Barcelona - Real. Czas na wyjście Luisa Enrique z cienia trenerskich sław

Z wciąż aktualnym zakazem transferowym, skandalami dotyczącymi jego piłkarzy i kontuzją największej gwiazdy - a jednak nawet przy takich warunkach pracy wciąż trudno o wyraźne dostrzeżenie imponującej roli Luisa Enrique w sukcesach Barcelony. Czy sobotnie "El Clasico" to odmieni? Mecz Realu Madryt z FC Barceloną w sobotę od 18.15, transmisja w Eleven, a relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.

El Clasico zobaczysz wyłącznie w Eleven! [SPRAWDŹ]

Wystarczyło kilka miesięcy w klubie, by wszyscy mieli dość nowego szkoleniowca. Listopad trwał i chociaż wyniki nie były aż tak tragiczne, to styl gry pozostawiał najwięcej do życzenia. Oznaką kryzysu miały być pogarszające się relacje trenera z kluczowymi zawodnikami. Coraz więcej mówiło się i pisało o możliwym zwolnieniu, wymieniano kandydatów do przejęcia zespołu. Wszystko odmieniło się po ostatniej w roku przerwie na mecze reprezentacji.

Kogo nie szukał Real

Właśnie zeszłoroczny listopad był tym najtrudniejszym momentem dla Luisa Enrique. Barcelona kulała, Real Madryt wygrywał każde spotkanie, w tym także "El Clasico". Teraz rolę szkoleniowca cierpiącego przejął jego rywal. Pomimo pewnych uwag nikt nie kwestionuje pozycji Enrique, a to Rafael Benitez musi walczyć z krytyką.

Jedna porażka Realu w tym sezonie nie mówi całej prawdy o pierwszych miesiącach Beniteza w Madrycie. Nie trzeba zbytnio się wysilać, by dostrzec problemy jego zespołu: brak płynności czy zbyt wiele ograniczeń jak na drużynę o tak wielkiej kreatywności. Przykład? W dwóch poprzednich sezonach fazy grupowej Ligi Mistrzów Real zawsze dominował nad najtrudniejszym rywalem (Liverpoolem i Juventusem Turyn) - w obecnych rozgrywkach "Królewscy" dwukrotnie na własne życzenie oddawali piłkę zawodnikom PSG.

Z Paryżanami osiągnęli swój cel, ale to nie ten moment sezonu, by usatysfakcjonować kibiców wynikami - na ich rozliczenie przyjdzie czas w maju, gdy wszystkie rozgrywki będą się kończyć. Teraz domagają się stylu i rozrywki. I Enrique mógłby przed lub po sobotnim klasyku udzielić Benitezowi takiej lekcji cierpliwości, opanowania wobec kryzysu. Pod wieloma względami to on jest typem trenera, którego minionym latem Real Madryt powinien szukać.

Jeszcze nie na szczycie?

Świadczyć może o tym choćby podobieństwo wyzwań z jakimi zmagać musieli się Enrique rok temu i Benitez od tego sezonu. Budowa zespołu wokół jasno określonego lidera (Messi, Ronaldo), stworzenie świetnie funkcjonującego trio w ataku (MSN, BBC), podniesienie tempa gry drugiej linii, a nawet doprowadzenie do końca zmian na pozycji bramkarza. Obaj przejmowali drużyny, które kończyły sezony bez znaczącego trofeum - a więc chodziło również o odbudowę pewnej mentalności, odpowiedniej atmosfery zwyciężania.

W maju Enrique i Barcelona triumfowali, ale to nie była przyjemna i łatwa droga na szczyt. Jego zespół rozpędzał się, dogadywał i doskonalił w trakcie rozgrywek. Wielką sztuką szkoleniowca było doprowadzenie tego do końca i to w takim stylu. A jednak tylko niektórzy zauważają, że nie tylko Barca osiągnęła szczyt, ale też Enrique. - Napisał wielką historię jako piłkarz i jestem pewien, że będzie wielkim trenerem - mówił o nim niedawno Ronaldinho. Będzie, ale jeszcze nie jest?

Rozwijając Neymara

To pułapka Messiego, Suareza i Neymara w którą wielu wpada, niesłusznie degradując rolę Enrique w potrójnym sukcesie z poprzedniego sezonu. A z perspektywy czasu wygląda to na majstersztyk 45-letniego trenera, robotę w białych rękawiczkach. Powtarzali to sami piłkarze, m.in. Javier Mascherano, że wszystko odbywało się w zgodzie z filozofią klubu, przywiązaniem do konkretnego stylu, ale z ważnymi zmianami.

Ważnymi, a nie delikatnymi. Cały zespół gra bliżej własnej bramki, ale bez rezygnowania z intensywnego, wysokiego pressingu, z wykształconą inteligencją wyboru momentów do jego poprowadzenia. Z zespołu środkowych pomocników Barca coraz bardziej staje się drużyną opartą na swoich skrzydłach. Nie tylko prawym, czyli tym Messiego, ale też Jordiego Alby i Neymara, zwłaszcza pod nieobecność Argentyńczyka. I Brazylijczyk zalicza fantastyczny sezon pomimo pozaboiskowych problemów z podatkami.

