Reprezentacja Niemiec. Philipp Lahm, kapitan wagi ciężkiej

Może jest najmniejszy w drużynie, może jego nazwisko oznacza ?kiepski?. Ale nie zadzieraj z Philippem Lahmem. Nikt nie zostaje kapitanem Niemców i Bayernu przez przypadek.

Materiał powstał w ramach Tygodnia Niemieckiego projektu "Continental - Droga na Mundial"

Oczywiście, że nigdy nie zdobędzie Złotej Piłki. Nawet jeśli Bayern jako pierwszy obroni tytuł w Lidze Mistrzów, a Niemcy zostaną mistrzami świata, i on przy obu okazjach jako pierwszy będzie podnosić puchar. - Złotą Piłkę dostaje się za talent, technikę, drybling i gole, a nie za inteligentne ustawianie się - mówi. Ale przynajmniej dobrze, że wreszcie, po tylu latach, zaczyna być poważnie brany pod uwagę w plebiscytach.

Stempel Guardioli

Musiał to powiedzieć głośno Pep Guardiola: Philipp Lahm jest najbardziej inteligentnym piłkarzem, z jakim kiedykolwiek pracowałem. Gdy wcześniej Joachim Loew nazywał go najwszechstronniejszym piłkarzem, jakiego zna i jedynym Niemcem, który byłby w stanie zagrać na każdej pozycji w kadrze, to nie robiło takiego wrażenia. Ani to, że Lahm zostawał ulubieńcem każdego trenera, z którym pracował, od Felixa Magatha, przez Juergena Klinsmanna, po Louisa van Gaala.

Wiadomo, Guardiola to co innego. On nie tylko dał Lahmowi swój stempel wielkości, ale też przesunął go z boku obrony do pomocy. Przed obronę, tam gdzie sam kiedyś grał. I tam gdzie Guardiola-trener czyni cuda: to on razem z Luisem Aragonesem sprawili, że Xavi wreszcie stał się prorokiem we własnym kraju. A potem już sam Guardiola w jeden sezon zmienił Sergio Busquetsa z debiutanta w filar Barcelony i kadry.

I to właśnie do Busquetsa Niemcowi przy jego obecnych zadaniach najbliżej, choć piłkarzami są zupełnie różnymi. A eksperyment sprawdził się tak dobrze, że również Joachim Loew, choć początkowo niechętny, zaczął kapitana Lahma wystawiać jako defensywnego pomocnika.

Wireless Lahm

Lahm trochę sobie ujął, opisując, co się liczy w plebiscytach: bo ma i talent, i technikę, i czasem gole, choć znacznie częściej asysty. Ale jego największa siła to rzeczywiście inteligencja. W ustawianiu się, reagowaniu na zmiany taktyki, w wyborze momentu wślizgu. To jest jego broń w walce z cięższymi i wyższymi od siebie, a niemal wszyscy wokół są ciężsi i wyżsi. Jako boczny obrońca tak rzadko musiał się ratować faulem, że nigdy w karierze nie był zawieszony za kartki. Potrafił zagrać równie dobrze na lewej i prawej stronie obrony, do tego tak odważnie w ataku, że można go było czasem pomylić ze skrzydłowym. On jest nie do zamęczenia, to za te rajdy w ataku Mehmet Scholl, były piłkarz, teraz komentator, nazwał go już dawno temu "Wireless Lahm".

Twarz rewolucji

Z Guardiolą mieli się spotkać już sześć lat temu. W Barcelonie, w pierwszym sezonie pracy Pepa. Propozycja była, ale Lahm wolał zostać w Monachium. Właśnie przychodził do Bayernu Juergen Klinsmann i pierwszą rzeczą jaką zrobił - jeszcze zanim zaczął przebudowywać klubowy ośrodek, wprowadzać kursy gotowania, wstawiać posągi Buddy itd. - było dopilnowanie, by Philipp Lahm dostał królewską podwyżkę. Taką, żeby nawet nie musiał sprawdzać, ile mu proponują Hiszpanie i kluby z Serie A. Stanęło na 6 milionach euro rocznie.

Klinsmann Lahma uwielbiał. Gdy z nim pracował w kadrze od 2004 do 2006 roku, nazywał go Paolo, na cześć Maldiniego. To Lahm był twarzą rewolucji, którą zrobił w reprezentacji duet Klinsmann-Loew: koniec z wymęczaniem zwycięstw, Niemcy mają grać odważnie i się podobać.

Lahm strzelił pierwszego gola mundialu 2006, z Kostaryką, potem był najlepszym piłkarzem meczu z Polską w Dortmundzie i najlepszym bocznym obrońcą całego turnieju. Wcześniej Klinsmann trzymał dla niego miejsce w składzie przez rok, czekając, aż Lahm wyleczy kontuzję. A Loew zrobił go swoim głównym adiutantem, rzecznikiem na boisku. I wreszcie, cztery lata temu, kapitanem. Najpierw w roli zastępcy kontuzjowanego Michaela Ballacka, potem na stałe.

Ballack do dziś uważa, że Loew razem z Lahmem knuli przeciw niemu i to nie przypadek, że już po kontuzji nie wrócił do kadry.

50 tysięcy euro za wywiad

Lahm przy swoim niepozornym wzroście ma twarz dziecka, cienki głos (a jego nazwisko można przetłumaczyć jako "kulawy" albo "kiepski"), ale kapitanem jest ze stali. Nie boi się walczyć o drużynę, nawet jeśli to oznacza, że on musi się wychylić i zebrać za to baty.

