Droga na mundial. Holenderskiej Eredivisie droga do przeciętności

Liga holenderska do potentatów nigdy nie należała, lecz latami przewodziła stawce goniącej pięć czołowych lig europejskich. Jednak od paru lat Eredivisie stopniowo osuwa się w dół, notując gorsze wyniki już nie tylko od Portugalii, lecz również Rosji czy Ukrainy.

Materiał powstał w ramach Tygodnia Holenderskiego projektu "Continental - Droga na Mundial"

Jeszcze w latach 90' Ajax dwukrotnie z rzędu grał w finale Ligi Mistrzów, nie wspominając o okresie dominacji na początku lat 70', gdy po Puchar Europy raz sięgnął Feyenoord, a następnie trzykrotnie z rzędu triumfował Ajax. Dziś przejście przez fazę grupową tych rozgrywek jest misją niewykonalną. Po raz ostatni zdarzyło się to siedem lat temu, w 2007 roku. PSV zagrało wtedy w ćwierćfinale. Od tej pory w 1/8 finału LM grały kluby z takich państw jak Cypr, Dania, Grecja, Szkocja, Szwajcaria, Rosja, Turcja czy Ukraina.

W Pucharze UEFA / Lidze Europy wcale nie jest lepiej. Ostatni półfinał? 2005 rok, AZ Alkmaar odpadł po bramce straconej w 122. minucie. Od tej pory jedynie parę razy udało się dostać do ćwierćfinału. W tym roku dalsze szanse na końcowy sukces ma również wyłącznie AZ. Sytuacja robi się tragiczna, gdy spojrzy się na wyniki innych klubów, które zakwalifikowały się do pucharów w tym sezonie. PSV nie dostało się do Ligi Mistrzów, a później nie dało rady sprostać Łudogorcowi Razgrad (Bułgaria) oraz Czornomorcowi Odessa (Ukraina) w fazie grupowej LE. Ale inne kluby nie dotarły nawet do tej fazy. Utrecht odpadł z FC Differdange z Luksemburga, a Vitesse Arnhem okazało się gorsze od rumuńskiego Petrolulu Ploeszti.

Skąd wziąć nowych Sneijderów?

Mistrz kraju, Ajax, również nie spełnił pokładanych w nim nadziei. W Lidze Mistrzów zachwycił tylko raz, gdy zdołał wygrać u siebie z Barceloną 2-1. Na Camp Nou przegrali jednak aż 0-4 i nie dali rady nader słabemu Milanowi. Gdy "spadli" do Ligi Europy, zostali rozdarci na strzępy przez Red Bull Salzburg (1-6 w dwumeczu). Co stoi za tym upadkiem?

Przede wszystkim holenderskie kluby przestały szkolić piłkarzy jak dawniej. Dalej jest ich wielu, lecz ich jakość drastycznie spadła. Eredivisie dawniej było wspaniałym piłkarskim uniwersytetem, wydającym na świat wielkich uczonych - dziś są to co najwyżej solidni rzemieślnicy, nie mogący marzyć o powtórzeniu sukcesów swoich poprzedników. Trudno dziś wypatrywać nowych Sneijderów, Robbenów czy van der Vaartów. Ich miejsce zastąpili tacy piłkarze jak Urby Emanuelson, Maarten Stekelenburg, Bryan Ruiz czy Eljero Elia. Nie sprawdzili się lub nie do końca sprawdzają się w takich klubach jak Milan, Roma, Fulham czy Juventus i chyba muszą pogodzić się z łatką "niespełnionych talentów".

Dawniej Mateja Keżman strzelając 35 oraz 31 bramki w kolejnych sezonach trafiał do londyńskiej Chelsea. Zeszłoroczny król strzelców, Wilfried Bony również zdobył 31 bramek, lecz skusiło się na niego tylko Swansea, czyli zespół mierzący w środek tabeli ligi angielskiej, przez wiele kolejek uwikłany w walkę o utrzymanie. Poprzedni najlepszy strzelec, Bas Dost trafił "tylko" do VFL Wolfsburg. Ostatnim wielkim piłkarzem jaki opuścił Eredivisie był Luis Suarez - a jego transfer miał miejsce w zimie 2011 roku, czyli ponad 3 lata temu.

Oczywiście nie oznacza to, że w Holandii nie można znaleźć już wartościowych zawodników. Tylko w dwóch ostatnich sezonach ligę opuścili tacy piłkarze jak Christian Eriksen i Jan Vertonghen (obaj Tottenham), Thomas Vermaelen (Arsenal), Kevin Strootman (AS Roma) czy Dries Mertens (Napoli), lecz na razie daleko im do powtórzenia sukcesów Sneijdera, Robbena czy Bergkampa.

Potrzebna nowa recepta?

