Blisko dziewiętnaście lat temu (27 kwietnia 1993 roku) 500 metrów od wybrzeży Libreville (tu odbędzie się finałowy mecz mistrzostw Afryki) do Oceanu wpadł samolot z piłkarską reprezentacją Zambii na pokładzie. Zginęli wszyscy - 18 piłkarzy i czterech członków sztabu trenerskiego. Śmierci uniknął kapitan reprezentacji Kalusha Bwalya, który na mecz
kadry leciał prosto z ligowego meczu PSV z Holandii i dzięki temu przeżył. Obecnie Bwalya jest szefem piłkarskiej federacji Zambii, a mistrzostwa rozgrywane są niemal w miejscu gdzie doszło do tragicznej katastrofy z jego kolegami na pokładzie.
Kiedy odwiedzałem Zambię miałem okazję zobaczyć stadion narodowy w stolicy kraju. A przed nim stoi właśnie pomnik wzniesiony ku czci poległych w katastrofie piłkarzy. W katastrofie zginął m.in. Derby Makinka, były zawodnik
Lecha Poznań.
Przed obecnymi mistrzostwami w Lusace mówiło się wyłącznie o godnym uhonorowaniu tamtych wydarzeń. - Nie jedziemy do Gabonu na wakacje. Chcemy by kraj był z nas dumny - zapowiadał krótko Bwalya.
I kraj dumny jest.
Chipolopolo, czyli Miedziane pociski (to przydomek reprezentacji Zambii) pokonały dziś Sudan 3:0 i są już w półfinale Mistrzostw Afryki. Sukces wielki, ale nad Zambezi myślą teraz o
grze w finale! Chcą godnie uczcić kolegów, którzy zginęli przed 19 laty.