Droga na mundial. Ghana: zawsze niespodziewana

Są cisi, nudni, mało afrykańscy, mistrzostw kontynentu nie wygrali od 32 lat. Ale w mundialach to Ghańczycy dają ostatnio Afryce najwięcej radości. I zawsze kosztem USA

Nie mają takich gwiazd jak Kamerun czy Wybrzeże Kości Słoniowej. Michael Essien, wciąż najsłynniejszy z ghańskiej reprezentacji, choć już od dawna nie najważniejszy, nigdy nie był jak Samuel Eto'o czy Didier Drogba, ikony afrykańskiej piłki. Tacy piłkarze też się Ghanie zdarzali: Abedi Pele, Anthony Yeboah. Ale choć oni byli wielcy, to reprezentacja nic wielkiego w tym czasie nie osiągnęła. Zresztą, głównie przez nich. Nawet parlament próbował tych obu godzić, ale bez skutku. Trzeba było czekać, aż się pojawi grupa zdolna zbudować coś razem i na dłużej. Czyli pokolenie wicemistrzów świata do lat 20 z 2001 roku: Essien, Sulley Muntari, Derek Boateng, Razak Pimpong, John Mensah, John Pantsil. A z nim grupka starszych piłkarzy ze Stephenem Appiahem na czele, i młody Asamoah Gyan.

Na symbol ostatnich lat w ghańskim futbolu Essien i Appiah nadawali się najlepiej: obaj pracowici pomocnicy, a Ghana takimi piłkarzami stoi. Essien to piłkarz bizon, który zagra też w obronie, i nigdy nie chciał - ani nie musiał - być dla Ghany niczym więcej niż idolem z boiska. Nie toczyli z Appiahem w reprezentacji ani wojen gwiezdnych, jak Pele z Yeboahem, ani klanowych, jak Eto'o z klanem Songów, rozbijając kadrę Kamerunu. Ani plemiennych, które dzieliły kadrę Nigerii. Nie musieli być dla swojego kraju, jak Drogba, mężami opatrznościowymi w czasie wojny domowej, bo Ghana, choć sąsiaduje z Wybrzeżem Kości Słoniowej, to w tej części Afryki jest oazą spokoju. Stabilna, z szybko rozwijającą się gospodarką. I z reprezentacją, która w mundialu zagra dopiero trzeci raz, ale już zdążyła osiągnąć tyle, ile jej sławniejsi rywale z kontynentu. Mimo że nie było wokół niej tyle szumu co wokół nich.

Trzeci raz z Amerykanami

Ghana, od dawna znakomita w piłce młodzieżowej, eksporter talentów, pierwszy raz awansowała na mundial w 2006 roku, opierając się na wspomnianym pokoleniu wicemistrzów z 2001 oraz na Appiahu, na zaczynającym dopiero karierę Gyanie. Doczekała się awansu późno, ale od tego czasu nie zwalnia tempa. Jedzie teraz na mistrzostwa trzeci raz z rzędu, znów sprawić niespodziankę. W 2006 wyszła z bardzo trudnej grupy razem z Włochami, kosztem Czechów i Amerykanów, odpadła w pierwszej rundzie pucharowej z Brazylią. W 2010 też grupę miała niełatwą: Niemcy, Serbia, Australia, ale znów się udało. I wyeliminować w w 1/8 finału Amerykanów - też, po dogrywce. Ghana odpadła w ćwierćfinale, wyrównała w ten sposób najlepsze osiągnięcia drużyn z Afryki, Kamerunu 1990 i Senegalu 2002. Nie została pierwszym afrykańskim półfinalistą, bo Luis Suarez w ostatnich minutach dogrywki z Urugwajem zatrzymał rękami piłkę na linii bramkowej, Asamoah Gyan zmarnował karnego, a potem w serii karnych szalał urugwajski bramkarz Fernando Muslera. Ale i tak Ghana na pierwszym mundialu w Afryce była jedyną miejscową drużyną w ćwierćfinale. I osiągnęła to bez Essiena, którego z mistrzostw wyeliminowała kontuzja. Ale w stylu Essiena, stawiając nie na błysk i fantazję, tylko solidność, walkę i mięśnie. Obrona przede wszystkim, tego pilnował serbski trener Milovan Rajevac.

