Biegający kierowca, czyli najpierw rozładunek, później trening. "Niektórzy koledzy w moim wieku są już po zawałach. Ja po bieganiu czuję się jak młody bóg"

Kiedyś żył podobnie jak większość kierowców. Na postoju: browar, chipsy, parówki. Teraz wybiera płatki owsiane z nasionami chia, błonnikiem witalnym, siemieniem lnianym i bananem. Kanapki, batony energetyczne wrzuca do plecaka, napełnia bukłak wodą, przeskakuje przez siatkę na parkingu i biegnie 30 km. Poznajcie Pawła Rutynę, 42-letniego kierowcę ciężarówki i maratończyka.

Damian Bąbol: W opisie pańskiego profilu na instagramie „Biegający kierowca” czytamy: kierowca ciężarówki, maratończyk-amator, chętny życia, rocznik ‘76 oraz motto: „Bieganie to styl życia”. Pierwszy raz spotykam się z biegającym kierowcą TIRa.

Paweł Rutyna: Od 13 za kółkiem, więc jaki sport mi pozostaje? Tylko bieganie. Ale nie tylko nabijam kilometry. Wykonuję również dużo ćwiczeń ogólnosprawnościowych. Kiedyś nie tak aktywny. Miałem dziesięć kilogramów do przodu. Żyłem podobnie jak większość kierowców, czyli podczas postoju wiadomo: browar, chipsy, parówki i te sprawy. Później na szczęście wziąłem się za siebie. Konkretnie do takiej przemiany przyczynił się mój kolega. Pięć  lat temu pojechaliśmy ciężarówką do Turcji. Zdarzyło się, że wieczorem trochę popiliśmy. Wstałem rano, wyszedłem z kabiny, gorąco jak diabli, prawie 50 stopni, głowa boli. Zobaczyłem, że kolega ubrany na sportowo, biegnie w kierunku naszego pojazdu. Spytałem zdziwiony: "Gdzie ty byłeś?  Biegałeś w taką gorączkę?", a on, że właśnie zrobił spokojną "dyszkę", czyli pokonał 10 km. Nie mogłem uwierzyć. Facet grubo po pięćdziesiątce i taka forma. Aż mi się wstyd zrobiło. Od tamtej pory zrozumiałem, że wymówki są dla słabych i w końcu wziąłem się za siebie.

Początki były pewnie bardzo trudne.

- To była masakra. Zaczynałem od krótkich dystansów. Przebiegłem 800 metrów i ledwo wróciłem do kabiny. Dyszałem jak parowóz. Ale nie poddałem się. Stopniowo wydłużałem dystans, organizm powoli przyzwyczajał się ruchu, czułem, że kondycja staje się coraz lepsza. Z dnia na dzień zauważałem poprawę formy, sylwetki, ale przede wszystkim samopoczucia.

Rozładunki, napięte terminy, stres - życie kierowcy ciężarówki to niełatwy kawałek chleba . Jak pan znajduje czas i motywację do uprawiania sportu?

- Od kiedy się ruszam, mam więcej energii, a bieganie dało mi jeszcze więcej wolnego czasu. Stałem się jeszcze lepiej zorganizowany. Gdy trenuję, to chce mi się działać. Jestem pozytywnie nastawiony do świata, uśmiecham się do ludzi, chętniej spinam towar. Dawniej byłem bardziej ospały, brakowało tej codziennej radości. Mam 42 lat i niech pan sobie wyobrazi, że niektórzy moi koledzy - w tym samym wieku - są już po zawałach. Na szczęście czuję się zdrowy. Nic mi nie dolega, nic mnie nie boli, oby jak najdłużej.  

Biegający kierowca
Biegający kierowca Instagram

Skąd pomysł na prowadzenie profilu na instagramie?

- Mój syn mnie do tego zmotywował. To był jego pomysł. Powiedział, że w tym zawodzie taki profil może okazać się strzałem w dziesiątkę. Wrzucam zdjęcia, dzielę się sportową pasją, bo chcę pokazywać, że można i warto regularnie uprawiać jakąś aktywność. Nasz organizm na pewno nam za to podziękuje. Cała rodzina jest w sumie aktywna. Żona też biega, starszy syn trenuje sztuki walki. Trudno nam wszystkim byłoby nam sobie wyobrazić życie bez jakiegokolwiek sportu. Cieszę się, że są zdrowi i coś robią. To mnie tylko napędza do tego, żeby dalej innych motywować do takiego stylu życia. Poza tym robię to przede wszystkim dla siebie. Mam swoje sportowe marzenia, które chciałbym wkrótce zacząć realizować.

Proszę o nich opowiedzieć.

- Zamierzam biegać maratony po świecie. Pięć już przebiegłem, w tym jeden ultra na 50 km. Startowałem m.in. w Łodzi, Atenach, ale też w czerwcowym maratonie wokół Jeziora Tarnobrzeskiego. Nawet na podium stanąłem. Widocznie czołówka się przestraszyła, bo było 30 stopni Celsjusza. Ledwo dobiegłem. Na mecie czas 4 godziny, 11 minut, ale na podium wystarczyło (śmiech). Niedawno wziąłem udział w biegu na 42,195 km w Portugalii, w lutym planuję pokonać maraton na Malcie. Takie mam cele, aby dwa-trzy razy w roku zaliczać królewskie dystanse. To wspaniałe przygody.

Gdzie pan trenuje? Zatrzymuje pan ciężarówkę na parkingu i co dalej?

