Premier League. Podróż w czasie Manchesteru United

Katastrofalny zeszły sezon Manchesteru United pod wodzą Davida Moyesa może szybko pójść w zapomnienie. Louis van Gaal tchnął w drużynę nowe życie i próżno szukać drużyny, która bardziej zaimponowałaby formą w trakcie przedsezonowych sparingów. Pozostaje pytanie, czy to już jest moment, w którym fani MU mogą być spokojni o przyszłość swojej drużyny.

Sparingi trzeba traktować z dystansem - to na pewno. Niemniej kibice MU dobrze pamiętają przygotowania do poprzedniego sezonu, gdy MU przegrywało z amatorami z Yokohamy i piłkarzami, którzy na co dzień błyszczą w lidze tajlandzkiej. O jedynym sparingu na Old Trafford przeciwko Sevilla lepiej nawet nie wspominać. Gdyby już wtedy powiedziano Szkotowi, że nie dostanie tyle czasu co Ferguson i musi natychmiastowo zacząć osiągać porządne wyniki, może dziś sytuacja Manchesteru United byłaby zupełnie inna

Tegoroczny tour przedsezonowy "Czerwone Diabły" kończą w zgoła odmiennych nastrojach. Wracają do Anglii po pewnych zwycięstwach z Liverpoolem i Realem Madryt oraz rozgromieniu Los Angeles Galaxy 7:0. Wracają też z zupełnie nowym pomysłem na grę, który zdaje się wciąż kwitnąć w głowie Louisa van Gaala.

Mroczne średniowiecze Moyesa

Łatwo było przewidzieć, że odejście Alexa Fergusona spowoduje niemałą burzę w Manchesterze United. Jednak tylko nieliczni spodziewali się, że może to kompletnie rozmontować drużynę, która trzy miesiące wcześniej zdobyła mistrzostwo Anglii z gigantyczną przewagą. Kiedy MU przegrywało pierwsze mecze pod wodzą nowego trenera i nie potrafiło poradzić sobie w sparingach ze wspomnianymi drużynami z Azji, każdy dawał Moyesowi czas. Nie tylko przypominano, że Ferguson też potrzebował czasu, ale też podkreślano, że przez lata udowodnił on, że praktycznie się nie myli, więc byłemu trenerowi trzeba zaufać. Ciężko wskazać większy błąd popełniony przez Alexa Fergusona podczas 26 lat jego trenerskiej kariery w Manchesterze.

Kiedy Manchester United pogłębiał się w kryzysie i nie potrafił wskoczyć do walki o czołową czwórkę, kibice zaczęli zadawać sobie pytanie, ile czasu dostanie nowy trener? Ferguson w pierwszych latach również nie odnosił sukcesów, ale w czasach gdy klub to również potężna korporacja, nikt nie będzie dawał czasu Moyesowi na spokojne, ewolucyjne zmiany w czasach, gdy w kadrze Manchesteru potrzebna była rewolucja.

Okraszone to wszystko było faktem, że nowy trener stał się niewolnikiem własnej filozofii. Uparcie trwał przy ustawieniu 4-2-3-1, które nie miało racji bytu. Zakup Marouane Fellainiego miał być dla tej układanki kluczowy. To właśnie Belg miał być piłkarzem, który wreszcie będzie godnym partnerem w pomocy dla Carricka. Będzie odciążał go w defensywie i sprawiał, że Anglik w spokoju zajmie się rozgrywaniem i dyktowaniem tempa gry dla czwórki z przodu.

Czwórki, która była skompletowana bez jakiegokolwiek pomysłu. David Moyes miał w klubie Kagawę, jako piłkarza idealnie nadającego się na pozycję dziesiątki. Tam postawił jednak Wayne'a Rooneya, a przed nim Robina van Persiego. Kagawa z kolei lądował albo na ławce, albo na skrzydle. Na drugim przeważnie widywaliśmy Welbecka, Valencie albo Januzaja. Szczęśliwy nie był ani Rooney, typowy napastnik, ani żaden z pozostałych piłkarzy, którzy musieli udawać, że umieją grać na skrzydle.