Nawet Amerykanie, których siłą zawsze było przygotowanie fizyczne, odbijali się w 1/8 finału od Ghańczyków. I drugi raz z rzędu odpadli przez nich z mundialu. Te dwie drużyny są na siebie skazane: w pierwszym meczu mundialu w Brazylii Ghana zagra w Natal właśnie z USA. Są razem w morderczej grupie, z Portugalią i Niemcami. Mało kto daje Ghanie szanse awansu. Ale przecież nie pierwszy raz.

Reprezentanci Niemiec jako dzieci. Kliknij w zdjęcie i sprawdź, ilu rozpoznasz!

Mało Afryki w Afryce

Trenerem jest teraz James Kwesi Appiah, kiedyś kapitan reprezentacji, w ostatnich latach asystent kolejnych selekcjonerów, aż w końcu - selekcjoner. Pierwszy Ghańczyk, który Ghanę wprowadził do mistrzostw świata. Nie jest łatwo być trenerem z Afryki w Afryce, tu działacze nie szanują swoich, wolą sobie sprawić Europejczyka ze znanym nazwiskiem. Ghańscy działacze byli w ostatnich latach rozsądniejsi. Gdy Wybrzeże Kości Słoniowej zatrudniało na mundial Svena Gorana Erikssona, oni trzymali się mało znanego Rajevaca (do pierwszego mundialu Ghanę wprowadził jego rodak Ratomir Dujković). Ale też miewają dziwne pomysły: Appiah trenerem został zrobiony tymczasowo, federacja rozmawiała z Marcelem Desailly'm (francuski mistrz świata urodził się w Ghanie, działa w tym kraju, ale doświadczenia trenerskiego nie ma). Na szczęście dla Appiaha Desailly nie porozumiał się z federacją, a tymczasowego trenera obroniły wyniki i bronią do dziś.

Jak Appiah z Appiahem

Appiah na współpracownika podczas mundialu dobrał sobie m.in. Stephena Appiaha, który już nie gra w piłkę. Michael Essien będzie się zapewne w Brazylii żegnał z kadrą. Już po mundialu w RPA ogłosił pożegnanie, ale wrócił pod koniec ubiegłego roku. Kapitanem jest teraz Asamoah Gyan, który trzy lata temu podpadł ghańskim kibicom, porzucając europejski futbol dla Al Ain ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Musiał wysłuchiwać, że sprzedał ambicje za 200 tysięcy dolarów tygodniówki, ale kadra na jego wyjeździe do Emiratów nie ucierpiała, przeciwnie, Gyan jest teraz w reprezentacji bardzo skuteczny.

On jest kapitanem z racji starszeństwa, przywódcą z charakteru jest Kevin Prince Boateng z Schalke (a wcześniej z Milanu), czyli Ghańczyk z Berlina, który tuż przed mistrzostwami w 2010 postanowił, że nie wiąże przyszłości z reprezentacją Niemiec, chce grać dla drugiej ojczyzny. A gdyby decydowały tylko umiejętności, to dowodzić powinien Kwadwo Asamoah, w Juventusie obrońca, a w kadrze środkowy pomocnik. Były piłkarz Udinese, klubu, przez który przeszli też m.in. Appiah i Gyan. Oprócz wymienionych i Muntariego siłę kadrze daje kolejne świetne pokolenie młodych: pierwszych afrykańskich mistrzów świata do lat 20, z 2009 roku. Jest w tej grupie m.in. Andre Ayew, syn Abediego Pele (drugi, młodszy o dwa lata Jordan Ayew, też gra w kadrze), Samuel Inkoom, Jonathan Mensah. Wszyscy trzej byli podstawowymi piłkarzami kadry już na mundialu w RPA.

Ghana pozostała drużyną, której bardzo trudno strzelić gola i jest regularna. Wprawdzie od lat 80. nie potrafi wygrać Pucharu Narodów Afryki, ale w ostatnich czterech edycjach zawsze dochodziła do półfinału, a dwa razy była na podium. Omijają ją skandale i wielkie kłótnie. To jest na pewno mało spektakularne: Nigeria czy Kamerun kojarzą się z bardziej efektowną grą, a Wybrzeże Kości Słoniowej ma piłkarzy tak znanych, że jest do listy faworytów dopisywane z rozpędu. A Ghana zawsze musi atakować z cienia. I świetnie na tym wychodzi.

Więcej o:
Copyright © Agora SA