczać żadnych nazwisk czy klubów.

Miał pan do czynienia z korupcją, nim zaczęła obowiązywać ustawa skazująca uczestników ustawiania wyników?

- Nie. Przez dziesięć lat grałem poza Polską, wcześniej - czy to w Gwardii, czy Legii - być może były takie nieczyste mecze, ale proszę pamiętać, że ja byłem wtedy młodym zawodnikiem, starsi nie mieszaliby młodych w takie procedery, nie miałem z tym nic wspólnego.

A jako trener, prowadząc czołowe polskie drużyny: Polonię, Legię, Widzew?

- Nie - takie podejrzenia są nawet nielogiczne - gdyby prokuratorzy mogli znaleźć jakieś dowody takich działań, z pewnością by je znaleźli - Kielce to był jedyny mój kontakt z korupcją.

Nie żałuje pan, że nie pojechał w porę do Wrocławia i nie przyznał się pan do winy, "sypiąc" innych? Wiele osób ze środowiska tak zrobiło, mają się świetnie w zawodzie.

- Po fakcie wiem, że powinienem był to zrobić.

A nie trafia pana szlag, kiedy widzi w telewizji szkoleniowców, którzy zabierają głos jako autorytety, a przecież wiadomo, że nie mogli uniknąć udziału w korupcji?

- Co ja mogę powiedzieć. W polskiej lidze nadal pracują szkoleniowcy, którzy uniknęli kary, jadąc do prokuratury czy też w inny sposób, ale nie chcę do tego wracać, dla mnie jest to zamknięta sprawa, która wydarzyła się dziesięć lat temu,

Powiedział pan kiedyś, że korupcja dotyczyła wszystkich albo prawie wszystkich.

- Nie przypominam sobie, abym coś takiego powiedział, ale być może...

Nigdy nie myślałem o tym, jako o procederze zorganizowanym, chociaż dziś dowiadujemy się, że tak było. Nigdy nie miałem styczności z "Fryzjerem", którego uznano za szefa mafii piłkarskiej w Polsce, nigdy z nim nie rozmawiałem, nigdy się z nim nie spotykałem, nie miałem pojęcia, jak to wszystko funkcjonuje.

Ja miałem swój krótkotrwały kontakt z korupcją, za który płacę do dziś

Nie zastraszano pana, żeby czasem pan nie zaczął "sypać"?

- Nie, nigdy.

Zmienił się pan. Pamiętam pana sprzed ponad dekady, wówczas był pan rozpromieniony, żartujący, a teraz raczej powściągliwy. Ta sprawa tak na pana wpłynęła?

- Na pewno miała duży wpływ na moje zachowanie. Stałem się bardziej powściągliwy, wycofany, spokojny, bardziej uważam na słowa. Życie uczy pokory, a ja do pokornych raczej nie należałem. Gdy zmienia nam się życie, zaczyna się dostrzegać inne aspekty, inne przyjemności, które można czerpać, nie tylko trenując i organizując treningi oraz zgrupowania. Żona, rodzina, każdy weekend spędzamy teraz razem.

Co myśli sobie człowiek, którego rano w kajdankach wyprowadzają z domu?

- Nie chcę tego rozpamiętywać. Co wtedy czułem? Nie wiem, czy było to poczucie ulgi, ale teraz śpię spokojnie, nie martwię się o to, w czym uczestniczyłem. Odbyłem karę, bardzo surową, teraz chciałbym udowodnić, że jestem dobrym szkoleniowcem. Gdyby to było możliwe, chciałbym te trzy miesiące sprzed dziesięciu lat, komputerowo mówiąc: "delete", czyli wymazać z pamięci.

Jak zareagowała rodzina? Wiedzieli o wszystkim?

- Nie, byli zaskoczeni. Nie było im łatwo, ale wsparcie ze strony rodziny zawsze miałem i będę miał. Tak samo, jak ja staram się wspierać swoją żonę i dzieci.

Sąsiedzi?

- Nie mam zielonego pojęcia, co myśleli. Na ten temat nie rozmawiam, choć jeśli ktoś ma jakieś pytanie z tym związane, odpowiem.

Z wieloma znajomymi kontakt mi się urwał, z niektórymi z mojej inicjatywy. Wiele telefonów sam usunąłem ze swojej książki telefonicznej. Po tym wszystkim zaczęli odzywać się do mnie znajomi, którzy nie mieli nic wspólnego z piłką, od nich otrzymałem najwięcej wsparcia.