Sytuacja stała się jeszcze bardziej kuriozalna, gdy do Moyes kupił Juana Mate. Kolejną typową dziesiątkę, która... lądowała na skrzydle. Ostatecznie transfer Hiszpana niewiele zmienił, a w internecie "taktyka" Moyesa wciąż była wdzięcznym tematem do żartów.

  

  

Żarty żartami, ale Moyes faktycznie sprawiał wrażenie trenera wyjętego z zupełnie innej ery, a jego taktykę szybko zaczęto określać jako średniowieczną. W czasach, gdy szybkie wymienianie podań i umiejętność zaskakiwania rywala są kluczowe dla jakiejkolwiek rywalizacji, w Manchesterze w pewnych momentach akcji bardzo często wszystko wyglądało tak:

  

Nic więc dziwnego, że Moyes długo na swoim stanowisku nie wytrwał. Gdy tylko stracił matematyczne szanse na miejsce w czołowej czwórce na Old Trafford natychmiastowo mu podziękowano. Stołek trenerski, ku uciesze kibiców, tymczasowo przejął po nim Ryan Giggs, a po zakończeniu sezonu ogłoszono, że na właściwe tory klub ma przywrócić Louis van Gaal. Gdy tylko zakończy współpracę z reprezentacją Holandii po mundialu.

United uwspółcześnione przez van Gaala

Przygoda Holendrów w Brazylii trwała niemal tak długo, jak tylko mogła. Van Gaal przyjeżdżając do Manchesteru mógł się pochwalić się przywiezionym z mundialu brązowym medalem, a kibice MU w trakcie turnieju zadawali sobie pytanie, czy "Czerwone Diabły" mogą grać pod wodzą nowego szkoleniowca podobnie jak Holendrzy. Okazuje się, że tak.

Pierwszą decyzją kadrową Holendra było przedłużenie kontraktu z będącym jeszcze kilka tygodni wcześniej na wylocie Antonio Valencią. Ekwadorczyk oprócz niesamowitej szybkości i siły fizycznej potrafi też zupełnie nieźle bronić. Już wtedy można było przypuszczać, że to pierwsze kroki ku nowemu Manchesterowi United w wydaniu 3-5-2. Zakup Luke'a Shawa, który wiązał się z odejściem Patrice'a Evry, był kolejnym tego typu sygnałem. Pierwsze mecze nie tylko pokazują, że van Gaal chce zrobić w Manchesterze drugą Holandię, ale też wskazał pierwsze ofiary nowego porządku.

Nowe ustawienie wymusza na skrzydłowych umiejętność solidnego bronienia. Czarne chmury zawisły więc nad Nanim, który podczas tournee po USA nie pokazał chyba żadnego zagrania, mogącego przekonać do siebie Holendra. Nowy trener MU przyznał też na jednej z konferencji prasowych, że ma fatalnie zbalansowaną kadrę, w której za dużo jest zawodników ofensywnych. Niewykluczone, że tutaj ofiarą nadprogramowej liczby piłkarzy padnie Kagawa, który choć w Międzynarodowym Pucharze Mistrzów grał przyzwoicie, to nie ma szans wygrać walki o miejsce w podstawowym składzie z Juanem Matą. A mało kto wierzy, że Japończyk spędzi kolejny sezon na ławce w Manchesterze. Wątpliwa jest też przyszłość Javiera Hernandeza, który nie wyglądał na piłkarza, który ma ochotę do ostatniego tchu walczyć o miejsce choćby w kadrze na przyszły sezon. Bardzo kiepsko spisywał się też Tom Cleverley, którego w klubie trzyma chyba jeszcze tylko fakt, że jest Anglikiem.

Tournee przyniosło też jednak kilka dobrych wiadomości, główną jest fakt, że granie nie wygląda już na obrazkach powyżej, ale mniej więcej tak:

 

Louis van Gaal po powrocie z dosłownie kilkudniowego urlopu po mundialu miał kilkadziesiąt godzin, by zapoznać zawodników ze swoimi zasadami treningowymi i posłać ich do boju w meczu z Los Angeles Galaxy. To jednak mu wystarczyło, a w pierwszym meczu na amerykańskim tournee zobaczyliśmy zupełnie odmieniony Manchester United, który rozbił drużynę z Los Angeles bez specjalnego wysiłku.

