Massiliano Piffaretti był jedną z gwiazd mistrzostwa Europy i Afryki w wakeboardingu i wakeskatingu, które odbyły pierwszy raz w Polsce w dniach 14-18 sierpnia nad Zalewem Domaniowskim.
Marek Kuprowski: Wakeskate, wakeboard... wszystko chcesz wygrać? W kategorii dla dziewczyn też startujesz?
- Wystartowałem w wakeskate, żeby moja reprezentacja zebrała w sumie więcej punktów. Wakeskate to nie moja rzecz, właściwie na nim nie jeżdżę. Nie robiłem tego od miesięcy, dzisiaj pierwszy raz.
Naprawdę? To był niezły przejazd! Wiatr nie przeszkadzał?
- Tak, bawiłem się świetnie. Rzeczywiście, wieje dzisiaj koszmarnie. Spróbowałem użyć cięższej deski, no i wyszło nieźle [Piffaretti był chyba pierwszym zawodnikiem, który nie zaliczył wywrotki].
To jakie plany na wakeboard? Tylko zwycięstwo?
- Tak, mam nadzieję wygrać w wakeboardzie, bo wakeskate nie poszedł mi chyba na tyle dobrze, żebym awansował do kolejnej rundy*. Teraz będę musiał radzić sobie z wiatrem na wakeboardzie.
A dlaczego wakeboard? Chłopcy w twoim kraju nie marzą raczej o tym, żeby być jak Andrea Pirlo?
- Byłem słaby w piłkę nożną. Uprawiałem jednocześnie snowboard i wakeboard, ale potłukłem tyle kości na snowboardzie, że w końcu wybrałem wakeboard. Wyjechałem do USA i od razu pokochałem to gówno. Można powiedzieć, że to wakeboard wybrał mnie.
Widzę, że wszyscy tu się znacie, przybijacie sobie piątki...
- To bardzo fajne, że choć wszyscy ze sobą rywalizujemy, to nie prowadzimy wojny. Gdy tylko wyjdziemy z wody, jesteśmy dobrymi kumplami. Nic innego się nie liczy.
Gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
- Bez wątpienia chcę stać się jednym z wakeboardowych rewolucjonistów [Piffaretti użył słowa "gamechanger" - red.]. Nie chcę być tylko kolesiem, który jeździ na wakeboardzie. Chcę wymyślić nowe triki, przenieść wakeboarding na następny poziom. To moje marzenie.
*Z Piffarettim rozmawiałem między jednym a drugim startem. Przewidywał słusznie - nie awansował w wakeskate, obronił mistrzostwo Europy i Afryki w wakeboardzie.
rozmawiał Marek Kuprowski