Niedawno obchodziłem 50. urodziny, z życzeniami zadzwoniło sporo osób związanych ze środowiskiem, które nie odzywały się przez parę lat. To było bardzo miłe. Nie jestem pamiętliwy. Rozumiem ich obawy, zrobiono ze mnie czarną owcę, zakałę polskiej piłki.

Na kim zawiódł się pan najbardziej?

- Nie jestem pamiętliwy. Podam rękę nawet tym, którzy bez zahamowań rozpisywali się o mnie albo opowiadali na mój temat, nie oszczędzając nawet mojej rodziny.

Był pan na stadionie?

- Oczywiście, kilka razy na Legii.

Jak się pan tam czuł?

- Bardzo dobrze. Nie mam problemów, by odnaleźć się na stadionie i poczuć atmosferę piłki. Ciągnie wilka do lasu, to normalne. W życiu albo trenowałem, albo sam byłem przez kogoś trenowany. Lubię atmosferę stadionu, adrenalinę, emocje. Wprawdzie zostało to uśpione, ale wystarczy jedna iskierka, aby wzniecić wszystko na nowo, poczuć, jak smakuje duża piłka.

Na Legii przyjęto pana serdecznie?

- Tak, zarówno kibice, jak i ludzie ze "środowiska piłkarskiego" w bezpośrednich kontaktach zawsze odnosili się do mnie z sympatią, podchodzili, pytali, kiedy wracam..., i nadal tak jest.

Pamiętam, kiedy na stadion Widzewa przyszedł skazany za korupcję sędzia. Podniósł się raban, jak ktoś taki ma wejść na trybuny.

- Widzę w tym obłudę. Dlaczego kogoś piętnować za to, że przyszedł na stadion, skoro wielu, którzy mieli coś za uszami - np. wykonali ponad 700 telefonów do "Fryzjera" albo wręczali kopertę sędziemu - w środowisku wciąż funkcjonuje i żadnych zakazów nie ma.

Ma pan na myśli Czesława Michniewicza i Jacka Zielińskiego, który z Lechem sięgał po mistrzostwo?

- Chociażby. Nikt ich nie karze za wspomniane sprawki, kibice nie mają z nimi problemów. Nie obwiniam ich za cokolwiek, ale uważam nierówne traktowanie wszystkich za obłudę.

Czuję dyskomfort w tej rozmowie, chciałbym ten temat już wreszcie zamknąć

W takim razie mam jeszcze jedno bolesne pytanie. Zarówno pan, jak i wiele innych osób poradziło sobie z korupcyjnym wykluczeniem. Ale niektórzy - jak Sławomir Rutka z pana drużyny - nie. Były obrońca Korony popełnił samobójstwo.

- Dla mnie to szok - zawsze był uśmiechnięty, radosny.

Wspominam go jako dowcipnego człowieka, który nadaje ton zabawie, świetnie tańczy.

Myśli pan, że zrobił to, bo spadła na niego środowiskowa infamia związana z korupcją?

- Nie chcę być psychologiem w tej sprawie. Usunięcie z drużyny nie było miłe. Nie wiem, jakie były jego dalsze losy, jakie miał problemy, co popchnęło go do tak strasznego czynu.

Oglądał pan spowiedź Lance'a Armstronga, kiedy przyznaje się do dopingu?

- Nie całą, ale tak.

Armstrong jeszcze nie został osądzony, nie odbył kary i już mówi o powrocie do sportu, do rywalizacji. Pan też od początku myślał o powrocie?

- Tak. Każdy, kto siedzi w zawodowym sporcie...

Żal mi Armstronga, bo spadła na niego lawina brudów, wszyscy wypowiadają się na jego temat. I ci, którzy mają o tym pojęcie, i ci, którzy nic na ten temat nie wiedzą. Zastanawiam się, dlaczego to robił. Na pewno nie dlatego, że był słaby. Może rywalizacja w kolarstwie zaszła tak daleko, że inni też tak robili, a on sięgał po doping, by się bronić przed tymi, którzy w niedozwolony sposób depczą mu po piętach. A on jest teraz jedynym, który mówi o tym otwarcie.

Nie fair w stosunku do niego jest to, że cokolwiek teraz powie, zawsze znajdzie się ktoś, kto to podważy. Ja znalazłem się w podobnej sytuacji Skoro Armstrong brał przez siedem lat, będzie brał zawsze Skoro Wdowczyk skaził się korupcją, będzie w nią uwikłany na wieki.

Najgorsza w tym wszystkim jest samotność, odizolowanie od ludzi, od życia, jakie się prowadziło, jednak jeśli ma się charakter zwycięzcy, nawet z tak trudną sytuacją można sobie poradzić.

