Primera Division. Luis Suarez w Barcelonie - 12 miesięcy Pistolero

Pierwszy rok Luisa Suareza w Barcelonie zrekompensował mu lata tułaczki w klubach, z którymi nic, lub prawie nic nie dało się wygrać. Miał trudniej niż wielu innych. Nie znaczy, że gorzej - pisze na swoim blogu "W polu karnym" Dariusz Wołowski, dziennikarz "Wyborczej" i Sport.pl.

Nowy Sport.pl wkrótce! [SPRAWDŹ]

Świętowali w szatni we trzech: Messi i Neymar w garniturach i Suarez w stroju sportowym, trzymając w rękach piłkę, którą w rocznicę debiutu w Barcelonie wbił trzy gole Eibarowi. Kontuzjowany Leo stęsknił się za szatnią, Neymarem i Suarezem. Dziś we dwóch muszą wydobywać drużynę z tarapatów. Słaba, niespójna, wolna i przewidywalna gra nagle przyspiesza, gdy Busquets odszuka kontakt z Neymarem, a "El Pistolero" zamienia ich starania na gole. I póki co starcza na Eibar, Rayo, Bayer Leverkusen i BATE Borysów. To są rywale, których trzeba ograć, by mieć frajdę zmierzyć się z najlepszymi w meczach o najwyższą stawkę. Na przykład 21 listopada w El Clasico z Realem Madryt.

Suarez zaczął grać w Barcelonie dokładnie rok temu, w meczu na Bernabeu wyszedł od początku, by asystować przy bramce Neymara. Potem "Królewscy" nakryli Katalończyków czapką, kolejny, jeszcze cięższy cios przyszedł w meczu z Celtą na Camp Nou. Barcelona z Urugwajczykiem w składzie straciła pozycję lidera, zaprzepaszczając uciułaną przewagę. Szybko jednak się okazało, że Suarez stanął u progu jednego z najlepszym momentów w karierze.

Na początku miejsce na środku ataku zarezerwowane był dla Messiego, przez zasiedzenie. "El Pistolero" cierpiał na skrzydle, ale zaciskał zęby, asystując. Któregoś razu Leo zamienił się z nim miejscami, stało się to naturalnie, dobrowolnie, trochę przypadkowo, ale wszystkim się spodobało. Zyskiwała na tym drużyna: poukładana, uporządkowana, zdyscyplinowana, solidna od pasa w dół. Góra żyła własnym pulsem, swobodniejszego Messiego odciążonego od roli snajpera, wolnego Neymara uwielbiającego slalomy między obrońcami i Suareza, który mógł dawać od siebie to, co najlepiej potrafi. Gdyby zredukować ich wysiłek do symbolicznych momentów sezonu, można podać dwa. Drugi to finał Ligi Mistrzów, w którym Suarez, Neymar i Rakitic zdobywali gole po akcjach Messiego.

Pierwszy to Gran Derbi na Camp Nou, gdzie zwycięstwo urodziło się w ciężkich bólach. Real lepiej operował piłką, dominował, Katalończycy zdobyli gole po stałym fragmencie gry i długim, lekko desperackim podaniu do Suareza. Wszystko stało się jakby wbrew naturze Barcelony, ale taka była właśnie przewrotna koncepcja zespołu Luisa Enrique.

Suarez zdobył kilka ważnych goli, dobijając piłkę z pięciu metrów, jak w finale Champions League z Juventusem, lub dokonując cudów takich jak w ćwierćfinale z PSG, za które musiał przepraszać upokorzonego Davida Luiza. Tak czy siak Urugwajczyk stał się dla Barcelony bezcenny, podkreśla to Luis Enrique, choć złości się, gdy Suarez przypomina, że jego boiskowe relacje z Messim i Neymarem ułożyły się w zasadzie bez udziału trenera.

Oczywiście w Barcelonie zdawali sobie sprawę, że otoczenie Messiego Neymarem i Suarezem nie powinno kończyć się na wydaniu 160 mln euro. Iniesta z Mascherano dyskretnie pracowali nad tym, by Leo nie poczuł się zagrożony, dopuścił nowych do siebie nawet prywatnie, widząc w nich sprzymierzeńców. I tak się stało, zbudowali obraz zgody na potrzeby własne i klubu. Przyniosło to potrójną koronę i poczucie odrodzenia Messiemu.

Nic nie trwa wiecznie? Początek sezonu jest dla Barcelony trudny. Neymar ma 8 goli i pięć asyst, Suarez 10 bramek i cztery asysty, Messi się leczy i czeka na powrót na boisko. Co będzie potem, trudno przewidzieć. Sezon jest tak przeładowany, że imponujący początek wcale nie jest najlepszą wróżbą. Bayern Guardioli bije rekordy każdej jesieni, wiosną za to płaci. Przed rokiem Real wygrywał 22 kolejne mecze ustanawiając rekord, by w końcówce sezonu przegrać starcie z Juventusem, które miało otworzyć mu drogę do obrony Pucharu Europy. Najważniejsze gole Suareza, Neymara i Messiego jeszcze przed nimi. Jeśli nie, to w tym sezonie po raz kolejny przeżyjemy sagę o królu, który nie utrzymał się piedestału.

Bez względu na wszystko pierwszy rok Suareza w Barcelonie zrekompensował mu lata tułaczki w klubach, z którymi nic, lub prawie nic nie dało się wygrać. Gdy był w Groningen przyjeżdżał do Barcelony odwiedzić Sofię i przy okazji popatrzeć na grę Ronaldinho.

Taki Wayne Rooney miał łatwiej, zaledwie kopnął prosto piłkę, okrzyknięto go brytyjskim wcieleniem Pelego. Urugwajczyk musiał przejść długą drogę przez Groningen, Ajax, Liverpool. 9 lat gry w Europie, by wyrównać swój status z najlepszymi. I skonsumować go w rok w Barcelonie. W rok, który dał potwierdzenie, że warto było. Odruch walki to coś, co Suarezowi weszło w krew, jest częścią jego natury.

Pod pewnym względem przypomina Davida Villę, napastnika, nad którego sportową klasą nikt nigdy przesadnie się nie rozpływał. Podają mu, to strzela. Tak jak Suarez.

Być może Urugwajczyk odbierze Robertowi Lewandowskiemu miejsce na podium w plebiscycie Złota Piłka. Ale nawet za to trudno będzie winić napastnika, który tak długo czekał.

Zgadniesz czyj to pies? [QUIZ}

Czy Barcelona obroni mistrzostwo Hiszpanii w sezonie 2015/16?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.