Droga na mundial. Nad imperium zaszło słońce

Do mundialu jeszcze 80 dni, ale dla Anglików impreza w Brazylii już jest wyjątkowa. Pierwszy raz od dziesięcioleci nie jadą mistrzostw wygrać, tylko je przetrwać.

Materiał powstał w ramach "Tygodnia Angielskiego" projektu "Continental - Droga na Mundial"

Sygnał dał Greg Dyke, nowy szef federacji, który uznał złoto na brazylijskiej imprezie za "nierealne". Wyspiarze pracują nad reformą rodzimego futbolu (konkretów brak, związkowa komisja przedstawi propozycje zmian w przepisach i szkoleniu po MŚ), ale jej efekty zobaczymy najwcześniej na Euro 2020. Reprezentacja ma wówczas dobić do półfinału (nie zdarzyło się to od 1996 r.), a dwa lata później wygrać mundial w Katarze (co nie zdarzyło się od 1966 r.).

Anglicy dostrzegli własne słabości dopiero gdy zbankrutowały wszystkie inne sposoby na wygranie mistrzostw świata. Cztery lata temu chcieli nawet złoto kupić. To znaczy nie dosłownie, ale tak odbierano zatrudnienie Fabia Capello za rekordowe wówczas w reprezentacyjnym futbolu 6 mln funtów rocznie. W RPA drużyna Włocha ledwie wyszła z grupy, w 1/8 finału została rozbita przez Niemców. Tamta porażka pośrednio również przyczyniła się zresztą do zmian, wyspiarze uznali, że skoro Niemcy po katastrofalnym Euro 2000 wprowadzili plan naprawczy i dekadę później cieszyli się z najefektowniej grającej drużyny świata, to im też się uda.

Nad próbami z 2002 i 2006 r. nie warto się rozwodzić, wystarczy przypomnieć, że w pierwszym przypadku do zwycięstwa Anglicy mieli dojechać na plecach Davida Beckhama, a w drugim - Wayne'a Rooneya. A że obaj gwiazdorzy niedługo przed turniejami łamali stopy, wyprawa sukcesem zakończyć się nie mogła.

Zmiany nastawienia przecenić nie sposób, może się bowiem okazać, że pierwszy raz od lat Anglicy uznają mundial za udany. Ćwierćfinał w Korei i Japonii był porażką, teraz byłby sukcesem. Awans do fazy pucharowej w RPA uznawano za obowiązek, teraz uznano by za niespodziankę, bo w grupie piłkarze Roya Hodgsona zmierzą się z wicemistrzami Europy (Włochami), ze złotymi medalistami Copa América (Urugwajem) oraz z Kostaryką. Mało prawdopodobne, by przeżyli najlepszy mundial od 1990 r., gdy niespodziewanie zajęli czwarte miejsce, niewykluczone jednak, że pierwszy raz od imprezy w Italii osiągną wynik powyżej, a nie poniżej oczekiwań.

Nową twarz Anglików zobaczymy prawdopodobnie także na boisku, drużyna Hodgsona pozbyła się bowiem mentalności imperium, które zawsze chce dyktować warunki gry, teraz to zespół mający świadomość własnych ograniczeń. To nie jest futbol, który dobrze się ogląda. No, chyba że ktoś lubi, gdy rozegranie sprowadza się do wykopania piłki spod własnego pola karnego w okolice napastnika. 66-letni selekcjoner w czasie eliminacji zebrał zresztą za to straszne baty, po wrześniowym remisie w Kijowe chłostał go były kapitan reprezentacji Anglii Gary Lineker: "Oglądamy mecz z grą na jeden kontakt. Jeden kontakt Anglii, jeden kontakt Ukrainy, jeden kontakt Ukrainy, jeden kontakt Ukrainy...".

Podobnie wyglądał ostatni mecz Anglików na Euro 2012. Przez 120 minut 1/8 finału wyspiarze oddali jeden celny strzał, ani razu poważnie nie zagrozili bramce Włocha Gianluigiego Buffona. Przegrali jednak dopiero po karnych.

Tutaj dochodzimy do największego atutu Anglików. Hodgson stworzył drużynę, której wygrywanie z silniejszymi przychodzi z trudem, ale którą naprawdę niełatwo pokonać. Z 14 meczów o punkty angielski selekcjoner nie przegrał żadnego, pobił m.in. Ukrainę i Szwecję, zremisował z Włochami i Francją. Na mundialu trudno spodziewać się taktycznej rewolucji, jeszcze przed losowaniem selekcjoner mówił, że jego piłkarze w Brazylii nastawią się na kontry. Po nim okazało się, że w pierwszej fazie Anglicy będą faworytami tylko w meczu z Kostaryką.

Powtórzmy - w takiej atmosferze Anglia nie leciała na mundial od lat. Ale to nie oznacza, że Hodgson nie zmaga się z tymi samymi problemami co poprzednicy. Choć mamy połowę marca, już wie, że na MŚ pojedzie bez dwóch zawodników, którzy mieliby pewne miejsce w pierwszej jedenastce. Theo Walcott w styczniu zerwał więzadła i do gry wróci latem, John Terry po Euro 2012 zrezygnował z gry w kadrze, a selekcjoner nie ma zamiaru przekonywać go do powrotu.

Do tego dochodzi presja mediów, by w samolocie do Brazylii zmieścić jak najwięcej młodych piłkarzy. Od 19-letniego lewego obrońcy Luke'a Shawa z Southampton po dwa lata starszego rozgrywającego Rossa Barkleya z Evertonu. Obaj nie mają praktycznie doświadczenia międzynarodowego, trudno sobie wyobrazić, że konserwatywny Hodgson zaufa im w meczach z Włochami i Urugwajem.

Jeśli jest jakaś dobra wiadomość, to taka, że atak reprezentacji w końcu nie będzie zależał tylko od Rooneya. Reprezentacja wychodziła zresztą na tej zależności nieszczególnie, na dwóch ostatnich mundialach i Euro 2012 napastnik Manchesteru United strzelił tylko jednego gola. Teraz będzie go wspierał Daniel Sturridge z Liverpoolu, który w tym sezonie trafił już 19 razy i w klasyfikacji strzelców Premier League przegrywa tylko z partnerem z ataku Luisem Suárezem. Dobra forma ekipy z Anfield może się zresztą bardzo reprezentacji przysłużyć, tydzień temu Liverpool pobił MU 3:0 z sześcioma Anglikami w składzie.

Może więc nie będzie tak źle? Ostatnio ambicje wyspiarzy próbował obudzić José Mourinho. - Nie rozumiem, dlaczego wszyscy uważają, że Anglia nie ma szans na zwycięstwo w Brazylii. Piłkarze wiedzą, co to gra pod presją, grają w wielkich klubach, występują w Lidze Mistrzów, prawdopodobnie najsilniejszych rozgrywkach na świecie. Pewnego dnia im się uda - przekonywał trener Chelsea. Bardziej jednak prawdopodobne, że ten dzień wydarzy się w Dausze niż w Rio de Janeiro.

Pokaż, jak kibicujesz Anglikom [KONKURS]

Więcej o:
Copyright © Agora SA