Ikona snowboardu: Przerażają mnie oczekiwania widowni [WYWIAD]

- Wybrałem snowboard, bo jestem uzależniony od endorfin. Udanego lądowania po spektakularnym skoku nie da się porównać z niczym. Boję się natomiast oczekiwań widowni, pod presją możesz popełnić błąd, a w moim zawodzie błąd to upadek i ból - mówi Gigi Rüf, legendarny austriacki snowboardzista.

Na początku lutego na słynnej skoczni Bergisel w Innsbrucku rozegrano jubileuszowe 20. zawody Air&Style . Najpierw klasycznymi trikami podczas Burn Style Session popisywali się legendarni zawodnicy, potem o "Pierścień Chwały" walczyło 24. najlepszych snowboardzistów świata. Jedną z gwiazd Burn Style Session był Gigi Rüf*. Jego praca polega na fruwaniu nad głowami widowni. Kilkanaście metrów nad ziemia wykonuje spektakularne triki, na które składają się obroty wokół pionowej i poziomej osi ciała, akrobatyczne wygięcia, dziesiątki różnych chwytów deski.

Najlepiej po prostu to zobaczyć.

 

Dlaczego snowboard? Dlaczego freestyle? Nie powinieneś byś skoczkiem narciarskim?

(Śmiech) Jestem facetem z gór. Dorastałem w górach, gdzie jedno miejsce od drugiego dzieliły wielkie odległości. Snowboard na początku był po prostu środkiem transportu, dużo łatwiej przemieszczać się w górach w ten sposób. Pierwsza deska była jak pierwszy samochód dla innych dzieciaków. Freestyle wziął się z potrzeby wolności, gnieździłem się w wąskich trasach, nudziło mnie to, wolałem bawić się w miejscach niedostępnych, eksperymentować. No i okazało się, że jestem w tym dobry.

Kiedy się zorientowałeś, że mógłbyś z tego żyć? Od początku wiedziałem, że jestem lepszy od kolegów. Bawiliśmy się, snowboard był sposobem na poznanie ludzi, na przebywanie w towarzystwie, które ma taką samą zajawkę. Ale w tym towarzystwie było widać, kto jeździ lepiej, a kto gorzej.

Dziś to już nie tylko hobby, to praca. Dokładnie. Ale każdy chciałby mieć pracę, która połączona jest z hobby. Snowboard to w zasadzie całe moje życie. Zarabiam na tym, żyje z tego, utrzymuje rodzinę, ale poza tym wszyscy moim znajomi też są wkręceni w deskę, bez przerwy o tym gadamy, oglądamy zawody. Nie ma "odpoczynku od snowboardu".

Trochę odjechana ta Twoja robota. W powietrzu wykonujesz ewolucje, od oglądania których kręci się w głowie. Fruwasz do góry nogami kilkanaście metrów nad ziemią. Nie boisz się? Boję się. Ale wiem też, że umiem to robić, wiem, na co mnie stać, nie zrobię triku, który jest w danym momencie niewykonalny. Nie jestem samobójcą.

Ludzie oczekują trików niewykonalnych, chcą oglądać show. I tego boję się najbardziej. Nie lubię działać pod presją, a oczekiwania tłumu czasem mnie przytłaczają. Normalnie wiesz, na co cię stać, ale gdy słyszysz krzyki kilkunastu tysięcy osób, mogą ci przyjść do głowy szalone pomysły. Dlatego cieszę się, że sponsorzy nie zmuszają mnie do brania udziału we wszystkich zawodach, że nie muszę ciągle konkurować. To jest najtrudniejsze, bo wiesz, że ludzie chcą czegoś wielkiego. A przecież snowboard to dużo więcej niż jeden skok.

Ale mimo to ciągle startujesz. Tak, bo chcę spojrzeć strachowi w oczy, chcę podjąć to wyzwanie, chce przekonać przede wszystkim sam siebie, że umiem to zrobić.

