Obroty
Zaczynają się od prostych - 360, czyli jednego obrotu zawodnika wokół własnej osi, aż po 1080 czy 1260 czyli trzy, trzy i pół obrotu. Pozornie im więcej obrotów wykona zawodnik, tym trik można uznać za trudniejszy.
- Na tak dużej skoczni jak ta, z pozoru proste 180 może okazać się skokiem równie trudnym jak np. 720 - mówi Michał Ligocki, jeden z najlepszych polskich snowboardzistów, członków teamu Burna. - Przy większej liczbie obrotów zawodnicy mają możliwość przyspieszenia lub spowolnienia rotacji, a wykonanie powolnego 180 wymaga idealnego wyczucia skoczni i długości lotu - dodaje snowboardzista.
Najazd na switch
Dodatkowym utrudnieniem, które przełożyć się może na lepszy wynik startujących, jest najazd na switch, czyli swoją "nienaturalną" nogą do przodu.
- Każdy snowboardzista ma preferencję do jazdy z lewą lub prawą nogą z przodu - tłumaczy Ligocki. - Jeżeli najedzie odwrotnie, co jest trudniejsze, mówi się, że wykonał skok na switch.
Backside lub frontside
Jeżeli po wyjściu z progu skoczni po pierwszych 90 stopniach obrotu zawodnik jest plecami w kierunku lotu, mówimy o obrocie backside, a jeżeli twarzą w kierunku lotu to jest to trik wykonywany frontside.
- Nie oznacza to jednak, że z góry któraś ze stron uznawana jest z trudniejszą - podobnie jak z preferencją dotyczącą nogi trzymanej z przodu, jest to indywidualna sprawa każdego zawodnika - mówi Michał Ligocki.
Graby
Do obrotów wykonywanych na skoczni zawodnicy dodają tzw. graby, czyli chwyty za krawędź deski. Nie tylko sprawiają one, że triki wyglądają lepiej, a co za tym idzie, ich styl oceniany jest lepiej, ale są też trudniejsze.
Double cork
Trik z najwyższej półki. Polega na połączeniu kilku obrotów wokół własnej osi z saltami. Jest to nie tylko niesamowicie widowiskowe, ale i niezwykle trudne.
Michał Ligocki i trener Orzeł, czyli jak wskoczyć na podium! Zobacz trening mistrza!
Odlotowa skocznia
Zawodnicy startujący w jednej z najbardziej widowiskowych konkurencji snowboardowych i narciarskich, jaką jest big air, wykonują skoki na specjalnie do tego przygotowanej skoczni. Oprócz długości i wysokości lotu, sędziowie oceniają liczbę obrotów, kierunek rotacji, ustawienie ciała do kierunku jazdy, sposób, w jaki zawodnik chwyta za deskę (tzw. graby). Na podium staną ci, którzy nie tylko polecą najwyżej i wykonają najbardziej efektowne ewolucje, ale także prawidłowo wylądują.
Skocznię, która zostanie zbudowana u podnóża Skrzycznego, przygotowuje Beskidzkie Stowarzyszenie Snowboardu z Wojtkiem Pająkiem i Jakubem Honczem na czele. Planowana konstrukcja ma mieć 50-metrowy najazd i szerokie, długie lądowanie na naturalnym spadzie przy dolnej stacji kolejki. Odległość między progiem wybicia a początkiem lądowania będzie wynosiła ok. 15 metrów, co oznacza, że riderzy będą latać na odległość ok. 20-25 metrów!
Więcej informacji o zawodach Burn in Snow znajdziesz TUTAJ lub na oficjalnej stronie imprezy!