Nie boi się mówić prawdy o tym, co widzi w szatni i na boisku. Brał w obronę Louisa van Gaala, gdy ten był w Bayernie w opałach, ale nie bał się go skrytykować, gdy trener się pogubił. Zapłacił najwyższą w historii Bayernu karę finansową, 50 tysięcy euro, za wywiad dla "Sueddeutsche Zeitung" z jesieni 2009 (wtedy nie był jeszcze kapitanem, został nim w 2010). Zarzucił wtedy szefom Bayernu, że robią transfery bez głowy, nie ma w klubie żadnej myśli przewodniej, żadnej piłkarskiej tożsamości. Zabolało, ale zadziałało. Kilka miesięcy później Bayern był w finale Ligi Mistrzów.

"Drobna różnica", wielkie zamieszanie

To Lahm ostatniej jesieni bronił drużyny przed publiczną krytyką ze strony dyrektora sportowego Bayernu Matthiasa Sammera, radząc swojemu przełożonemu, żeby takie sprawy załatwiał inaczej. To Lahm przed Euro 2012 powiedział, że Ukraina łamie prawa człowieka w sprawie Julii Tymoszenko i że Michel Platini jako szef UEFA musi na ten temat zabrać głos. - Jestem bardzo ciekawy, co powie - wywoływał go do odpowiedzi. Usłyszał tylko: - Pan Lahm nie jest moim szefem.

To Lahm wreszcie rozpętał burzę swoją autobiografią, w Polsce wydaną pod tytułem "Drobna różnica". Nie obrażał w niej, po prostu szczerze opisał to, co widział. Że z Klinsmanna świetny motywator i reformator, ale żaden taktyk, a treningi go po prostu nudzą. Że za czasów Rudiego Voellera, u którego debiutował w kadrze, reprezentacja była jeszcze zacofana: żadnych analiz wideo, żadnych statystyk. Że podczas Euro 2008 atmosfera w szatni była kiepska. Co odczytano jako kolejny przytyk do ówczesnego kapitana Ballacka. Lahm zresztą jeszcze jako tymczasowy kapitan nie bał się mówić, że opaski nie zamierza oddać Ballackowi ot tak, to musi być wspólna decyzja.

Medialny klon Loewa

Teraz jest niekwestionowanym przywódcą i w Bayernie, i w reprezentacji. Nazywają go w żartach szefem korpusu dyplomatycznego DFB. To medialny klon Loewa: umie załatwić sprawę elegancko i z uśmiechem, ale bez litości dla przeciwnika. Jak przystało na niemieckiego kapitana, ma umowę z "Bildem", ale pełno go i w innych niemieckich gazetach. Na każdy temat: polityki, etyki, homofobii (cały rozdział swojej autobiografii poświęcił na tłumaczenie, że nie jest gejem). W jednym z wywiadów dla "Spiegla", o dopingu, sam w pewnym momencie przejął inicjatywę: - Wypytałem naszych obcokrajowców z Bayernu, jak wyglądają kontrole w innych krajach, może opowiem?

Swoi mają pod górę

Jeśli Bayern jest nową Barceloną, to Lahm jest symbolem tego, że i w Bawarii zapatrzenie w wychowanków to świeża moda, wcześniej często mieli oni u siebie mocno pod górę, jak Xavi w Barcelonie. Lahm musiał z Bayernu odejść, żeby zacząć grać w Bundeslidze. Nieważne, że był swój, wychowany najpierw w klubie z monachijskiej dzielnicy Gern, gdzie jego mama prowadziła grupy młodzieżowe, a ojciec grał w drużynie oldbojów, a potem w szkółce Bayernu. Jej legenda, Hermann Gerland zwany Tygrysem, dobry duch Bayernu, mówił o młodym Lahmie swoim szefom, że to rakieta, że jest lepszy od wszystkich rówieśników. Ale wtedy Gerland nie miał jeszcze dzisiejszej pozycji. Bayern w 2003 roku wolał sobie następcę Bixente Lizarazu kupić, niż wychować. Kupił Tobiasa Rau z Wolfsburga. Ktoś go jeszcze pamięta? Lahm odszedł na wypożyczenie do VfB Stuttgart, tam Felix Magath zrobił z niego najlepszego lewego obrońcę ligi. Piłkarz wrócił do Bayernu już jako reprezentant Niemiec.

Klony pilnie poszukiwane

Od tego czasu jest w Bayernie i kadrze niezastąpiony. Jeśli jest z Philippem Lahmem jakikolwiek problem, to tylko taki, że jeszcze nie został sklonowany, najlepiej od razu w dwóch egzemplarzach. Tak żeby Philipp Lahm I został w pomocy, a Philipp Lahm II i Philipp Lahm III obsadzili boki obrony.

Niemieckie akademie piłkarskie, wychwalane ostatnio pod niebiosa, też mają swoje problemy. Nie wyszedł z nich w ostatnich latach boczny obrońca, który zbliżyłby się klasą do Lahma, ani napastnik, który zagroziłby wiecznemu Miro Klose. Tyle że problemy w ataku nie są tak widoczne: bo Goetze, bo Reus, itd. A w obronie jest problem. Lahm umie zastąpić w pomocy kontuzjowanych Samiego Khedirę czy Bastiana Schweinsteigera, ale jego w obronie nie potrafi zastąpić nikt. W akademiach wszyscy najzdolniejsi są zasysani do gry w pomocy, obrońców dobiera się spośród tych o najlepszych warunkach fizycznych. I brakuje im uniwersalności Lahma. Piłkarza, który jeszcze przed trzydziestką minął granicę 100 meczów dla kadry. Ale też dopiero tuż przed trzydziestką zdobył swój pierwszy międzynarodowy tytuł. Wygląda to na początek serii: po wygranej Lidze Mistrzów z Bayernem przyszło klubowe mistrzostwo świata. Ciąg dalszy w Brazylii?

Kolejny stadion na MŚ otwarty! Żeby obejrzeć kliknij zdjęcie

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.