Droga na mundial. Niespełniona Portugalia

Gdy rodzi się nowa "złota generacja", jej członkowie muszą sprostać wygórowanym oczekiwaniom. Niektórym, jak reprezentacji Francji z 1998 roku, ta sztuka się udaje i przechodzą do historii jako zwycięzcy. Jednak portugalska złota generacja nigdy nie weszła na szczyt futbolowego świata, choć miało być inaczej.

Tekst powstał w ramach projektu "Continental - Droga na Mundial", w którym prezentujemy finalistów mistrzostw świata 2014. Trwa Tydzień Portugalski

Jej narodziny datowane są na dzień 3 marca 1989 roku. To wtedy w Arabii Saudyjskiej na mistrzostwach świata do lat 20 podopieczni Carlosa Queiroza sięgnęli po pierwsze trofeum na arenie światowej. Dwa lata później powtórzyli ten wyczyn we własnym kraju. Członkami tych kadr byli tacy piłkarze, jak Joao Pinto, Rui Costa, Capucho, Luis Figo, Abel Xavier czy Fernando Couto. Gdy w kolejnych latach dołączyli do nich Vitor Baia, Sergio Conceicao czy Nuno Gomes, wydawało się, że Portugalia jest skazana na sukces, a ci zawodnicy powtórzą młodzieżowe sukcesy już na seniorskich turniejach.

- Złoty okres portugalskiego futbolu był niesamowity. Ciężko pracowaliśmy, by stworzyć odpowiedni system, i widzieliśmy, jak istotna będzie ta generacja już parę lat później, gdy większość tych piłkarzy odnalazła się w seniorach - wspominał ten okres Carlos Queiroz w wywiadzie dla oficjalnej strony FIFA. - W tym czasie w portugalskiej federacji piłkarskiej stworzyliśmy kulturę, która nie skupiała się wyłącznie na teraźniejszości, lecz również na przyszłości kadry narodowej. To ma miejsce również dzisiaj - powiedział Queiroz. Obecny selekcjoner reprezentacji Iranu często nazywany jest "ojcem" tejże generacji.

Tacy zawodnicy jak Couto, Pinto, Rui Costa czy Figo znaleźli się w kadrze już na Euro 1996. Mieli wówczas od 23 do 26 lat, co sprawiało, iż już nie byli juniorami, tylko poważnymi piłkarzami grającymi w silnych klubach pokroju Fiorentiny, Parmy czy Barcelony. I o ile przez fazę grupową udało im się przedrzeć bez szwanku, wyprzedzając Chorwację, Danię i Turcję, o tyle odpadli już w ćwierćfinale z późniejszymi finalistami, reprezentacją Czech.

Na kolejnym wielkim turnieju, MŚ 1998, już nie zagrali. Wszystko przez remisy w spotkaniach z Armenią czy Irlandią Północną lub porażkę z Ukrainą. To przez nią Portugalczycy zajęli dopiero 3. miejsce w grupie eliminacyjnej za Niemcami i Ukrainą.

Dramat w Brukseli

Tym większa motywacja towarzyszyła Portugalczykom, by zmazać tę plamę na Euro 2000. Portugalczycy rozbili w pył swoich pierwszych czterech rywali - Anglię, Rumunię, Niemcy oraz Turcję - by dostąpić zaszczytu walki o finał. Tam zmierzyli się z Francją. Aż do 114. minuty utrzymywał się remis 1:1 po bramkach Nuno Gomesa i Thierry'ego Henry'ego. Z pozoru zwykły atak Francuzów przyniósł im jednak rzut karny po zagraniu ręką przez Abela Xaviera. Kilkuminutowa kłótnia między piłkarzami a sędziami nie zmieniła ich decyzji.

Luis Figo już wiedział, że Portugalia straciła kolejną wielką szansę. Zdjął koszulkę i zszedł z boiska. Warto przypomnieć, że w 2000 roku zastosowanie miała zasada "złotej bramki" - gol strzelony w dogrywce od razu kończył mecz. Vitor Baia nie zdołał powstrzymać świetnego strzału Zinedine'a Zidane'a i to Francja awansowała do finału, a następnie wygrała mistrzostwa Europy.

 

Mundial w Korei Południowej i Japonii był jedną z ostatnich szans na osiągnięcie czegoś wielkiego - piłkarze ze złotej generacji mieli już ok. 30 lat. Mistrzostwa te rozpoczęły się dla nich fatalnie, już po 36 minutach sensacyjnie przegrywali z USA aż 0-3. Pogoń nie zakończyła się sukcesem, przegrali 2-3. Odbili sobie to jednak na reprezentacji Polski, pokonując ją 4-0 po pamiętnych czterech bramkach Pedro Paulety. Po takim spotkaniu mecz o awans z Koreą Południową miał przypominać "spacerek", lecz Portugalczycy nie umieli utrzymać nerwów na wodzy - już w 66. minucie przebywali na boisku w 9, a chwilę później stracili bramkę na 0-1 i sensacyjnie musieli pożegnać się z turniejem.

Blisko, bliżej, najbliżej

Lata niepowodzeń, a czasem wielkich klęsk miały zakończyć się wraz z Euro 2004. To miał być piękny, wręcz filmowy scenariusz - wielcy piłkarze osiągający swój największy sukces we własnym kraju pod koniec swych karier. Stara generacja już odchodziła, powoli zaczęła zastępować ją młodsza - Rui Costa musiał ustąpić miejsca Deco, Fernando Couto okazywał się gorszy od Ricardo Carvalho i nawet Luis Figo nie był już kluczową postacią w reprezentacji. Powoli zastępował go w tej roli 19-letni wówczas Cristiano Ronaldo.

Inauguracyjna porażka z Grecją miała być jedyną wpadką w drodze po mistrzostwo. Długo wydawało się, że tak w istocie będzie - kolejno Rosja, Hiszpania, Anglia i Holandia musiały uznać wyższość gospodarzy. W finale czekała już Grecja. Mało kto wyobrażał sobie końcowy triumf tej drużyny, której siłą była żelazna defensywa i zabójcze stałe fragmenty gry. Lecz Grecy w finale zaszokowali po raz ostatni, pokonując Portugalię po - a jakże - skutecznym rzucie rożnym.

Na mundialu w Niemczech zagrało już tylko dwóch członków złotej generacji, Luis Figo i Nuno Gomes. Z tego powodu 4. miejsce, czyli drugi najlepszy wynik w historii mundialowych występów trudno zaliczyć do ich osiągnięć. Zapamiętani zostaną przede wszystkim ze względu na grę w swoich klubach; gdy wspomina się ich występy w reprezentacji, zawsze na usta ciśnie się słowo "niespełnieni", nawet pomimo faktu, iż czasy, w których grali, były najlepszym okresem w piłkarskiej historii Portugalii.

I choć obecna kadra może nie jest tak samo utalentowana jak te sprzed laty, to tacy piłkarze jak Pepe, Joao Moutinho czy Cristiano Ronaldo zawsze gwarantują grę o najwyższą cele. Może na jednym z kolejnych turniejów odeślą poprzednie porażki w niepamięć i sprawią, że to o nich będzie mówić się jako "złotej generacji"?

Kibicujesz Portugalii? Pokaż jak i wygraj piłkarskie nagrody

 

Kibicujesz Portugalii? Pokaż jak i wygraj piłkarskie nagrody

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.