Jacek Sarzało: Gra bez głowy

Sport to rywalizacja, rywalizacja to ambicje, ambicje to emocje. A te jak pieniądze: kiedy ich nie ma - bieda.

Najgorętsze uczucia rozpala, rzecz jasna, futbol. Tutaj wrą namiętności, tutaj nie ma końca skali uniesień.

Rozpoczęty niedawno sezon w polskiej ekstraklasie upływa na razie, jak się wydaje, właśnie pod znakiem emocji. Nie takich jednak, które polegają na tym, że do ostatniego gwizdka nie jesteśmy pewni rozstrzygnięcia, lecz raczej pozapiłkarskich, niezdrowych.

Jak udowodnił ostatnio mecz na szczycie Legia - Wisła, uczestnicy boiskowych przedstawień tracą nerwy. Pragnienie zwycięstwa za wszelką cenę bierze u nich górę nad rozsądkiem, zimna krew przestaje docierać do mózgów i zaczynają się żniwa. Za faulem faul, brutalne zagrania, ciosy łokciem. Gracze tracą do siebie szacunek, o byle co skaczą do oczu. Nagle przestaje być dla nich celem strzelenie większej niż rywal liczby goli - wolą kopać jego nogi, nie piłkę.

Stare przysłowie mówi, że jeżeli kogoś ugryziesz, najczęściej przypomnisz mu, że i on ma zęby. Dlatego z jednej strony trudno się dziwić, że futboliści tak łatwo zmieniają się w karateków. Ale przecież oddać z nawiązką to odruch równie skuteczny co prymitywny. Wszedł we mnie nieczystym wślizgiem, to ja mu w rewanżu przyłożę z byka - oto mentalność niejednego polskiego ligowca. Czupurni jak koguty koniecznie chcą udowadniać, że co jak co, ale bić to oni się potrafią i na pewno sami znajdą sprawiedliwość.

Zwykle jest tak, że metody walki wyznacza stawka pojedynku. Kiedy na murawie leżą tysiące złotych, sława i prestiż - większość zrobi wszystko, by podnieść profity bez względu na skutki. W porządku, takie myślenie można nawet zrozumieć, ale zgodzić się z nim - już nie. Nie tylko w sporcie większy efekt daje pokonanie własnej niemocy niż fizyczne unicestwienie tego, z którym się mierzysz. Wygrasz, jeśli przede wszystkim uporasz się z samym sobą.

Naturalnie, piłkarz nie może być Chrystusem i kiedy złamią mu nogę - nie może nadstawić drugiej. Byłoby idiotycznie, gdyby przepraszał za swoją krzywdę. Ale przecież warto pozbyć się złych uczuć - mściwości, niekontrolowanych odwetów, utraty panowania nad sobą, nienawiści do tego, który minął go z piłką. Fair play - w moim pojęciu - wcale nie polega na tym, że w meczu nie ma ani jednego faulu. Toż to bzdura. Może być ich sto, byle nie chamskich i bezmyślnych. Futbolisto, szanuj przeciwnika, bez niego nie istniejesz.

Copyright © Agora SA