Karolina Winkowska - chciała popływać, została mistrzynią [WYWIAD]

- Kitesurfingu uczyłam się od brata, od znajomych, z filmów. Podglądałam i metodą prób i błędów stawałam się coraz lepsza. Musiałam, bo chciałam wyjeżdżać za granicę i cieszyć się z kitesurfingu. I jakoś tak wyszło, że zostałam mistrzynią świata - mówi Karolina Winkowska, która w 2012 roku wygrała Puchar Świata, a w tym roku jest liderką klasyfikacji.

Polub nas na facebooku. Będzie ciekawie >>

Niby jest tu fajnie, ale coś nie pasuje. Zawody Pucharu Świata w kitesurfingu w Egipcie, hotel - pięć gwiazdek, woda błękitna, rafa blisko, najlepsi zawodnicy na miejscu, ubrani w luźne, kolorowe stroje, ale jakoś nikt nie żartuje. To jak jest z tym kitesurfingiem? Cool czy nie cool?

Dominik Szczepański: Dlaczego tu taka stypa? Przecież to sport dla luzaków.

Karolina Winkowska, mistrzyni świata w kitesurfingu z 2012 roku: Wszyscy walczą ze stresem i się koncentrują. Pewnie kiepsko też spali, bo przed zawodami trudno zasnąć, nawet jak ktoś jest śpiący. I do tego wszystkiego dochodzi rywalizacja, kolejne nerwy... Mnie poplątały się sznurki od latawca, a przecież na treningu nigdy coś takiego mi się nie przytrafiło.

Kitesurfing uprawia się przede wszystkim w państwach, które mają dostęp do ciepłych mórz. Jednak w 2012 roku zostałaś mistrzynią świata, a w tym sezonie trzy Polki są w pierwszej dziesiątce PŚ. Jak to możliwe?

- Bo dziewczyny z Polski są świetnie! Ale poważnie - Bałtyk nie jest idealny dla kitesurferów, bo jest zimny. Choć z drugiej strony, nie wieje nad nim tak mocno, więc ci od windsurfingu mogą narzekać, ale dla nas to dobrze. Wystarczy rozłożyć latawiec i gotowe, nie potrzebujemy bardzo silnego wiatru. Jednak żeby sobie porządnie popływać, trzeba wyjeżdżać. A żeby wyjeżdżać, trzeba mieć sponsorów. Żeby do tego wszystko dojść, musiałyśmy ciężko pracować i teraz to przekłada się na nasze wyniki. Poza tym dwie z nas, Hela i ja, jesteśmy z Warszawy. Żeby regularnie pływać, po prostu musiałyśmy zostać profesjonalistkami.

Czyli to jest sport dla ludzi z pieniędzmi?

- Niekoniecznie. Jeśli się mieszka nad morzem, to wystarczy mieć po prostu sprzęt.

A ile to kosztuje?

- Może kosztować niewiele, bo na początek wystarczy sprzęt używany, czyli wydatek rzędu 2 tys. zł. Jak zrobi się dziura w latawcu, to wystarczy ją zaszyć. A kiedy już przyjedziemy na plażę, to nic więcej nam nie trzeba. Nie płacimy za benzynę, za wyciągi, po prostu korzystamy z wiatru. Znam mnóstwo ludzi, którzy nie mają pieniędzy, pływają na kajcie i są szczęśliwi.

Kiedy zaczęłaś pływać na kajcie?

- Jakieś 10 lat temu. Kiedy pojawił się kitesurfing, sporo osób, które pływały na windsurfingu, postanowiło spróbować czegoś nowego.

Od razu ci się spodobało?

- Z początku wcale. Może dlatego, że większość pozostała wierna desce z żaglem? Pamiętam, że pojechaliśmy na Rodos. Mocno wiało, więc warunki były idealne dla windsurferów. Nie spotkałam nikogo z latawcem. Teraz to nie do pomyślenia.

Od kogo nauczyłaś się kitesurfingu, skoro mało kto pływał?

- Trochę od brata, od znajomych, z filmów. Podglądałam i metodą prób i błędów stawałam się coraz lepsza. Uczy mnie też mój chłopak, który pochodzi z Australii, gdzie kitesurfing jest bardzo popularny. To młody sport, nie ma jeszcze zbyt wielu trenerów, dopiero powstają pierwsze ośrodki szkoleniowe.

Kitesurfing zmienił się przez te 10 lat?

- Sprzęt jest tak bezpieczny, że w zasadzie nic nie może się wydarzyć. Kiedyś przy silnym wietrze trudno było zapanować nad latawcem. Teraz to już możliwe. Na początku była tendencja do robienia coraz krótszych desek, teraz przeciwnie - deski są coraz większe. Nie łamią się, mają różne rodzaje twardości. Każdy znajdzie coś dla siebie. Kiedyś freestyle to były skoki do góry. Teraz to już oldschool. Freestylem nazywa się teraz skomplikowane triki wykonywane tuż nad powierzchnią wody.