Grający w systemie 3-5-2 Manchester wyglądał dużo lepiej niż w jakimkolwiek meczu pod wodzą Moyesa w jego permanentnie niefunkcjonujący 4-2-3-1. Poszczególni piłkarze wydawali się idealnie pasować do nowego systemu. Trójka nominalnych obrońców wystarczyła, bo w rzeczywistości broniła cała drużyna, a zaczynała to robić już po stracie piłki. Kibice MU mogli tylko przecierać oczy ze zdumienia, widząc pierwszy raz od kilkunastu miesięcy pressing. Wciąż nieco nieudolny, ale do startu ligi ekipa pod wodzą van Gaala powinna już to opanować w stopniu wystarczającym.

Nowe ustawienie tchnęło nowe życie w Ashleya Younga. Skrzydłowy, który obok Toma Cleverleya był najbardziej krytykowanym piłkarzem MU, gdy jeszcze zespół trenował Moyes, strzelił dwa gole z LA Galaxy, a w kolejnych meczach popisywał się nie tylko skutecznością, ale też wieloma interwencjami w defensywie, które w nowej taktyce są tak istotne. Herrera i jego trzy asysty z tego meczu sprawiły, że Hiszpan od ręki został obwołany transferowym strzałem w dziesiątkę. Najbardziej na skończonym we wtorek tournee zaimponował jednak Darren Fletcher.

Szkot, który przez dwa sezony musiał zmagać się z chorobą jelit, w końcu na stałe wrócił do składu. Alex Ferguson w trakcie swojej ostatniej mowy na Old Trafford życzył mu szybkiego powrotu do zdrowia i powrotu do formy. Okazuje się, że u Louisa van Gaala Fletcher natychmiast przypomniał sobie, jak grał za najlepszych czasów u Fergusona. Pomocnik United doskonale potrafił czytać grę rywali, wspomagać defensywę, a także pomagać przy rozgrywaniu piłki. 30-latek wciąż może dać Holendrowi kilka lat spokoju, jeśli chodzi o szukanie doświadczonego piłkarza do środka pola, jeśli wciąż będzie błyszczał formą tak, jak robił to w USA.

Przyszłość Fellainiego i Januzaja wciąż stoi pod znakiem zapytania. Dobre występy Belgii na mundialu sprawiły, że dostali oni wydłużone wakacje i do treningów z drużyną wrócą dopiero, gdy "Czerwone Diabły" wrócą z USA.

Po powrocie dla niektórych z pewnością będzie już za późno. Reszta jednak nie może spocząć na laurach. Każdego będzie czekać bardzo ciężka praca - Ryan Giggs przekonywał w jednym z ostatnich wywiadów, że zawodnicy nie musieli tak ciężko trenować od bardzo dawna, ale też że bardzo im się to podoba. O ile David Moyes stracił szatnię bardzo szybko, co pokazują wywiady m.in. z Nemanją Vidiciem już po jego odejściu do Interu, o tyle van Gaal wydaje się idealnie nad wszystkim panować. Dziennikarzy dziwiących się jego deklaracjom, że nie skorzysta z van Persiego w pierwszej kolejce zrugał mówiąc, że wie co robi i czego teraz potrzeba jego rodakowi.

Moyes jednak też swoje wiedział. Problem w tym, że poza poparciem Fergusona nie wypracował sobie własnym argumentów popierających tezę, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. Louis van Gaal robi to niemal od pierwszego dnia w klubie, a w czasie gdy jego poprzednik przegrywał z drużynami z Tajlandii i Japonii on wygrywa z Realem Madryt i Liverpoolem. Mecze przedsezonowe nie świadczą o klasie drużyny w takim stopniu, jak spotkania ligowe, ale ciężko się oprzeć wrażeniu, że kibice MU nie byli tak spokojni o przyszłość swojego klubu od dnia, gdy Alex Ferguson ogłosił, że odchodzi na emeryturę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA