Premier League. Odejście Moyesa to koniec epoki Fergusona

Odejście Davida Moyesa oznacza również prawdziwy koniec epoki Aleksa Fergusona w Manchesterze United - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Tu są Twoje bilety na mundial! Weź udział w konkursie i pojedź na Misję Brazylia!

Tu są Twoje bilety na mundial! Weź udział w konkursie i pojedź na Misję Brazylia! ?

A jednak został zwolniony. Wbrew wszelkim deklaracjom, jakie czyniono podczas jego nominacji i podpisywania sześcioletniego kontraktu, wbrew wszystkiemu, co mówił i pisał w swojej autobiografii sir Alex Ferguson, wbrew temu, co uchodziło za klubowy etos, którego ostatnim przejawem była właśnie nominacja na stanowisko trenera nie jednego z najgłośniejszych europejskich nazwisk (rozważany ponoć kilka lat wcześniej Jose Mourinho), a właśnie kolejnego ciężko pracującego Szkota.

Pod tym jednym względem zresztą nie zawiódł: ogłaszając decyzję o zwolnieniu go z pracy, klub podziękował Moyesowi za "ciężką pracę, szczerość i uczciwość", z jaką traktował swoje obowiązki. Można by w tym miejscu dodać, że również za danie szansy Adnanowi Januzajowi, za opanowanie kryzysu z Wayne'em Rooneyem, który był przez te ciężkie miesiące jednym z nielicznych jasnych punktów MU (a końcówkę poprzedniego sezonu spędził, lecząc kontuzje i kłócąc się z Fergusonem) i za niezłe występy w Lidze Mistrzów (z punktami najjaśniejszymi: zwycięstwem z Bayerem Leverkusen, udanym comebackiem z Olympiakosem oraz godną rywalizacją z Bayernem). Niewątpliwie David Moyes starał się, jak mógł. Problem w tym, że to nie wystarczyło.

Wszystkie błędy Davida Moyesa

Brytyjska prasa wylicza już błędy. Kompromitujące letnie okienko transferowe (ale to przecież w równej mierze wina rozpoczynającego pracę razem z Moyesem nowego dyrektora wykonawczego Eda Woodwarda). Kosztowny i nieudany transfer Fellainiego. Wymiana całego sztabu szkoleniowego - co Ferguson mu odradzał, ale co przecież jest normą w przypadku przyjścia nowego menedżera - zwłaszcza odejście cenionych przez piłkarzy Rene Meulensteena i Mike'a Phelana. Zbyt wymagające, zdaniem niektórych, metody treningowe, skutkujące kontuzjami - w pierwszym rzędzie Robina van Persiego (choć Rooney np. publicznie je chwalił). Zbyt długie poszukiwanie odpowiadającego wszystkim najlepszym piłkarzom ustawienia (chcąc zmieścić na boisku i van Persiego, i Rooneya, i Matę, zmuszał tego ostatniego do gry na skrzydle, zamiast - jak to robił podczas ostatniej nieobecności Holendra z nieporównanie lepszym efektem - jako "numer dziesięć". W końcówce także kłopoty z dyscypliną (Cleverleya, Welbecka i Younga sfotografowano imprezujących na mieście zaledwie parę godzin po porażce z Bayernem, podobne problemy sprawiał Smalling) i zerwana ponoć komunikacja z ikoną klubu, doproszonym do sztabu szkoleniowego Ryanem Giggsem, który teraz ma prowadzić drużynę do końca sezonu.

Sporo tego, a przecież nie obejmuje kwestii najważniejszych: braku wyników na boisku. David Moyes dwukrotnie przegrał z Manchesterem City, dwukrotnie z Liverpoolem i dwukrotnie (co musiało boleć szczególnie, bo przecież chodzi o poprzedni klub Moyesa, który dość gładko przeskoczył MU w tabeli) z Evertonem. Do tego wypada doliczyć porażki ze Stoke, Swansea, Tottenhamem, Newcastle i straszliwy zaiste remis z Fulham - to podczas tego meczu zobaczyliśmy najwyraźniej fiasko taktyki Moyesa, skoro 81 dośrodkowań w ciągu 90 minut nie pozwoliło wygrać z jednym z głównych kandydatów do spadku.

Jeden błąd Aleksa Fergusona

Zapewne David Moyes dawał z siebie wszystko, z każdą kolejną porażką wyglądało jednak na to, że nie wie, jak po raz kolejny poderwać przygaszoną drużynę. Czy "stracił szatnię"? Tu mam wątpliwości: przypominałem wczoraj na blogu zdanie znającego ten klub od podszewki Gary'ego Neville'a, że zarząd prędzej wymieni pół drużyny, nim zacznie szukać następcy Moyesa. Zresztą ta szatnia i tak była stracona - ktokolwiek przyjdzie do klubu w wakacje, będzie musiał pozbyć się całej masy zaawansowanych wiekowo lub zatrzymanych w rozwoju piłkarzy. Sir Alex też prędzej wysadziłby szatnię w powietrze, niż pozwolił jej mieć wpływ na cokolwiek.

Nade wszystko jednak: zwolnienie Davida Moyesa po 10 miesiącach pracy oznacza właśnie prawdziwy koniec epoki Fergusona. W końcu to sir Alex uczestniczył w procesie wyboru, on zapraszał Moyesa do domu, żeby oznajmić mu nowinę, on brał za tę decyzję odpowiedzialność, a kiedy promował swoją autobiografię, mówił podczas spotkania z dziennikarzami, że nie ma żadnych dowodów na to, iż zwalnianie przez kluby menedżerów przynosi jakikolwiek skutek, są natomiast twarde dowody, iż opłaca się trwać przy swoim wyborze i trzymać się menedżera, któremu powierzyło się drużynę. "To ważna kwestia i coś, w co wierzę bardzo, bardzo mocno: wyrzucanie menedżerów w niczym nie pomaga" - mówił najbardziej utytułowany trener w historii tego klubu, w dodatku trener, którego pierwsze trzy i pół roku pracy na Old Trafford trudno uznać za udane. Czy mógł się aż tak bardzo pomylić?

Klub taki jak wszystkie

Retoryczne pytanie. Manchester United zachował się jak futbolowa firma notowana na giełdzie i mająca amerykańskich właścicieli, a nie jak klub, w którego korytarzach spotyka się jeszcze ludzi pamiętających zapach fajki Matta Busby'ego: Aleksa Fergusona i Bobby'ego Charltona. Zapewne to ze względu na ich dotychczasową rolę wszyscy byliśmy pewni, że David Moyes dostanie więcej czasu. Że ewentualne "sprawdzam" usłyszymy jesienią, po drugim pełnym letnim okienku transferowym i - koniecznej przecież - gruntownej wymianie piłkarzy.

Pod jednym względem Moyes jest pechowcem: zostanie zapamiętany jako kolejny Frank O'Farrell. Tak samo jak człowiek, który na kilka miesięcy zastąpił Matta Busby'ego, on również przyszedł po legendzie i nie potrafił jej sprostać - już tak się o nim pisze i tak się będzie pisało w przyszłości. Problem w tym, że on również otrzymał od tej legendy drużynę wymagającą długiej, cierpliwej i kosztownej przebudowy. Jego następca - czy będzie nim Klopp, czy Simeone, czy van Gaal, czy ktokolwiek inny - będzie musiał zacząć od tego samego, co i on zamierzał zrobić. Czy będzie mu łatwiej? Pod jednym względem zapewne tak: na stadionie nie znajdzie się już baner z jego podobizną i słowem "wybrany". Po korporacyjnych decyzjach takich nie wieszają.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.