To niebezpieczny sport?

- Dla amatorów, którzy pływają rekreacyjnie - niespecjalnie. Nawet jeśli popełnimy błąd, to w końcu wpadamy do wody. Profesjonalistom zdarzają się urazy, jak w każdym innym sporcie. Najwięcej wypadków jest na plaży, kiedy rozmawiamy ze znajomymi. Zapominasz się, nie zwracasz uwagi na latawiec - wtedy wystarczy, że zawieje. I leżysz. Bardzo ważny jest moment startu. Musisz zwrócić uwagę, żeby w pobliżu nie było żadnych budynków, barierek, samochodów. Bo jak cię pociągnie nie w tę stronę, to lepiej, żeby tam była tylko plaża. Kite ma system wypięcia, więc trzeba pamiętać, żeby z niego korzystać. Dobrze, żeby na początku ktoś pomógł nam w doborze latawca, który będzie pasował do naszej wagi.

Czyli na początku przyda się instruktor?

- Zdecydowanie. Powie, na czym to wszystko polega, i pomoże wybrać sprzęt. Poza tym początki na kajcie są trudne. W ciągu pierwszego tygodnia być może uda nam się zrobić pierwszy ślizg, ale to nie jest tak, że będziemy wszystko w pełni kontrolować. Na to trzeba dużo więcej czasu.

Ile ci to zajęło?

- Dwa dni, ale to kwestia indywidualna, bo mojej mamie np. cztery lata.

Jak wygląda twój trening?

- Jest bardzo urozmaicony. Priorytetem są ćwiczenia na wodzie, ale jak jestem w Warszawie, to trenuję głównie na lądzie. Kite to są nogi i ręce, i trzeba pamiętać, żeby równomiernie ćwiczyć obie te partie, więc idealna jest joga, niezłe - kolarstwo MTB. Ważne są też ćwiczenia na równowagę, np. na piłce balansacyjnej. Staram się, żeby mój trening był przyjemny, bo wtedy jest bardziej efektywny. Dlatego często staram się surfować. Surfing wzmacnia barki, a jestem tak szczęśliwa, że mogę spędzić na desce pół dnia. W przeciwieństwie do basenu, który nudzi mi się po 30 minutach.

Z jaką prędkością się pływa?

- Zależy kto. Jest dyscyplina speed, gdzie bije się rekordy prędkości. Tam płyną nawet 100 km na godz.! Ja muszę mieć odpowiednią prędkość do mojego skoku, nie może być zbyt wielka.

Jak uczysz się kolejnych trików?

- Głównie przez internet. Oglądam triki, które ktoś zrobił i wrzucił z tego film. Oglądam, wyobrażam sobie, jak to zrobić, a później biorę latawiec i deskę i próbuję. Do skutku. Teraz w repertuarze mam ze 40 trików, choć niektóre wychodzą mi rzadko. Ale w Egipcie jako pierwsza kobieta zrobiłam trik KGB.

Ile czasu w roku spędzasz poza Polską?

- Osiem miesięcy. Żyję na walizkach, ale tak chciałam. Dzięki kitesurfingowi zobaczyłam tyle miejsc na świecie, że mogę się tylko z tego cieszyć.

Kończysz w tym roku 24 lata. Co ze szkołą, studiami?

- Kiedy skończyłam liceum, rodzice powiedzieli, że mam iść na studia stacjonarne. Bardzo mi to nie odpowiadało, więc znalazłam studia przez internet i postawiłam ultimatum - albo tak, albo w ogóle. Zgodzili się.

Jak to się stało, że zostałaś sportową ambasadorką Egiptu?

- Potrzebowali kogoś, kto powie ludziom, że tu warto przyjeżdżać. A że byłam wtedy mistrzynią świata... Ale prawda jest taka, że warunki do pływania są tutaj świetne. Woda jest turkusowa, aż oczy się cieszą. Deszczu nikt tu nigdy nie widział. Ale przede wszystkim świetnie tu wieje, w zasadzie codziennie. Morze Czerwone jest płytkie przy brzegu, rafy koralowe powodują, że nie tworzy się wielka fala jak np. na Atlantyku. To jest idealne miejsce dla kitesurferów. I tylko cztery godziny samolotem z Polski.

Właśnie, możesz liczyć na jakieś wsparcie w kraju?

- Kitesurfingu nie ma wśród dyscyplin olimpijskich. Zapomnij.

Kiedyś nikt nie myślał, że na igrzyskach będzie slopstyle, a tymczasem tej zimy w Soczi rozdano pierwsze medale...

- Zgoda, ale do uprawiania kitesurfingowego freestyle'u potrzeba specyficznych warunków. Powiedzmy, że na igrzyskach olimpijskich dostaniemy 10 dni na zawody. A co jeśli przez ten czas nie będzie wiać?

Śledź autora na twitterze @deszczep