Droga na mundial. Ostatnia szansa Didiera Drogby

Na mundialu w Brazylii będzie nie tylko wiele pięknych chwil radości zwycięzców czy tragedii pokonanych - dla niektórych ten turniej oznaczać będzie również pożegnanie z karierą reprezentacyjną. Jednym z najbardziej zdesperowanych, by tę przygodę zakończyć sukcesem, jest Didier Drogba, napastnik i kapitan Wybrzeża Kości Słoniowej.

Materiał powstał w ramach "Tygodnia Afrykańskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"

Pożegnanie z Londynem

Emocje sięgają zenitu. Wielkie spotkanie, wielka odpowiedzialność, ale i stracony gol pod sam jego koniec. Jedna z ostatnich szans, rzut rożny - jedyny w spotkaniu. Szansa wykorzystana, potężny strzał głową i piłka leci w samo "okienko" bramki rywali. Dogrywka nie przynosi rozstrzygnięcia, stadion w serii rzutów karnych raczej milczy, tylko po "jedenastkach" wybuchając radością. Dwie świetne parady bramkarza stwarzają okazję do wygrania meczu i wtedy podchodzi on - krótki rozbieg, dwa kroki, tak by golkiper rywali nie miał zbyt wiele czasu na reakcję czy odczytanie intencji strzelca. Strzelec się nie myli. Finał wygrany w ostatnim kopnięciu w karierze.

Warto dodać - w karierze w jednym klubie. Przecież to w Chelsea Didier Drogba miał już swoje perfekcyjne rozstanie. Może nawet bardziej symboliczne od tamtej "jedenastki" w Monachium było jego pożegnanie z kibicami, gdy sam podszedł do trybuny i kłaniał się jej nisko, fani odpowiedzieli burzą braw i doniosłymi śpiewami. Jego kariera w Londynie była pełna sukcesów, budowania wielkiej marki czy nawet strachu w oczach rywali (zwłaszcza tych z Arsenalu - im strzelał średnio w każdym meczu). Ale to wszystko "tylko" na poziomie klubowym - chociaż Drogba przecież tak wiele zrobił i robi dla swojego kraju, tam futbolowo pozostaje niespełniony.

Symbol narodowej klęski

Brazylijski mundial będzie ostatnią wielką imprezą w jego reprezentacyjnej karierze. Nawet jeśli gdzieś z tyłu głowy kłębi mu się myśl o graniu do czterdziestki (najprawdopodobniej w Ameryce), to Sabri Lamouchi raczej rozwiał marzenia o kontynuowaniu przygody w drużynie "Słoni". - To nie jest skomplikowane - mówił ostatnio selekcjoner Wybrzeża Kości Słoniowej - Drogba "napędza" futbol w tym kraju i jego reprezentację. Na pewno dla niego to ostatnie mistrzostwa świata, tym bardziej będzie chciał ugrać jak najwięcej.

Jednak jego misja w grze dla kraju jest całkowicie inna od wyzwań, z którymi zmagał się w Londynie czy nawet ostatnio w Stambule. - Dla tak małego państwa jak Wybrzeże Kości Słoniowej gra na trzech kolejnych mundialach to już wielkie wyróżnienie - mówił Drogba. Z wielkimi nazwiskami, ale bez drużyny kompletnej i przy starzejącym się składzie, w Brazylii niekoniecznie będzie łatwiej niż na poprzednich mistrzostwach, gdzie "Słonie" trafiały do najtrudniejszych grup. A przecież za każdym razem i tak mówiono o nich jako najsilniejszej reprezentacji z Afryki.

Teraz Drogba pragnie być symbolem swojego kraju. Już jest, jeśli chodzi o pracę na rzecz pokoju, podnoszenia standardu życia, budowania szpitali, doczesnej pomocy najbardziej potrzebującym przez akcje angażujące wielu jego słynnych kolegów z boiska. Kiedyś wybrany do setki najbardziej wpływowych osobowości świata przez magazyn "Time", Drogba z kapitańską opaską w drużynie narodowej bardziej kojarzy się z bolesną klęską, nie wielkimi zwycięstwami.

Los się musi odmienić

Mniejsza o poprzednie dwa turnieje mistrzowskie, które Wybrzeże Kości Słoniowej kończyło na fazie grupowej - największe dramaty w jego reprezentacyjnej karierze symbolizuje niezdobyty wciąż Puchar Narodów Afryki. Odpadał już w ćwierćfinale (w 2010 i 2013), półfinale (2008), a w finałach przeżywał zawsze te najbardziej osobiste klęski - w 2006 roku zmarnował "jedenastkę" w pierwszej serii rzutów karnych z Egiptem, w 2012 z kolei nie pokonał bramkarza Zambii w meczu i to ostatecznie rywale sensacyjnie wygrali w całym turnieju.

Swoje momenty więc Drogba miał, ale ich nie wykorzystał. A z wiekiem jego desperacja tylko rośnie. Cztery lata temu na własne życzenie zagrał na mistrzostwach świata z Portugalią, chociaż jego złamana ręka się nie zrosła i potrzebował specjalnego ochraniacza, który musiała zatwierdzić komisja medyczna FIFA. W zasadzie jego jedynym wartym odnotowania rekordem jest ten, że został pierwszym zawodnikiem z Afryki, który na mundialu strzelił Brazylii gola.

Teraz musi być lepiej. Nieporównywalnie łatwiejsza grupa (Kolumbia, Grecja, Japonia) daje Wybrzeżu Kości Słoniowej szansę na dotarcie do fazy pucharowej, nawet jeśli tam czekają Włosi, Anglicy lub Urugwajczycy. To zresztą nie tylko dla Drogby może być decydujący turniej, bo przecież znaczna część trzonu drużyny Lamouchiego jest już po trzydziestce - bracia Toure, Didier Zokora, bramkarz Boubacar Barry. Jednak pomimo świetnego sezonu pomocnika Manchesteru City to wciąż o Drogbie mówi się w kontekście prawdziwego, jedynego symbolu tej reprezentacji. I, jeśli nadarzy się taka okazja, to napastnik Galatasaray podejdzie do decydującego karnego - chociaż raczej nie w finale na Maracanie.

Ghana przywiezie dużo muzyki. I dużo krewetek?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.