- Parkingi są najczęściej ogrodzone, więc wtedy rozglądam się tylko czy nie ma policji i przeskakuję przez siatkę. Najciężej biega się w Niemczech, bo za bardzo nie ma gdzie. Więc idę przez pola, aż natrafiam na dróżkę i zaczynam trening. W Austrii są normalne furtki i wyjścia z parkingów, więc nie ma większych problemów. Zawsze jakąś ścieżkę się znajdzie. Najlepiej pod tym względem jest w Skandynawii. Prawdziwy raj dla biegaczy. Bajkowy świat. Ścieżki rowerowe, ścieżki do biegania, każdy znajdzie coś dla siebie.

Nie samym bieganiem pan żyje. Na instagramie widziałem, że robi pan pompki, wykorzystuje kettle, a  nawet dba o regenerację i używa rolera do masowania mięśni.

- Śmieję się, że w kabinie mam cały zestaw do mini-siłowni. Rzeczywiście posiadam poręcze do pompek, kettle i roler. Wcześniej woziłem ciężarki, ale kiedy trenuję się do długich dystansów, to zbyt duża masa mięśniowa nie jest za dobra. Trzaskam dużo pompek. Zawsze chciałem robić sto za jednym razem. Jak daję radę, to wiem, że jestem w dobrej formie. Bez ciężarów też można fajnie ćwiczyć. Przysiady, podpory, brzuszki. Naprawdę, dla chcącego nic trudnego.

Jak na pana treningi reagują inni kierowcy?

- Nie ukrywam, że na początku przejmowałem się ich reakcjami. Teraz mnie to nie rusza. Słyszałem już różne komentarze: "Ty, patrz na tego. Ale głupek. Porąbało go?". Nie ukrywam, że kiedyś to mnie blokowało, wolałem ćwiczyć w samotności. Po co miałem słyszeć niepotrzebne komentarze. Teraz niczego nie ukrywam. Ubieram się fajnie, zakładam kolorową kurtkę, leginsy i idę biegać.

Codziennie pan trenuje?

- Prawie. Jak nie biegam, to staram się wykonywać ćwiczenia sprawnościowe. Czasami trenuję co drugi dzień. Jak w niedzielę planuję długie wybieganie, to dzień wcześniej odpoczywam.

Długie wybieganie, czyli ile kilometrów?

- 30 km, czasem trochę więcej. Tydzień temu przebiegłem 37 km. Ale ja to nazywam bardziej wycieczkami biegowymi. Robię kanapki, biorę dwa batony energetyczne do plecaka, bukłak napełniam wodą lub izotonikiem. Ruszam i w spokojnym tempie zwiedzam okolicę. Po drodze natrafiam na malownicze jeziorka, stare kościoły czy ruiny zamków. Biegnę tam gdzie mnie nogi poniosą. Nie spieszę się, bo mnie to po prostu rajcuje. Taka niedzielna wycieczka potrafi mi zająć nawet siedem godzin. W tygodniu biegam np. 10 km we wtorek, 10-12 w czwartek i później jeszcze w piątek lub sobotę. Nieraz zmniejszam kilometraż i robię więcej interwałów lub krosu, czyli biegam po pagórkowatym terenie. Po takim treningu wracam do swojej kabiny i czuję się jak młody bóg.

Najgorzej jest pewnie z myciem.

- Kiedy zatrzymuję się na większej stacji, to zazwyczaj idę pod normalny prysznic. Ale czasami zdarza się, że wracam po treningu i nie mam gdzie się wykąpać. Wtedy jak każdy kierowca korzystam z miski. Myję podstawowe rzeczy, a z natrysku korzystam przy następnej okazji.

Sam przygotowuje pan sobie posiłki czy kupuje gotowe jedzenie?

- Najczęściej robię coś swojego. Od dwóch lat rano zawsze zjadam płatki owsiane. Dosypuję do nich nasiona chia, błonnik witalny, siemię lniane i do tego dorzucam pokrojonego banana. To jest moje śniadanie. Jak mi się nudzi, to kupuję białko waniliowe i dosypuję łyżkę do smaku. Zamiast cukru, używam miodu. Nawet kawę z miodem piję, bo po prostu mi smakuję.

"Przestań myśleć o bieganiu. Zacznij biegać" - to pana hasło motywacyjne, które napisał pan na instagramowym profilu.

- Bo często słyszę wymówki typu: "A, też bym pobiegał, ale musiałbym mieć więcej czasu". Wtedy tylko się uśmiecham. Widzi pan, zatrzymałem się na parkingu godzinę temu. Przez ten czas mógłbym wypić już trzy piwa. Jak ktoś szuka prostych wymówek i widzę, że w tym czasie właśnie popija browarka, to wtedy pytam taką osobę: "Ile czasu zajmuje ci wypicie tych dwóch piw?". Słyszę, że pół godziny, a ja na to: "No widzisz chłopie, już przez ten czas mógłbyś walnąć 'piąteczkę'", czyli przebiec pięć kilometrów.  Ale wie pan, nie można wszystkich nawracać. Owszem, warto próbować, ale każdy sam musi w sobie znaleźć tę motywację.

Zimą też pan biega?

- Oczywiście, że tak. Zakładam latarkę czołową, kamizelkę odblaskową i zasuwam. Nie można odpuszczać. Nadchodzącą zimę muszę ciężko przepracować, bo w przyszłym roku zaplanowałem kilka ultra startów.

Jakie plany na biegowe na przyszły rok?

- W lutym Malta. W kwietniu Ultramaraton Podkarpacki na 70 km. W czerwcu Bieg Rzeźnika, czyli ponad 80 km w Bieszczadach. Później wakacje, ale na urlopie nie zamierzam nigdzie startować. Trzeba w końcu kiedyś odpocząć i wrzucić na luz.