I Mistrzostwa Polski w Skyrunningu: 25 km górskiej wspinaczki

Jesteśmy zgodni - to jedna z najciekawszych technicznych tras na jakich mieliśmy okazje się ścigać. Zawody startują w niedzielę więc do Zakopanego przyjeżdżamy dzień wcześniej. Cały Team Dynafit Polska liczy sześć osób: Magda Derezińska-Osiecka, Kasia Zając, Przemek Sobczyk, Jacek Grzędzielski, Tomasz Gorszko i ja.

Dołącz do nas na Facebooku

Kiedy w samochodzie, jeszcze na Zakopiance przedstawicielka piękniejszej części naszego teamu Kasia Zając pyta mnie - czy mam ochotę wbiec na ten pagór? - i palcem pokazuje szczyt Kasprowego Wierchu, nie do końca jestem przekonany czy naprawdę tego chcę. Tym bardziej, że szczyt, który wskazuje to tylko jeden z kilku, na które jutro będziemy musieli się wspiąć w morderczym tempie. Suma przewyższeń na całej trasie wynosi bowiem 3200 m.

Wieczorny rytuał

Odpowiednie przygotowania w dniu poprzedzającym start mogą zaważyć na sukcesie bądź porażce w biegu. Co jeść, żeby nie obciążyć organizmu, co pić żeby nie odwodnić się podczas intensywnego wysiłku, co zrobić by ograniczyć ryzyko wystąpienia skurczów mięśni? Kasia okazuje się tu nieocenionym źródłem wiedzy. Już w drodze z Krakowa pod Tatry pijemy wodę w dużych ilościach. Do tego potas, magnez i wapno. Po dotarciu na miejsce odbieramy pakiet startowy i ruszamy do apartamentu. Zaaranżowany w stylu śródziemnomorskim już po kilkunastu minutach od naszego wejścia zaczyna przypominać pokój niesfornego gimnazjalisty.

Wszędzie walają się ryżowe płatki, słoiki z nutellą, dżemem, pieczywo wielozbożowe, bidony z węglowodanami, chleb Waza, batony i żele energetyczne. Jednym słowem trwa zgrupowanie. Gościnni gospodarze częstują nas ogromnym garem makaronu z pesto. W ramach zaprawy opowiadamy sobie przygody z poprzednich zawodów. Humory dopisują, ale czas leci nieubłaganie. Trzeba zmykać do łóżek. Kasia na sen rozdaje nam jeszcze pastylki z magnezem. Pijemy ostatnie łuki węglowodanów, wapna i obowiązkowo - rozciąganie. Kuszą nas uchylone drzwi do sauny, ale wiemy, że przed startem było by to jak zastrzyk z pawulonu.

Poranna niemoc

25-kilometrowy dystans biegu głównego prowadzi spod zakopiańskiej siedziby "Sokoła" ulicami miasta na Nosal, dalej przez Halę Gąsienicową, Czarny Staw Gąsienicowy, Kasprowy Wierch, Myślenickie Turnie, Kuźnice aż do mety przy schronisku na Kalatówkach.

Budzę się zmęczony. Rozglądam się po pokoju i widzę swoich towarzyszy niedoli. To dodaje mi otuchy, choć i oni nie wyglądają na wypoczętych. Nie mam siły wstać, bo przez pół nocy kursowałem między łóżkiem a toaletą. Odgłosy w ciemnościach świadczyły, że nie tylko ja tak się męczyłem. Nadmiar wody i nerwy przed startem zrobiły swoje. Nie wychodząc z łóżek sięgamy po banany. Okazuje się, że ani ja ani Jacek nie mamy siły żeby "odbezpieczyć" skórki. Poranna niemoc nie pozwala nawet zacisnąć pięści. Spoglądamy nieufnie na Kasię. Sabotaż? Czy te pigułki to na pewno był magnez - pytamy podejrzliwie? Kasia tylko się uśmiecha.

Tłum przed "Sokołem"

Senny niedzielny poranek w Zakopanem. Na ulicach pustki tylko pod kinem "Sokół" od rana gęstnieje tłum kolorowych przebierańców. To biegacze. Ponad 260 zawodników, którzy przyszli tu by rywalizować na dwóch trasach krótszej 7,5-kilometrowej biegu otwartego i dłuższej 25,4 km biegu głównego. Na tej drugiej zawodnicy przyszli by walczyć nie tylko o tytuł Mistrza Polski w Skyrunningu, ale także po zdobycie cennych punktów umożliwiających start w Mistrzostwach Świata w Biegach Górskich na długim dystansie. Trwa rozgrzewka, zapadają ostatnie strategiczne decyzje dotyczące ubioru. Wirują kurtki, plecaki, napoje. Jeszcze wspólne pamiątkowe zdjęcie i w końcu sygnał do startu. Jest punkt dziewiąta.