A to, że jesteś mężem i od czterech lat ojcem, wpływa na decyzje, które podejmujesz na skoczni? Paradoksalnie, osiągnąłem więcej, od kiedy mam dzieci. Kiedyś brałem wszystko co przynosił los, teraz dojrzałem, umiem wybierać mądrze, skupiam się na tym, co musi być zrobione. Więcej myślę i wychodzi mi to na dobre.

Pozwalasz sobie na momenty zwątpienia? Na myślenie, że może ryzykujesz za bardzo? Wybrałem taki styl życia i mam świadomość ryzyka. Ale to nie strach, gdybym bez przerwy myślał, że ryzykuję za dużo, nie mógłbym skakać. Mam już takie doświadczenie, że wiem, co jest zbyt niebezpieczne. Bycie profesjonalistą oznacza podejmowanie takich decyzji, dzięki którym wciąż mogę uprawiać ten sport.

Najbardziej niebezpieczny moment skoku? Dojazd. Poważnie. To ważniejsze, niż sam skok. Jeśli popełnisz błąd w ocenie prędkości, możesz zrobić sobie krzywdę. Za wolno - nie dolecisz do miejsca lądowania, za szybko - przelecisz zeskok i masz problem.

A najprzyjemniejszy? Jest taki moment tuż przed lądowaniem, jeszcze jesteś w powietrzu, ale już wiesz, że wszystko zrobiłeś perfekcyjnie. Świetna sprawa.

O czym myślisz chwilę przed skokiem? Skupiam się na dojeździe, tutaj nie mogę popełnić błędu. Myślę o skoku, ale to nie jest tak, że nie widzę tysięcy ludzi, swojej twarzy na telebimie, że nie czuję ogromnego podniecenia. Ale wiem, że nie mogę pozwolić sobie na rozkojarzenie.

Kiedy decydujesz, jaki trik wykonać? Uwielbiam improwizować, najczęściej decyduję tuż przed skokiem. Oceniam, na co mnie w danej chwili stać.

A gdy ktoś inny skoczy ten sam trik i zrobi to lepiej? Nie czuję zazdrości. Snowboard to sport indywidualny, jeśli nie znajdziesz sobie przyjaciół wśród rywali, nie przetrwasz psychicznie. No, może czasem czuję ukucie zazdrości. Gdy ktoś inny odbiera tłusty czek za zwycięstwo. (Śmiech) W końcu ja na tym sporcie zarabiam.

Upadałeś setki razy. Przyzwyczaiłeś się do bólu?

Moje ciało przywykło do upadków. Myślę, że to swego rodzaju talent - dobrze znoszę ból, łatwo się do niego przyzwyczajam.

Ból to najgorsza część twojego sportu? Nie, najgorsze jest rozczarowanie, gdy upadasz tak mocno, że łapiesz poważną kontuzję. Sezon się zaczyna, a ty leżysz w szpitalu. To jest straszne.

A gdy wylądujesz bezbłędnie, co czujesz? Endorfiny! Adrenalina wydziela się u mnie po upadku, po dobrym lądowaniu dostaję ogromny zastrzyk hormonów szczęścia. Można powiedzieć, że jestem uzależniony od endorfin.

Gigi RüfGigi Rüf materiały prasowe

* Gigi Rüf - właściwie Christian Rüf, ur. 9 października 1981 roku w Austrii, ikona snowboardowego freestyle'u. W trakcie długiej kariery jeździł dla najbardziej liczących się w branży marek, obecnie reprezentuje team Burn. Snowboard traktuje jako formę sztuki, nie przepada za szlifowaniem trików i startami w wielkich zawodach, woli jazdę poza trasami, improwizację. Ma na koncie liczne przejazdy w najważniejszych snowboardowych filmach.

rozmawiał w Innsbrucku Łukasz Wojtkiewicz

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.