Pan mówi o sobie.

- Stawiam pytanie: Czy inni, którzy są teraz tak bezwzględni w swoich ocenach, byli czyści?

I drugie: Gdzie w przypadku Armstronga były służby, które nad dopingiem czuwały?

Chce pan zapytać, gdzie byli ci z PZPN, którzy się korupcji w polskiej piłce latami tylko przyglądali?

- Zawsze znajduje się człowiek, na którego można wylać kubeł brudów, wszyscy się od niego odsuwają, nie przypominają sobie nazwiska. Armstrong straci wielu przyjaciół, już stracił, ale wierzę, że sobie poradzi.

Pan już zaczyna karierę od nowa.

- Miałem dwie propozycje. Jedną odrzuciłem od razu, drugiej nie przyjąłem, bo nie wszystko poszło tak, jakbym chciał. Nie doszliśmy do porozumienia.

A nie było tak, że działacze bali się reakcji swojego środowiska?

- Jednocześnie to samo środowisko zatrudnia ludzi, którzy nie wyglądają kryształowo. Cóż, jedni pasują, drudzy nie.

Spokojnie czekam na swoją szansę, postaram się udowodnić, że byłem dobrym trenerem. Że to, co o mnie pisano i mówiono w trudnym dla mnie czasie, nie ma wpływu na to, jakim jestem szkoleniowcem i człowiekiem. Udowodnię, że wiele potrafię.

Ma pan plan na własną rehabilitację?

- Planu rozpisanego na punkty nie mam. W sporcie najważniejsze jest wygrywanie, a do tego niezbędne jest odpowiednie zmobilizowanie drużyny, by pięła się w tabeli, by grała o wysokie cele, by grała w ładnym stylu. Myślę, że ta umiejętności mobilizowania zespołu zawsze była moją mocną stroną. Ale oczywiście ciągle się uczę, choćby oglądając mecze zagranicznych lig - analizując różne niuanse, często niezauważalne dla laika.

Nie boi się pan, że piłkarze w szatni, słuchając pana, będą szeptać: popatrz, to ten Wdowczyk, co się korupcją pokalał?

- Nie jestem anonimowy, jednak wolałbym, żeby wracali do moich dwóch tytułów mistrza Polski w Polonii i Legii. Środowisko piłkarskie się zmienia, doszło wielu młodych piłkarzy, mam im wiele do przekazania, nie tylko teoretycznie, ale i w praktyce, pokazując im pewne rzeczy na boisku. Jeszcze potrafię uderzyć celnie na bramkę. Grywam wciąż w lidze weteranów, utrzymuję się w dobrej formie, piłkę nadal czuję.

Proszę sobie wyobrazić, że jestem szefem jednego z czołowych polskich klubów. Ma pan pół minuty, żeby przekonać mnie, że warto na pana postawić.

- Panie prezesie, niczym pan nie ryzykuje. Mogę na szali położyć swoje doświadczenie piłkarskie i trenerskie. Będzie pan miał człowieka zaangażowanego, a zespół zagra widowiskowo na tyle, że przyciągnie kibiców na stadion.

Jeśli dostanę taką szansę, postaram się ją wykorzystać.

Dariusz Wdowczyk został zatrzymany przez agentów CBA 28 marca 2008 r. Zarzuty postawione trenerowi dotyczyły ustawiania meczów przez Koronę Kielce w sezonie 2003/04. Walcząca o awans do II ligi drużyna miała ustawić 22 spotkania. Korumpowano sędziów, obserwatorów i zawodników rywali. Na łapówki zrzucali się piłkarze i trenerzy, w tym Wdowczyk.

W sumie oskarżono 43 osoby ? piłkarzy, trenerów, działaczy, sędziów i obserwatorów PZPN. 28 osób ? w tym Wdowczyk ? przyznało się do winy i dobrowolnie poddało karze.

W 2009 r. sąd skazał go na trzy lata pozbawienia wolności z zawieszeniem na pięć lat, 100 tys. zł grzywny oraz trzyletni zakaz pracy w sporcie. W październiku 2009 r. został ukarany przez Wydział Dyscypliny PZPN siedmioletnią dyskwalifikacją oraz 20 tys. zł grzywny. Kara miała obowiązywać do 2016 roku. W 2012 roku PZPN przyznała Wdowczykowi licencję UEFA Pro na rok, zaś Trybunał Arbitrażowy przy PKOl przywrócił możliwość pracy w zawodzie.

W śledztwie dotyczącym korupcji zarzuty postawiono ponad 650 osobom, z czego około 250 osób skazano prawomocnymi wyrokami.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.