Pogoda dopisuje, świeci słonecznie choć nie jest upalnie. Początkowy, rozgrzewkowy odcinek prowadzi po asfalcie obok Wielkiej Krokwi przez Rondo Jana Pawła II i dalej al. Przewodników Tatrzańskich do tamy wodnej. Dopiero pod koniec asfaltowej serpentyny czuje, że zbite nogi nieco się rozluźniają. Tam czeka już pierwszy podbieg na Nosal.

Milkną rozmowy. Ruszam ile sił w nogach. Na skalnych półkach mijam kolejnych zawodników, ale po chwili dopada mnie obawa, że jak zacznę zbyt mocno, to może nie wystarczyć mi sił na dalsze podbiegi. Początkowy etap zbiegu z Nosala bardzo stromy, skalny. Dopiero po kilkunastu skokach przez kamienne nawisy można zacząć z powrotem biec. Buty doskonale trzymają się wilgotnego podłoża, więc nie oszczędzam nóg. Ruszam co sił. Do Murowańca stosuję marszobieg. Widzę, że szybki, ale jednostajny chód pozwala mi minąć podskakujących zawodników nie tracąc tak wiele energii co oni. Dalej Czarny Staw. Turyści opalają się leżąc na plecakach, jedzą kanapki a my zaczynamy właśnie podejście stromą ścianą na Karb. Tu już nikt nie biegnie. Zawodnicy wspinają się na strome, porośnięte mchami skały. Słychać ciężkie oddechy. Pogoda piękna, żałuje, że na szczycie nie ma czasu na chwilę oddechu. Od razu trzeba biec w dół. Rozpędzam się stąpając po większych kamieniach i czuję jakbym tylko muskał je stopami. Wtedy przypominam sobie dlaczego właściwie tak bardzo lubię biegi górskie.

Oddech na Kalatówkach

Mijając Zielony Staw dobiegam do stacji kolejki w Kotle Gąsienicowym. Tu zaczyna się najdłuższy podbieg. Nie jest stromo, ale długi i nużący odcinek z widoczną niemal na wyciągnięcie ręki górną stacja kolejki na Kasprowy Wierch bardzo męczy mnie psychicznie. Staram się nie patrzeć przed siebie. Liczę oddechy. W końcu słyszę głośny aplauz. Na siłę wciskam w siebie energetyczny żel i obficie popijam wodą. Lepki "przysmak" przegryzam bananem. Przede mną długa i pełna zdradliwych szykan serpentyna w dół przez Myślenickie Turnie wprost do Kuźnic. Dopiero na mecie słyszę o połamanych szczękach i dziurach w kolanach. Wielu zawodników przedwcześnie tam właśnie kończy swój bieg. Szczęśliwie bez obrażeń udaje mi się dotrzeć na dół. Jacek nie ma tyle szczęścia. Łamie palec ratując się przed upadkiem. Kość pęka wzdłuż, na szczęście obrączka ratuje go przed otwartym złamaniem. Na metę dociera z ręka w szynie zawieszoną na temblaku.

Ostatni podbieg na Kalatówki turyści zazwyczaj pokonują spacerem. Obok mnie mężczyzna z plecakiem i kijkami maszeruje równo ze mną. Opadam z sił. Po drodze mijam Marcina Świerca, mistrza trasy, który wypoczęty schodzi już do Kuźnic. Pytam go jaki miał czas? 2.13.37 odpowiada. Patrzę na swój zegarek mija 3.13. Widząc bramkę zrywam się ostatkiem sił. Słychać głośny doping.

Na pamiątkowym zdjęciu z finiszu wyglądamy jak grupa Niemców powracających spod Stalingradu. Zmęczeni, ale zadowoleni jesteśmy zgodni - trasa technicznie wymagająca, ale bardzo ciekawa. Dzięki organizacji tego biegu nasz kraj ma szansę dołączyć w tym roku do światowej federacji skyrunningu i stać się jej 21 członkiem.

Wyniki Team Dynafit Polska:

Przemek Sobczyk 2.44.28

Magda Derezińska-Osuecka 3.01.40

Kasia Zając 3.05.02

Dawid Hajok 3.17.04

Tomasz Gorszko 3.22.41

Jacek Grzędzielski 3.56.39

Relację z zawodów możesz przeczytać również TUTAJ!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.