Droga na mundial. Jak amatorzy z USA upokorzyli Anglię

Wielcy faworyci i jednocześnie debiutanci na mundialu Anglicy w 1950 roku doznali olbrzymiego upokorzenia. W swoim drugim meczu grupowym nie sprostali amatorom z USA i nie wyszli nawet z grupy. Pokonali ich m.in. wykładowca uczelni wyższej, kierowca karawanu, listonosz czy zmywacz naczyń.

Tekst powstał w ramach "Tygodnia Amerykańskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"

Trzy przedwojenne mistrzostwa świata odbyły się bez Anglików. Dlaczego? Po prostu cały świat nie był godzien na rywalizację z ojczyzną futbolu. Oczywistością było, że są oni najlepsi na świecie i niczego udowadniać nie muszą. Najważniejszym turniejem dla nich były brytyjskie mistrzostwa rozgrywane corocznie między nimi, Walią, Szkocją i Irlandią.

Dlatego na światowym czempionacie Anglicy pojawili się dopiero w 1950 roku w Brazylii. I byli jednymi z faworytów. Za jednego postawionego na nich funta, w przypadku zdobycia mistrzostwa, można było zgarnąć zaledwie trzy. Kurs na Amerykanów wynosił 1-500. Anglicy mieli świetny powojenny bilans meczów. Wygrali 23 spotkania, trzy zremisowali I cztery przegrali. Dwa tygodnie przed MŚ rozbili 4:0 Włochów i 10:0 Portugalczyków.

Z kolei Amerykanie, po tym jak zajęli czwarte miejsce na MŚ 1930 (byli wtedy wzmocnieni kilkoma zawodnikami z Anglii, którzy mieli podwójne obywatelstwo), przegrali wszystkie swoje siedem meczów międzynarodowych i zaliczyli mało chlubny bilans bramkowy 2-45, m.in. dzięki porażkom 1:7 z Włochami, 0:11 z Norwegią czy 0:5 z Irlandią Północną.

Już na mundialu Anglicy pierwszy mecz grupowy wygrali z Chile 2:0. Amerykanów zlekceważyli, ale jak tu nie lekceważyć drużyny złożonej z amatorów, w której grali m.in. wykładowca uczelni wyższej, kierowca karawanu, listonosz czy zmywacz naczyń. Przed wylotem do Brazylii spotkali się tylko na jednym treningu. Selekcjoner Bill Jeffrey mówił przed meczem: "Nie mamy szans. Jesteśmy jak baranki idące na rzeź".

Anglia do meczu przystąpiła bez swojego największego gwiazdora Stanleya Matthewsa, który miał odpoczywać przed kolejnymi, ważniejszymi spotkaniami. Jako że nie były wtedy dopuszczalne zmiany w czasie gry, nie mógł pomóc swoim kolegom, którzy szybko znaleźli się w tarapatach, i klęsce przyglądał się tylko z ławki rezerwowych.

 

Po 12 minutach meczu Anglicy mieli na swoim koncie już 6 strzałów i dwie poprzeczki. Świetnie spisywał się też amerykański bramkarz Frank Borghi. W 37. minucie stało się coś najbardziej nieoczekiwanego. Walter Bahr dośrodkował w pole karne, lot piłki przeciął student rachunkowości z Nowego Jorku Joe Gaetjens i futbolówka wpadła do siatki Anglików.

Druga połowa to oczywiście ciągłe ataki Anglii, kolejne świetne interwencje Borghiego i kontrowersyjne decyzje sędziowskie. Ale bramki już nie padły. Przeważający na stadionie kibice brazylijscy wiwatowali. Na początku meczu było ich zaledwie 10 tys., ale gdy rozniosła się wieść o sensacyjnym wyniku, na stadion przybyło ich znacznie więcej.

Po meczu Anglicy zapowiedzieli, że nigdy nie założą już, debiutujących wtedy, niebieskich koszulek. Słowa nie dotrzymali, bo na niebiesko zagrali jeszcze w 1959 roku w przegranym 1:4 meczu z Peru.

Następnego dnia dzienniki prawie wszystkich krajów uczestniczących w mistrzostwach świata pisały o tym niesamowitym meczu. Prawie wszystkie, bo oprócz angielskich i amerykańskich. Na mundialu był tylko jeden dziennikarz z USA - Dent McSkimming z ST. Louis-Dispatch. Przyjechał jednak za swoje pieniądze i na dodatek musiał wziąć urlop, gdyż wydawca jego dziennika nie chciał go wysłać do Brazylii. Jego relacja z meczu była jedyną, jaka pojawiła się w amerykańskich dziennikach. Z kolei angielska prasa po wojnie, z powodu obniżania kosztów, na sport poświęcała tylko jedną stronę. I jej większość była zajęta przez relację z porażki krykiecistów z Indiami. Podobno niektóre gazety uznały, że wynik 1:0 dla USA jest na tyle niemożliwy, że w gazecie wydrukowały rezultat 10:1 dla Anglii.

Obu drużynom pozostał jeszcze jeden mecz grupowy. Anglicy nadal mieli szanse na awans, ale zaprzepaścili je, przegrywając z Hiszpanią 0:1. Z kolei Amerykanie po raz drugi nie potrafili sprawić sensacji i przegrali z Chile 2:5.

Nie masz komu kibicować na mundialu w Brazylii? A może by tak... USA?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.