Zdzisław Ambroziak: Jeden błąd

Po takiej fatalnej sobocie jak ostatnia jedynym ratunkiem dla polskiego kibica jest szukanie elementów rozrywkowych.

Taką chwilą był dla mnie telewizyjny plebiscyt na najlepszego piłkarza meczu Polska - Łotwa, i to bynajmniej nie z powodu pomysłodawców (pecunia non olet), tylko ze względu na wyjątkowo skromną, nawet jak na polskich piłkarzy, możliwość wyboru. Kogoś jednak trzeba było wylosować.

Szukając dalej jaśniejszych stron ciemnej sportowej soboty, chciałbym zwrócić uwagę na cechę, która łączy obie niespodziewane porażki naszych reprezentantów - na ringu w Schwerinie i na boisku w Warszawie.

Przemysław Saleta był doprawdy wzruszający, kiedy powiedział, po tym jak niemiecki Turek płynnie mówiący po rosyjsku wielokrotnie posyłał go na deski, że tak naprawdę o porażce zadecydował jeden błąd. Saleta jest bystrym, młodym człowiekiem, który wymyślił sobie, że jego sposobem na sławę i zarabianie pieniędzy będą występy w ringu w charakterze boksera. Ten projekt realizuje już od wielu lat, a najlepsze dopiero przed nami. Deklaracja o jednym błędzie - składana zresztą z uśmiechem na ustach zaraz po przegranej walce - dobrze świadczy o refleksie Salety, który jeszcze przed obdukcją (wydaje się celowa) już przytomnie budował klimat do rewanżowego meczu ze swoim pogromcą (pecunia non olet), nie mówiąc o dalekosiężnych projektach walki stulecia Saleta - Gołota.

Nieco mniej powodów do żartów potrafię wskazać po meczu piłkarzy, choć i na stadionie Legii teoretycznie też Polaków pogrążył jeden błąd. Tyle tylko że przed tym jednym błędem byliśmy świadkami całej serii zdarzeń zakrawających wręcz na groteskę. Wymienię tylko jedno:

Selekcjoner Boniek leci na Cypr, by przyjrzeć się dyspozycji napastnika Mięciela, co okazuje się niemożliwe (wszyscy kibice wiedzą dlaczego), ale mimo to Mięciel znajduje się w reprezentacji.

Dla mnie, piłkarskiego ignoranta, ma to wymiar symbolu. Takich przykładów piłkarskich nonsensów i niekonsekwencji każdy kibic wymieni tuziny. Tyle tylko że w tym miejscu analogia pomiędzy "jednym" błędem Salety i tym piłkarskim się kończy. Przemek jest kowalem swojego losu, co zarobi - to jego, również kompromitacje mają wymiar jedynie osobisty i detaliczny.

W futbolu natomiast mamy do czynienia ze zjawiskiem hurtowym. Tysiące kilometrów, miliony dolarów, dziesiątki milionów kibiców, którzy chcą wreszcie mieć powody do dumy z postawy biało-czerwonych. Z konieczności używam skrótów, ale przecież wiadomo, o co chodzi. Projekt piłkarski jest w jakiejś mierze naszą wspólną własnością, tak jak wspólne są sportowe emocje, radości i smutki. Jeżeli więc na końcu wszystkiego dowiadujemy się od byłego wielkiego piłkarza Zbigniewa Bońka tyle, że zadecydował jeden błąd i że "w końcu to tylko piłka" (sformułowanie powtarzane w koło Macieju) - trochę opuszcza mnie skłonność do szukania elementów rozrywkowych, bo porażka po prostu boli.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.