A Barcelona z zespołu najsłabiej broniącego przy rzutach rożnych i wolnych stała się drużyną i lepiej niwelującą zagrożenie, i sama skuteczniej atakującą. Świadczy o tym czternaście goli strzelonych po stałych fragmentów w poprzednim sezonie.

Barca w maratonie

Największą przewagą Enrique okazało się przygotowanie fizyczne. Barcelona w ostatnich tygodniach pracy Gerardo Martino wygrała ledwie trzy z dziesięciu spotkań. W poprzednich rozgrywkach tylu wpadek nie miała licząc mecze od połowy listopada, czyli dla wielu momentu przełomowego pracy zespołu. Gdy już w kwietniu w najbardziej intensywnym meczu sezonu z Bayernem Monachium rywal w końcówce padł z sił, rozpędzająca się Barcelona strzeliła trzy gole i rozstrzygnęła dwumecz.

Może nie powinno to dziwić, gdy ma się za trenera osobę, która potrafiła przygotować się do biegu na 250 kilometrów i jeszcze ten dystans pokonać. Enrique o maratonach wie wszystko, teraz wiedzą również jego piłkarze. Gdy przejął prowadzenie Romy w 2011 roku, Włosi żartowali, że jest najlepiej wybieganą i zbudowaną osobą w klubie. A gwiazdy Barcelony nie trenowały więcej, ale bardziej intensywnie, z głową i pod pełną kontrolą. Bez taryfy ulgowej.

Przekonać piłkarza

- Wychodziło nam wszystko, podnosiliśmy się po małych wpadkach, wygrywaliśmy na najtrudniejszych boiskach - mówił Gerard Pique. - Staliśmy się drużyną bardziej dojrzałą, wiedzącą jak radzić sobie w trudnych momentach. Nasz styl ewoluował, gramy bardziej bezpośrednio i łączymy to z większą solidnością w defensywie.

Rozpoznanie roli Enrique można zacząć od jego odwagi do przeprowadzenia wspomnianej ewolucji - bez oszukiwania się, że wystarczy lepiej naoliwić mechanizmy wokół Messiego, by całość działała sprawniej. Dla niego każdy element zespołu jest istotny, o czym świadczy nie tylko sprawnie prowadzona rotacja w poprzednim sezonie, ale też wypromowanie Sergiego Roberto na cichego bohatera obecnych rozgrywek. W różnych rolach, zależnie od przeciwnika i sytuacji.

U najlepszych szkoleniowców odnajdywanie piłkarzy o talencie uniwersalności świadczy o inteligencji, o dodatkowym zmyśle dostrzegania tego, czego czasem nie czuje sam zawodnik. Sergi Roberto nie wyobrażał sobie gry na boku obrony, ale Enrique go przekonał i zespół skorzystał.

Szpiedzy na usługach Enrique

Większa świadomość zespołu odnosi się także do tego z kim muszą grać. Z Bayernem Monachium i Pepem Guardiolą nie szli na walkę o posiadanie piłki, ale uderzyli tak, by mistrzowie Niemiec odczuli to najmocniej - kontrą, jak najszybszym przeniesieniem akcji z ich połowy na drugą, nawet długim podaniem.

Od tego Enrique ma sztab swoich ludzi, którzy kilka tygodni przed meczem z danym zespołem już wiedzą o rywalach Barcelony wszystko. W fazie grupowej Ligi Mistrzów każdy z trzech jego skautów przejmuje jednego przeciwnika i rozszyfrowuje, trenerowi przekazując ostateczną analizę na płycie DVD. A Real Madryt stał się oczkiem w głowie szpiegów Barcelony już dwa miesiące temu.

Równać do Enrique

Tak tworzy się obraz bardzo współczesnego szkoleniowca - dbającego o każdy detal, widzącego w każdym aspekcie gry możliwość zdobycia przewagi nad rywalem. Nie tylko tym różni się od Rafy Beniteza. Dla Hiszpana prowadzącego Real Madryt priorytetem jest reagowanie na zagrożenie rywala, a nie wyprzedzanie go, robienie pierwszego ruchu do przodu. To nie krytyka Beniteza. Real doskonale wiedział jakiego typu szkoleniowca zatrudnia, ale już widać, że z pragmatycznym podejściem przekonywanie podopiecznych zajmie 55-latkowi więcej czasu niż rok temu Enrique. O ile ten czas dostanie.

Pomimo efektów (zaledwie jednej porażki do tej pory) w tym wyścigu dwóch wielkich futbolowych potęg na razie to Real znów posuwa się do przodu o tempo wolniej niż Barcelona. Może nawet czas przyznać, że nie z winy Beniteza, ale wielkości tego, któremu musi się równać. Enrique w Barcelonie musi gasić jeden pożar za drugim, radzić sobie z wygasającym zakazem transferowym, patrzeć na skandale dotyczące jego piłkarzy.

Kult osobowości trenerów w XXI wieku tylko rośnie, a wokół Luisa Enrique jednak brakuje szumu na miarę tych najpopularniejszych szkoleniowców. Guardioli, Mourinho, van Gaala wszędzie jest pełno, Hiszpana brak. Znając jego piłkarski charakter pewnie nie robi mu to różnicy, ale czy szerszej publiczności nie wstyd go tak ignorować?

Czy to nowa dziewczyna Neymara? [ZDJĘCIA]

Zobacz wideo
Kto wygra El Clasico?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.