Liga Mistrzów. Barcelona pobiła Milan. Teraz go doścignie?

Obrońcy trofeum strzelili trzy gole, jednego po jedenastce, która wzburzyła Włochów. Sędziowie uważają jednak, że arbiter się nie pomylił.

Wymyśl dialog i zgarnij voucher o wartości 100 euro!

Jeszcze zanim piłkarze zeszli z boiska, wiadomo było, że przed kamerami nie będą pytani o taktykę, błędy własne i rywali, czy zmiany, których dokonali trenerzy. Wszystkich interesował drugi rzut karny dla Barcelony. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Alessandro Nesta trzymał za koszulkę Sergio Busquetsa. Pomocnik gospodarzy upadł, a Björn Kuipers przyznał jedenastkę.

- Wolałbym przegrać 1:7. Nie polegliśmy przez tego gola, ale psychologicznie miał na nas duży wpływ - mówił Clarence Seedorf. Trener Massimiliano Allegri twierdził, że arbiter "podarował rzut karny" rywalom, Massimo Ambrosini narzekał, że takie sytuacje zależą wyłącznie od interpretacji. Zlatan Ibrahimovic wypalił, że w końcu zrozumiał, dlaczego Jose Mourinho narzeka zawsze na sędziowanie w meczach z Barceloną.

Rafał Rostkowski, sędzia, który prowadził 110 meczów międzynarodowych (w tym Ligi Mistrzów) twierdzi jednak, że jedenastka była ewidentna. - Piłka nożna nie polega na trzymaniu za koszulkę ani ciągnięciu przeciwnika za rękę, FIFA i UEFA wydały takim zachowaniom wojnę i nakazały karać za takie faule. Niestety, po zachowaniu Nesty widać, są jeszcze zawodnicy, którzy albo mają luki w wiedzy o przepisach, albo zakładają, że sędzia przymknie oko. Busquets miał szanse dojść do dośrodkowania, a obrońca powstrzymał go nieprzepisowo. Zaczął go trzymać jeszcze przed wykonaniem rzutu rożnego i nie przestał O czym tu rozmawiać? - uważa Rostkowski.

Piłkarze Milanu przyznawali, że Barcelona grała lepiej. Bliżej awansu byli tylko przez dziewięć ze 180 minut ćwierćfinału. Na Camp Nou oddali jeden celny strzał, pierwszą bramkę stracili po fatalnych błędach defensywy. "La Gazzetta dello Sport" orzekła, że rozstrzygnęli "superherosi futbolu". Leo Messi wykorzystał oba karne, w tej edycji strzelił już 14 goli. wyrównał rekord Pucharu Europy napastnika Milanu Jose Altafiniego sprzed 50 lat.

Barcelona zagra o finał piąty raz z rzędu, według bukmacherów jest faworytem rozgrywek. Jeśli w rewanżach nie dojdzie do niespodzianek, w półfinale czeka ją ciut łatwiejsza przeprawa niż Real Madryt. "Królewscy" zmierzą się z Bayernem Monachium, który po słabym początku wiosny, wygrał ostatnich osiem spotkań z rzędu w kraju i Europie. Barca prawdopodobnie zmierzy się z Chelsea, która przeżywa najgorszy sezon od 2003 r., gdy kupił ją Roman Abramowicz.

W finale w Monachium zanosi się więc na naładowane emocjami i historią El Clásico. Real mierzy w dziesiąty triumf w Pucharze Europy, Barca - w drugi z rzędu. Ostatnim zespołem, który obronił najcenniejsze klubowe trofeum, jest Milan Arrigo Sacchiego z przełomu lat 80. i 90.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.