Wołowski: Wiodąca rola Leo Messiego

Pierwszy hat trick Alexisa Sancheza i kolejny świetny mecz Pedro nie są w stanie naruszyć twardej hierarchii w ataku Barcelony. Za tydzień na Vicente Calderon w bitwie o pozycję lidera Primera Division obaj wylądują może na ławce rezerwowych.

Czytaj bloga Dariusz Wołowskiego >>

Żart Gerardo Martino, który na konferencji prasowej przed meczem z Elche powiedział, że dostrzega w spojrzeniu Leo Messiego instynkt zabójcy, zrobił wielką karierę w hiszpańskich mediach. Prasa katalońska doniosła, iż wyposzczony dwoma miesiącami rekonwalescencji największy idol Camp Nou upuści krwi każdemu, kto stanie mu na drodze. W niedzielę "morderca o twarzy dziecka" wylądował jeszcze na trybunie VIP-ów. Ma zaliczyć kilka minut w pucharowym meczu z Getafe, by być gotowym na hitowe starcie z Atletico Madryt. Jeśli argentyński trener Barcy da mu do pomocy Neymara, Pedro i Alexis Sanchez mogą znaleźć się na ławce. Zwłaszcza gdy argentyńsko-brazylijska para zostanie wsparta przez Cesca Fabregasa, najskuteczniejszego asystenta w wielkich ligach Europy.

Pozycja Messiego w Barcelonie sprawia, że nikt nie odważy się dyskutować nad jego formą. Alexis wbił bramkę Elche, perfekcyjnie wykonując rzut wolny, by po wyjściu z szatni tłumaczyć, iż ośmielił się podejść do piłki tylko dlatego, że nie mógł tego zrobić Leo. Zapewne jeszcze po zakończeniu kariery przez Argentyńczyka koledzy z boiska będą się zastanawiali, co im zrobić wypada, by nie wyglądało to na zamach na pozycję numer 1. Dyskusja, ile znaczy Barca pozbawiona Messiego, jest zgrana, ale wiecznie aktualna. Gerard Pique przekonywał niedawno, iż drużyna nauczyła się zaledwie przetrwać bez niego.

Czy rzeczywiście? Nigdy się nie dowiemy, czy w ubiegłorocznym półfinale Champions League z Bayernem Katalończycy przeżyliby tak głęboką traumę na Allianz Arena, gdyby zamiast kontuzjowanego Argentyńczyka zagrał zdrowy David Villa?

Kiedy Neymar stawiał się na Camp Nou, musiał kilkadziesiąt razy grzecznie powtórzyć formułkę o tym, że wiodącej roli Messiego kwestionować nie zamierza. W minionych miesiącach w hiszpańskich mediach królowała madrycko-barcelońska kłótnia o Złotą Piłkę, więc każdy gracz Barcy czuł się w obowiązku przekonywać, że plaga kontuzji mięśniowych u ich wielkiego kolegi niczego w światowej hierarchii nie zmienia.

Usprawiedliwienie jest banalne: tak samo działał Real Madryt, rzucając swój przeszło stuletni autorytet ze wsparciem dla Cristiano Ronaldo. Jeszcze niedawno w Madrycie debatowało się nad znaczącą rolą mistrzów świata i Europy Ikera Casillasa czy Sergio Ramosa, dziś najzamożniejszy klub świata zrozumiał, że demokracja jest w tym wypadku szkodliwa. Jeśli Real chce Złotej Piłki, musi wystawić jednego kandydata. Bezdyskusyjnie powinien nim być Ronaldo, któremu najlepszy gracz Premier League Gareth Bale bił jeszcze głębsze pokłony niż Neymar Messiemu.

Machiny propagandowe w obu wielkich klubach Primera Division działają bez zarzutu. Zakłamują jednak rzeczywistość do tego stopnia, iż trudno stwierdzić, jakie są rzeczywiste relacje graczy Barcelony z Messim lub Realu z Ronaldo. Nie widać wystarczających powodów, dla których Alexis musiałby przepraszać Messiego za to, że ośmielił się wbić bramkę z wolnego. To raczej Leo powinien gratulować koledze, zastanawiając się, czy jego forma po dwóch miesiącach przerwy wystarczy, by zająć jego miejsce.

W chwili gdy Pedro został najlepszym strzelcem zespołu, a Chilijczyk zaliczył pierwszego hat tricka w klubie z Katalonii, ich sytuacja wciąż jest daleka od komfortowej. Messi to futbolowy geniusz, jego zasługi dla Barcy są większe od Mount Everestu, ale przez ostatnie sześć miesięcy zmagał się nie z rywalami, ale z kontuzjami. Jeśli siła drużyny ma tkwić w zbiorowej spójności, a to właśnie udowodnił Katalończykom Bayern, nie da się traktować Pedro czy Alexisa jak graczy zdolnych błyszczeć wyłącznie na tle rywali pokroju Elche.

Wybór Martino nie jest łatwy, ale powinien być uczciwy. Nie można kpić z debaty, czy wzrok zabójcy to jedyna broń Barcy zdolna zagwarantować jej pozycję lidera po wizycie na Vicente Calderon. Bardzo trudno, wręcz nie sposób wysyłać Messiego na ławkę, ale głupio skazać na nią Pedro i Alexisa bez chwili refleksji.

Więcej o:
Copyright © Agora SA