Droga na mundial. Francuskich "czterech muszkieterów"

Wspominając reprezentację Francji z MŚ w 1998 roku, zapewne większości na myśl przychodzi Zinedine Zidane strzelający dwie bramki w finale. Dla innych może to być młody Thierry Henry, który trzema bramkami zdobytymi podczas tego turnieju pokazał się szerszej publiczności. Jednak równie ważna w tym historycznym dla Francuzów triumfie była linia defensywy złożona z "czterech muszkieterów". Materiał powstał w ramach Tygodnia Francuskiego projektu "Continental - Droga na Mundial?

Lilian Thuram, Marcel Desailly, Laurent Blanc, Bixente Lizarazu. Ta czwórka utworzyła blok obronny, który w trakcie turnieju został złamany jedynie dwa razy - w meczu fazy grupowej z Danią (rzut karny), a po raz drugi w półfinale z Chorwacją. Biorąc pod uwagę defensywy wszystkich mistrzów świata, jedynie dwie reprezentacje mogą się równać tej Francji - jest to Hiszpania z 2010 roku (dwie bramki stracone w grupie, czyste konto w fazie pucharowej) oraz Włochy sprzed ośmiu lat (bramka samobójcza w grupie i rzut karny w finale). Obrona czasem rzeczywiście wygrywa turnieje.

Czwórka obrońców kryła strefowo, nie indywidualnie. Blanc zazwyczaj pełnił rolę libero, a w zabezpieczaniu dostępu do bramki pomagali również środkowi pomocnicy, czyli Didier Deschamps i Emmanuel Petit.

Francuzi swoją żelazną obronę częściowo zawdzięczali Włochom. W trakcie rozgrywania mundialu w Serie A, która była wówczas najmocniejszą ligą na świecie, grali Marcel Desailly i Lilian Thuram, niedługo później zagrał tam również Laurent Blanc. - To miejsce, gdzie dojrzałem jako profesjonalny piłkarz - mówił po latach Thuram.

Co najważniejsze, "muszkieterowie" nie ograniczyli się wyłącznie do bronienia. To oni ratowali reprezentację w kluczowych momentach, jak wtedy gdy Blanc zdobył tzw. złotego gola w 1/8 finału z Paragwajem. Jednak przypadek Thurama jest prawdopodobnie ewenementem na skalę światową. W całej swojej reprezentacyjnej karierze zagrał w 142 spotkaniach. Strzelił dwie bramki. Obie w tym samym meczu.

27 sekund po rozpoczęciu drugiej połowy półfinału z Chorwacją Thuram na chwilę stracił koncentrację. Złamał linię spalonego, co z zimną krwią wykorzystał Davor Suker. Chorwaci byli na tę chwilę w finale mistrzostw świata, a w przypadku porażki Thuram stałby się kozłem ofiarnym. Jednak radość Chorwatów nie trwała nawet minutę. Zdenerwowany francuski obrońca odebrał rywalowi piłkę przed polem karnym, oddał ją do Youriego Djorkaeffa, by po chwili po jego podaniu stanąć oko w oko z chorwackim bramkarzem, Drażenem Ladiciem. Zachował spokój i wyrównał stan meczu na 1:1, odkupując swoje winy sprzed kilkunastu sekund.

W 69. minucie ponownie znalazł się z piłką tuż przed polem karnym i nie widząc zbyt wielu możliwych opcji rozegrania, zdecydował się na uderzenie lewą nogą. Tym, że piłka wpadła do bramki Chorwatów, najbardziej zdziwiony był sam Thuram, który ukląkł na murawie i zastygł w bezruchu, podczas gdy koledzy pospieszyli do niego z gratulacjami. W dużej mierze dzięki tym golom Thuram został uznany za trzeciego najlepszego piłkarza tych mistrzostw.

Jednak w tym samym meczu miejsce miał dramat Laurenta Blanca. 8 minut po wyjściu na prowadzenie Zidane miał wykonywać rzut wolny. W polu karnym o pozycję walczył Blanc ze Slavenem Biliciem. Nagle Chorwat upadł na murawę, zwijając się z bólu. Sędzia tego spotkania pokazał Francuzowi czerwoną kartkę, choć dla wielu Francuzów była to skandaliczna decyzja - owszem, Blanc ciągnął za koszulkę i wykonał ruch ręką w kierunku Bilicia, lecz go nie uderzył. Dziś w tej sytuacji prawdopodobnie również ujrzałby czerwoną kartkę, lecz złość publiki została skierowana na Bilicia.

Dla Blanca była to pierwsza i jedyna czerwona kartka. Za karę nie mógł zagrać w wielkim finale mistrzostw świata, co stanowi prawdopodobnie największy koszmar każdego profesjonalnego piłkarza. FIFA oczywiście nie zdecydowała się na odwrócenie decyzji o jego zawieszeniu.

Po latach Bilić wytłumaczył, iż w tej sytuacji nieco spanikował i upadł na ziemię, by samemu nie dostać żółtej kartki. Dostał ją we wcześniejszym meczu 1/8 finału z Rumunią. W konsekwencji mógłby go ominąć finał lub mecz o 3. miejsce. Blanc nie ma żalu do Chorwata, całą winę za zaistniałą sytuację przypisał sobie.

Jednak ostatecznie mistrzostwa skończyły się dla Francuzów szczęśliwie, pomimo braku Blanca w ostatnim meczu z Brazylią (zastąpił go Frank Leboeuf) i czerwonej kartki Desailly'ego (znalazł się wśród 5 najlepszych obrońców turnieju). "Les Bleus" nawet grając w 10 nie pozwolili Brazylijczykom, by ci w jakikolwiek sposób zagrozili ich bramce. Ronaldo, Bebeto czy Rivaldo nie mieli tego dnia nic do powiedzenia i szkoda, że czasem ten mecz sprowadza się wyłącznie do goli Zidane'a czy teorii spiskowych związanych z Ronaldo, które miały tłumaczyć jego fatalną dyspozycję tego dnia.

Ten sam szkielet defensywy zachowany został podczas EURO 2000. Tym razem obyło się bez czerwonych kartek i innych dramatycznych sytuacji związanych z obrońcami. Ich gra stała się nieco mniej imponująca, gdyż Francuzi w sześciu meczach turnieju tylko raz zachowali czyste konto - choć wiązało się to bardziej ze zmianą stylu gry na bardziej ofensywny, aniżeli rzeczywistym spadkiem formy samych piłkarzy. Dzięki zwycięstwu na belgijskich i holenderskich boiskach Francuzi stali się pierwszą reprezentacją w historii, która w tym samym momencie dzierżyła tytuł zarówno mistrza świata, jak i Europy. Tych sukcesów, największych w historii francuskiego futbolu, nie byłoby bez Thurama, Desailly'ego, Blanca i Lizarazu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA