Słowomir Peszko: Trzeba przeżyć styczeń
Lechici wyjechali na zgrupowanie do Szklarskiej Poręby w Karkonoszach zaraz po meczu z Werderem Brema. To bardzo ważne, ale też chyba najbardziej nielubiane przez piłkarzy zajęcia w roku. Właśnie w górach wylewają litry potu, cierpią na bóle mięśni, wymiotują ze zmęczenia - po to, aby zbudować siłę i kondycję na cały rok. Muszą ją mieć wyjątkowo szybko, już w lutym na mecze z Udinese.
- Jest ciężko. O trenerze Smudzie krążą legendy, ale da się przeżyć. Jest dużo biegania i prac siłowych, a to nam się przyda. Trzeba zacisnąć zęby - mówi Sławomir Peszko, który spędza pierwszą zimę pod okiem szkoleniowca Lecha. - A co, mamy spać na zgrupowaniu? Musimy trenować i biegać, bo piłka polega na bieganiu - odpiera Smuda, który raz stwierdza, że tegoroczne zimowe treningi są tak samo ciężkie, jak w poprzednich latach, to znów jednak podaje, że zależy mu na świeżości graczy, więc aż tak ciężko nie jest. - Ci, którzy przechodzą z nami te treningi nie po raz pierwszy, są już przyzwyczajeni i wyglądają lepiej niż w poprzednich latach - mówi Smuda. - Ci, dla których jest to pierwsza zima z nami, przeżywają szok. Zbiera im się na wymioty.
Smuda postanowił przerwać dość monotonne zajęcia, pojechać na czeską stronę granicy i zagrać sparingowy mecz z FK Jablonec. - Potraktujmy to jako przerywnik, żeby piłkarze nie umarli z nudów. Mniejsza o wynik, niech będzie nawet 0:8. Na tym etapie nie będę się tym martwił. Ważne, żeby się rozerwali grą - twierdzi Smuda. - Świetnie, że udało nam się trochę pograć. Poczuć grę, poczuć piłkę. Tak, to było nam potrzebne - przyznał po tym spotkaniu Marcin Kikut, który podobnie jak większość piłkarzy za długo nie mógł rozmawiać po grze z dziennikarzami. Lechici byli bowiem spoceni jak myszy i gdy się zatrzymywali, do szatni od razu podbiegał Smuda. - Proszę ich za długo nie zatrzymywać, gdy są przepoceni. Za zimno jest, poprzeziębiają się - mówił, po czym długo opowiadał o tym, że słyszał, jaka to straszna epidemia grypy nadciąga. - My jesteśmy zaszczepieni, ale trzeba uważać. Dobrze, że wyjeżdżamy do Turcji. Tam o grypę trudniej - oddychał z ulgą.
Wynik sparingu, który miał charakter czystej rozrywki dla piłkarzy, nie był najważniejszy. No, może inaczej podszedł do sprawy czeski sędzia, który przy prowadzeniu Lecha 1:0 (bramkę wbił Kikut po podaniu Zlatko Tanevskiego) podyktował rzut karny zupełnie za nic. Tłumaczył gestami, że Tanevski zaatakował łokciem rywala, ale takiego zajścia nie było widać. - Umówiliście się z Czechami, że przetestujecie, jak bramkarze bronią karne? - pytali dziennikarze Smudę. - Skądże! - bronił się, ale Krzysztof Kotorowski miał nieoczekiwaną okazję, by się rzucić. Piłki nawet nie dotknął i był remis.
Zakrzewski prorokuje wysokie miejsce Arki - wideo ?
Wszystkie bramki padły wówczas, gdy na placu grał tzw. drugi skład Lecha. Tak zwany, bo np. występujący w nim Marcin Kikut deklarował, że ma zamiar swą dyspozycją wiosenną zamieszać jeszcze w planach Smudy. Różnica była jednak widoczna. Lech z drugiej połowy grał znacznie bardziej chaotycznie niż Lech z pierwszej, choć i ten miał olbrzymie problemy ze składną grą. Ołowiane nogi, ciężki krok - trudy zgrupowania były widoczne. "Kolejorz" nie stworzył sobie żadnej okazji bramkowej, bo nie można do takich zaliczyć dwóch strzałów zza pola karnego w wykonaniu Hernana Rengifo i Roberta Lewandowskiego. Ale też nie pozwolił Czechom na zbyt wiele. Miejscowi kibice tylko dwa razy oklaskiwali piłkarzy z Jablonca, zresztą też po uderzeniach z dystansu.
Druga część gry była ciekawsza, bo więcej się działo pod bramkami, ale stała na niższym poziomie. To głównie z powodu wspomnianej chaotycznej gry. Lecha z drugiej połowy usprawiedliwia z kolei fakt, że przez ostatni kwadrans grał... w dziesiątkę. Kontuzji doznał Jacek Kadziński, opuścił boisko, a ponieważ piłkarze sprzed przerwy byli już wykąpani, "Kolejorz" testował wariant "gra w osłabieniu np. z powodu czerwonej kartki".
W "rezerwowym" Lechu wystąpili wczoraj dwaj jego nowi piłkarze Gordan Golik i Haris Handzić. Dla obu był to debiut na dużym boisku w koszulkach "Kolejorza". Fakt, że zagrali dopiero po przerwie, wiele mówi o rolach, jakie, na razie, szykuje dla nich Smuda. Będą raczej uzupełnieniami składu. - Chyba że mnie zaskoczą w Turcji. Na razie zamierzam korzystać z tych, których miałem w zespole jesienią - mówi trener. Co najwyżej Smuda poszuka nowych pozycji dla "starych" graczy. W Jabloncu Grzegorz Wojtkowiak został przesunięty z boku obrony na jej środek.
Kolejny sparing Lech zagra już po powrocie ze Szklarskiej Poręby. W weekend zmierzy się z GKP Gorzów. Po tym meczu Smuda musi zdecydować, kogo zgłosić do wiosennych meczów Pucharu UEFA. Na razie mówi, że na liście nie będzie żadnych zmian.
Lech pochwalił się już, że podczas obozu w Turcji zmierzy się ze Spartakiem Moskwa (5 lutego) i tydzień później ze Steauą Bukareszt. - Ustalamy kolejnych rywali - mówi trener Smuda. - Chcą z nami jeszcze grać Rapid Wiedeń, Rapid Bukareszt, CFR Cluj i reprezentacja Macedonii.
Jeśli doszłoby do starcia z kadrą Macedonii, okazję do pokazania się jej trenerowi zyskałby stoper Lecha Zlatko Tanevski.
Bramki: 0:1 Kikut (50. min), 1:1 Pavlik (59., z karnego), 2:1 Vuković (65.)
Lech w pierwszej połowie: Turina - Kucharski, Wojtkowiak, Arboleda Ż, Djurdjević - Murawski, Injac, Wilk - Stilić, Lewandowski - Rengifo
Lech w drugiej połowie: Kotorowski - Kadziński, Tanevski, Bosacki, Henriquez - Kikut, Bandrowski, Golik - Peszko, Reiss, Handzić