Uboższy dopływ rodzimych talentów jest zauważalny. - ["De Toekomst", akademia Ajaksu] wyglądała dziwnie. Wydawało się, że wszystkie dzieciaki zostały stworzone w tej samej fabryce - mówił w swojej książce "Stillness and Speed" Dennis Bergkamp. - Wszyscy byli dobrymi, technicznymi piłkarzami, lecz nie byli zbyt elastyczni, kreatywni. Robili to, o co ich proszono. Znali swoje pozycje, odgrywali swoje role, lecz brakowało im kreatywności. Gdy musieli improwizować patrzyli błagalnym wzrokiem w kierunku linii bocznej jakby chcieli zapytać "co teraz?". Wszyscy grali tak jak powinni, według podręcznika, lecz nie było w tym serca. Nie widziałem nikogo przypominającego dawnych piłkarzy Ajaksu z takim bezczelnym nastawieniem: "Dajcie mi piłkę, zrobię z nią coś dobrego".

To również może być jeden z powodów dlaczego kibice coraz rzadziej przychodzą na stadiony pomimo sporej liczby zdobywanych bramek i dość wyrównanej stawki za plecami Ajaksu, który niedługo powinien sięgnąć po 4. mistrzostwo kraju z rzędu. A stopień zapełnienia trybun bezpośrednio wpływa na stan klubowych kont. Portugalskie kluby sprzedają swoje gwiazdy coraz częściej i zdecydowanie drożej, Ukraińcy i Rosjanie mogą liczyć na pomoc oligarchów, a w Turcji sytuację ułatwiają bardzo niskie podatki, pozwalające przykuć uwagę znanych piłkarzy.

PSV jeszcze dwa lata temu potrafiło wychodzić na mecz bez ani jednego wychowanka w podstawowej jedenastce. Jednak wskutek gorszej sytuacji finansowej i konieczności cięć, znów zwróciło się w kierunku samodzielnego wychowywania piłkarzy. To podejście powinno powoli procentować, dziś o obliczu drużyny decydują Jetro Willems, Memphis Depay, Adam Maher i Jurgen Locadia (po 20 lat) czy Jeffrey Bruma (22 lata).

To już nie wymarzony uniwersytet

Przede wszystkim zmieniło się postrzeganie Eredivisie przez młodych chłopaków zza granicy. To nie jest ten wymarzony "piłkarski uniwersytet", mogący ich odpowiednio wyszkolić, takich jest już wiele. Dawniej Holendrzy polegali na świetnym scoutingu, a większe kluby niejako płaciły im za wyszukiwanie piłkarzy w postaci wysokich sum transferowych. Dziś jednak każdy szanujący się klub ma co najmniej kilku skautów, a najczęściej zajmują się tym całe sztaby takich pracowników. To solidnie podburzyło fundament na którym została zbudowana siła Eredivisie. Czy piłkarze pokroju Romario czy Ronaldo rozpoczynaliby dzisiaj europejską karierę w Holandii, czy prędzej w Portugalii lub jeszcze lepszej lidze? Czy opłacałoby się im to?

- W Eredivisie można się dobrze nauczyć grania piłką, współpracy zespołowej, również rozwinąć technikę użytkową, chociażby z tego powodu, że nie ma takiego tempa gry i pressingu - mówi Andrzej Gomołysek, analityk taktyczny Instat Football i założyciel strony taktycznie.net . - Z tych ostatnich powodów jednak bardziej rozwiniętym graczom bym jej już nie rekomendował - coraz mocniej odstaje od tych mocniejszych lig (i Europy) pod względem intensywności - twierdzi Gomołysek, który wypowiedział się również na temat przyczyn gorszych wyników na arenie międzynarodowej.

- W Eredivisie panuje ogromna rotacja zawodników między klubami i nawet pomimo, że styl gry poszczególnych zespołów, znacząco nie różni się pomiędzy poszczególnymi sezonami, skład większości drużyn - już tak. Na stworzenie automatyzmów między zawodnikami też potrzeba czasu, przez co zawsze w początkowych fazach sezonu, poziom jest niższy. Dotyczy to wszystkich drużyn, a dodatkowo rywale tych w teorii mocnych, stają się w ten sposób coraz słabsi. Ten cykl powtarza się co roku. Cała liga równa przez to mocno do dołu. Widać to w pucharach, widać to w tym, że do głosu, poza wielką trójką dochodzą inne drużyny. To nie one dociągnęły do Ajaksu czy PSV. To te zespoły zniżyły się do ich poziomu - ocenia Gomołysek.

Dla Vitesse Arnhem jedynym sposobem na uniknięcie likwidacji było oddanie się w ręce zagranicznego właściciela, co wiąże się również ze współpracą z Chelsea, budzącą spore kontrowersje . Sama sytuacja w której klub z Eredivisie jedynie ogrywa piłkarzy dla lepszych drużyn, a nie wychowuje ich i sprzedaje z zyskiem świadczy o regresie jaki się dokonał. Niektóre kluby zaczynają nawet eksperymentować z third-party ownership , pomimo potępienia tego procederu przez UEFA.

Kluby Eredivisie muszą znaleźć nowy pomysł na siebie, jeśli w ogóle marzą o powrocie do europejskiej czołówki. W przeciwnym wypadku będą dalej zatracały się w przeciętności.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.